Kibic Ukrainy ma na czarną godzinę dyżurne tyrady o rozpuszczonych gwiazdach, które zapomniały, co to za honor grać dla ojczyzny, myślą tylko o swoich Szachtarach i Dynamach, karbowego im trzeba, a nie trenera. Ale nawet jeśli tak jest, to kibic i tak nic z początku obecnych eliminacji nie rozumie. Jak można tak dobrze grać z Anglią na Wembley i jednak nie wygrać? Jak można zmarnować tyle sytuacji, co w meczu z Mołdawią? I jak można potem zagrać aż tak źle z Czarnogórą, na własnym stadionie?
Po szybkim odpadnięciu z Euro 2012 było smutno, ale przynajmniej znaleziono winnego. W parku w centrum Doniecka stała wtedy duża tablica ze zdjęciem sędziego Viktora Kassaia. Każdy mógł na niej napisać, co sądzi o Węgrze, który ukradł bramkę strzeloną Anglikom przez Marko Devicia, bo nie zauważył, że piłka minęła linię. Ukraina była moralnym zwycięzcą.
A po pierwszych bitwach o mundial 2014 nie ma jednego winowajcy, brakuje punktów (są tylko dwa, w trzech meczach) i spokoju, nie ma też przekonania, że plan odbudowy reprezentacji jest dobry. I że w ogóle jest jakiś plan. Nie wiadomo nawet, czy Mychajło Fomenko naprawdę chciał być selekcjonerem.
Czy może uznał, że jako szef tzw. komitetu reprezentacji formalnie odpowiedzialny za szukanie nowego trenera po rezygnacji Oleha Błochina musi jakoś przerwać ten kiepski serial o kuszeniu – a to Andrija Szewczenki, a to Harry'ego Redknappa, a to Svena-Görana Erikssona. I jeszcze gorszy serial o kłótniach tymczasowych trenerów, Aleksandra Zawarowa i Andrija Bala, którzy się nie znosili.
Karbowego im trzeba, a nie trenera – mówią ukraińscy kibice o swoich piłkarzach