Mur stoi w głowach

23 lata po zjednoczeniu Niemiec żadnego klubu z byłej NRD nie ma w Bundeslidze. Przepaść była zbyt duża.

Publikacja: 20.04.2013 01:05

Matthias Sammer (z lewej) odbył w zjednoczonych Niemczech najdłuższą podróż: od Dynama Drezno – klub

Matthias Sammer (z lewej) odbył w zjednoczonych Niemczech najdłuższą podróż: od Dynama Drezno – klubu policji NRD, do dyrektora sportowego Bayernu Monachium – symbolu bogatej RFN. Po drodze było mistrzostwo Europy i Złota Piłka „France Football”

Foto: PAP/DPA

Było jak u nas. Obywatele NRD, widząc wygrywających piłkarzy, mieli wierzyć w wyższość socjalizmu. Wierzyli średnio, bo wschodnio- niemiecka Oberliga traktowana była jak wyrób czekoladopodobny. Prawdziwy futbol był za zachodnią granicą, niemal każdy w NRD miał swoją ulubioną drużynę w zachodnich Niemczech.

Po zjednoczeniu w roku 1990, przy łączeniu Oberligi z Bundesligą nie było parytetów, ani programów wyrównywania szans. Władze silniejszych i bardziej prestiżowych rozgrywek dopuściły do siebie dwie najlepsze drużyny ze Wschodu, sześć odesłano do drugiej ligi, sześć do lig amatorskich. Ostatnim mistrzem NRD zostało Dynamo Drezno, po upadku muru rozegrano jeszcze jeden sezon, ale były to eliminacje do ogólnoniemieckiej Bundesligi – wtedy najlepsza okazała się Hansa Rostock.

Atmosfera na meczach w byłej NRD zniechęca kibiców, a piłkarze nie lubią tam grać

Informacja o otwarciu granic zastała piłkarzy reprezentacji NRD na zgrupowaniu, następnego dnia musieli wyjść na trening. W klubach większość zawodników albo dostała wolne, albo zrobiła je sobie sama. Część nigdy nie powróciła do domów, bo trudno było uwierzyć, że swobodny przejazd do RFN jest na stałe, dlatego wiele rodzin zapakowało się w swoje trabanty i wartburgi, by natychmiast szukać szczęścia w nowym życiu.

Kto pierwszy, ten lepszy

Kluby, które sezon w Oberlidze kończyły na dole tabeli i w nowych strukturach znalazły się bardzo nisko, w kilka miesięcy straciły nawet pół składu. Piłkarze nie mogli wiązać przyszłości z uprawianiem futbolu i albo szukali nowych pracodawców na Zachodzie, albo zmieniali zawód, żeby utrzymać rodziny. „Kwitnące krajobrazy", jakie obiecywał Helmut Kohl, nie dotyczyły futbolu, w Bundeslidze nawet trawa wydawała się bardziej zielona.

Oberliga miała jednak swoje lata świetności. Za sezon 1973/74 w rankingu UEFA zajmowała drugie miejsce pod względem jakości w Europie, tuż za rozgrywkami z RFN. To właśnie wtedy FC Magdeburg zdobył Puchar Zdobywców Pucharów, wygrywając w finale z Milanem. W finale tych rozgrywek grały jeszcze Carl Zeiss Jena (1981) i Lokomotive Lipsk (1987).

Tak, jak w Polsce, kluby miały swoich opiekunów – od wojska i tajnych służb po kolej i przemysł chemiczny. Dziesięć lat z rzędu mistrzostwo zdobywało Dynamo Berlin, ulubiona drużyna szefa Stasi Ericha Mielkego. Od 1953 roku był on prezesem Dynama, podobno w tym klubie nawet sprzątaczki były na etatach w wywiadzie.

