Zmarła przed kilkoma dniami premier Wielkiej Brytanii prywatnie była związana ze sportem. Jej mąż Denis sędziował mecze rugby, często grywał w krykieta i golfa. Jednak Żelazna Dama nie chciała zajmować się problemami sportowców i kibiców.
Okoliczności jednak do tego ją zmusiły. W 1980 roku naciskała na Dennisa Followsa, szefa Brytyjskiego Komitetu Olimpijskiego, aby nie wysyłał reprezentacji na igrzyska w Moskwie (bojkot zainicjowały Stany Zjednoczone po ataku ZSRR na Afganistan). Lecz ten się nie ugiął i brytyjscy sportowcy pojechali do Moskwy. Thatcher nie mogła zrozumieć, jak można stawiać udział w zawodach ponad interes ojczyzny.
Szybko przekonała się też, że brytyjski sport, a zwłaszcza piłka nożna, potrzebuje reform. Na stadionach królowali chuligani, dla zwykłego kibica pójście na mecz wiązało się z dużym ryzykiem. Do podjęcia zdecydowanych kroków zmusiła premier Thatcher seria dramatycznych zdarzeń.
11 maja 1985 roku w pożarze na stadionie w Bradford zginęło 56 osób. Trybuna, na której zaprószono ogień, miała 74 lata, zbudowana była z drewna, a pod nią przez lata gromadziły się śmieci, których nikt nie sprzątał. To wszystko sprawiło, że konstrukcja spłonęła w mgnieniu oka.
Wkrótce pożar w Bradford przyćmiła kolejna tragedia. 29 maja tego samego roku na stadionie Heysel w Brukseli zginęło 39 osób. W czasie finału Pucharu Europy między Liverpoolem a Juventusem doszło do zamieszek. Angielscy kibice zaczęli rzucać w fanów z Turynu różnymi przedmiotami oraz przedzierać się do ich sektora. Wtedy cała Europa zobaczyła, że Wielka Brytania nie radzi sobie z pijanymi pseudokibicami. Rozwścieczyło to Margaret Thatcher tak bardzo, że naciskała na władze krajowej federacji piłkarskiej, aby na rok wycofały kluby z międzynarodowych rozgrywek. UEFA nałożyła na Anglików znacznie surowsze sankcje, zawiesiła Liverpool na sześć lat, a inne angielskie zespoły na pięć.