– To smutna wiadomość. Michael jest nie tylko fantastycznym piłkarzem, ale też człowiekiem. Nigdy nie miałem z nim problemów – opowiada Sven Goeran-Eriksson, były selekcjoner Anglików. – Pamiętam zwycięstwo 5:1 nad Niemcami (w Monachium, 2001 rok – przyp. t.w.), Michael zdobył tam hat-tricka, to jeden z tych meczów, o których nie da się zapomnieć. Jestem dumny, że mogłem go trenować.
Słów pochwał pod adresem 33-letniego dziś Owena padło w ostatnich dniach wiele, bo piłkarzem był nieprzeciętnym. W Liverpoolu zadebiutował już jako 17-latek, ale światu przedstawił się na mundialu we Francji (1998), gdy w 1/8 finału strzelił Argentynie bramkę po indywidualnej akcji.
– Ten gol będzie żył długo w naszej pamięci – przekonuje Frank Lampard. – Odwaga i przebojowość, z jaką wpadł w pole karne rywali, są godne podziwu. Miał przecież wtedy dopiero 18 lat. Był w tamtych czasach prawdopodobnie najlepszym napastnikiem w Europie – dodaje pomocnik Chelsea i reprezentacji Anglii, który spotkanie z Argentyną oglądał jeszcze jako kibic, na wakacjach.
James Milner z Manchesteru City siedział wówczas przed telewizorem z przyjaciółmi. – Pamiętam dobrze, jak Paul Scholes krzyczał do Michaela, by zostawił piłkę, bo sam chciał oddać strzał. Owen nie posłuchał, resztę znamy. Miałem szczęście grać z nim w Newcastle. Zdobywanie bramek ma we krwi. W Madrycie go nie doceniono – uważa Milner.
Owen trafił do Realu w 2004 roku, większość czasu spędził na ławce rezerwowych, ale i tak zdobył w jednym sezonie 16 goli, a potem wrócił na Wyspy, do Newcastle. Złamaną nogę zdążył wyleczyć do mistrzostw świata 2006, ale już na początku ostatniego meczu grupowego ze Szwecją doznał kontuzji kolana i wypadł z gry prawie na rok. Później przeszedł jeszcze operację pachwiny. W 2009 roku odszedł za darmo do Manchesteru United, ale poza hat-trickiem w spotkaniu Ligi Mistrzów z Wolfsburgiem i zwycięską bramką w szóstej minucie doliczonego czasu derbów z City (4:3) niczym się nie wyróżnił. Znów przeszkodziły kontuzje.