Nikt nie pytał, jak to możliwe, żeby jeden klub rządził tak długo, sędziowie często byli tajnymi informatorami i subtelnie pomagali w realizacji marzeń swojego szefa. Po upadku muru berlińskiego Dynamo zmieniło nazwę na FC, ale nie udało się odciąć od korzeni. Frekwencja na stadionie była bardzo niska, klub nigdy nie nawiązał do lat swojej wielkości.

Otwarcie granic otworzyło też okno transferowe. Zasad nie było, kto pierwszy ten lepszy. Oberliga miała dobrych piłkarzy, którzy przez lata marzyli o wielkich klubach zza zachodniej granicy. Kilku zdecydowało się na ucieczkę przy okazji meczów w europejskich pucharach. Niektórym udało się przetrwać okres zawieszenia przez UEFA i wrócić do gry w lepszych klubach, ale NRD nie mogło wybaczyć zdrady gwiazdom. Najgłośniej było o śmierci w podejrzanym wypadku samochodowym Lutza Eigendorfa, który należał do ulubionych piłkarzy Mielkego w barwach Dynama. Eigendorf grał później w Kaiserslautern, ale nigdy nie czuł się bezpiecznie. Wiedział, że jest śledzony.

Po upadku muru, na Zachód legalnie wyjechało wielu piłkarzy, którzy później zrobili karierę w reprezentacji zjednoczonych Niemiec. Matthias Sammer, który w 1996 roku z Borussią Dortmund wygrał Ligę Mistrzów, a z reprezentacją Niemiec zdobył mistrzostwo Europy i otrzymał Złotą Piłkę „France Football", trafił z Drezna do Stuttgartu.

Ojciec Sammera współpracował ze Stasi, ale na transfer syna nie miał już żadnego wpływu. Żaden inny piłkarz z byłej NRD takiego statusu jak Sammer na Zachodzie nie osiągnął. Teraz jest on dyrektorem sportowym Bayernu Monachium.

Wyjeżdżali też inni. Andreas Thom był pierwszy – z Dynama Berlin trafił do Bayeru Leverkusen za cztery miliony marek. Thom czy Thomas Doll odmówili udziału w ostatnich meczach reprezentacji NRD, wiedzieli, że za chwilę będą grać dla RFN i kolejnymi występami dla reżimowej kadry mogą sobie zaszkodzić.

Doll wyjechał do Hamburga, później grał też we Włoszech. W 2005 roku, gdy był już trenerem, wybrano go piłkarskim Człowiekiem Roku, za uratowanie przed spadkiem z Bundesligi i upadkiem finansowym HSV Hamburg. Z Drezna wyjechał także Ulf Kirsten, później legenda Bayeru Leverkusen.

Czwarta liga

Wielu piłkarzy z NRD w nowej rzeczywistości poradziło sobie świetnie, kluby – już nie. 23 lata po upadku muru w Bundeslidze nie ma żadnej drużyny ze Wschodu. Dynamo Drezno wytrzymało w pierwszej lidze cztery sezony, a później zaczęło szybką drogę w dół. Klub stracił licencję, został zdegradowany do poziomu amatorskiego. Teraz jest w drugiej lidze.

Magdeburg w 1996 roku zatrzymał się w czwartej lidze, wrócił na chwilę szczebel wyżej, ale teraz rywalizuje w lidze regionalnej z rezerwami Energie Cottbus, Unionu Berlin czy Herthy. Hansa Rostock w Bundeslidze wytrwała najdłużej. Już w pierwszym sezonie potrafiła pokonać Bayern w Monachium, Z ligi w końcu spadła, ale wróciła i od 1995 do 2005 roku grała w niej nieprzerwanie, teraz walczy w trzeciej lidze.

Rok 2005 był przełomowy, wtedy po raz pierwszy w Bundeslidze zabrakło choćby jednej drużyny ze wschodnich landów. Teraz w 2. Bundes- lidze grają Union Berlin, Energie Cottbus, Erzgebirge Aue, a Dynamo Drezno broni się przed spadkiem. Nie ma nadziei na lepsze jutro, 1. Bund- esliga to za wysokie progi.

Niechęć do Wschodu

– Zachodnie Niemcy wcale nie płaczą za brakiem klubów z byłej NRD w Bundeslidze. Nigdy nie lubiliśmy tam jeździć. W Cottbus stadion nazywa się „Stadionem Przyjaźni", ale nie ma to nic wspólnego z rzeczywistością. Nigdzie indziej piłkarze gości nie są tak wyzywani. Widać olbrzymią przepaść w zarobkach pomiędzy byłą NRD i RFN, na trybunach ludzie dają upust swojej frustracji – mówi „Rz" Radosław Gilewicz, były piłkarz m.in. VfB Stuttgart.

To właśnie położone blisko naszej granicy Cottbus (Chociebuż) w Bundeslidze grało w ostatnich sezonach. Kiedy na mały stadion przyjeżdżał wielki Bayern, z Polski jeździły tam wycieczki. Drużyna była sponsorowana przez koncern energetyczny, a niezłe pieniądze to połowa sukcesu. W 1997 roku był finał Pucharu Niemiec, trzy lata później awans do najwyższej klasy. W Energie grali Polacy – Radosław Kałużny, Andrzej Kobylański i Andrzej Juskowiak, który później występował jeszcze w drugo- ligowym Erzgebirge Aue.

– Przykład Cottbus najlepiej pokazuje, co dzieje się z klubami byłej Oberligi w zjednoczonych Niemczech. Zacznijmy od samych Niemców, dla których występowanie w drużynie ze Wschodu jest ostatecznością, nikt nie chce tam grać, a jeżeli do tego dochodzą problemy finansowe, nie ma żadnego magnesu. Na Zachodzie podobnym miastem jest Wolfsburg, też nie ma tam nic ciekawego, ale oni mają przynajmniej pieniądze – mówi „Rz" Andrzej Juskowiak.

Polscy piłkarze, którzy grali w Niemczech po upadku muru, wspominają o solidarnościowym podatku. Część każdej pensji szła na Wschód, na brukowane chodniki, rozwój przemysłu i tworzenie specjalnych stref ekonomicznych.

– Pomoc socjalna była za duża, młodzi ludzie nie pracowali, przyzwyczaili się, że w ramach wyrównania szans, dostaną pieniądze od bogatszej części Niemiec. Dobrze im się żyło i teraz są tego efekty – uważa Juskowiak.

Red Bull bez nazwy

Wschodnie Niemcy mają także problem z kibicami – albo ich nie ma w ogóle, albo są to chuligani bijący się pod prawicowymi sztandarami. Najgorętszych fanatyków ma Dynamo Drezno. Do Dortmundu na mecz Pucharu Niemiec przyjechało ich 15 tysięcy. Po rewanżu w Dreźnie na Dynamo nałożono 100 tysięcy euro kary za zachowanie kibiców. Drużyna nie wystartuje w najbliższym Pucharze Niemiec, po tym jak w Hanowerze ponad 300 chuliganów biło się z policją.

– Atmosfera na meczach we wschodniej części Niemiec zniechęca kibiców. Czasami wydaje mi się, że oni najchętniej zbudowaliby jeszcze jeden, dużo wyższy mur oddzielający ich od Zachodu. Ten mur już zresztą jest w ich głowach. W Dreźnie miał powstać nowy stadion, ale kibice wszystko zepsuli. Delikatnie mówiąc, piłkarze nie garnęli się do tamtych klubów, bo w ich życiu liczy się coś więcej niż trening, zawodnicy mają żony, dzieci. Nie widzę Bundesligi na wschodzie nigdzie poza Berlinem i Lipskiem. Tam jest dobry dojazd i dobrzy sponsorzy – opowiada Juskowiak.

W Lipsk zainwestował Dietrich Mateschitz, główny udziałowiec marki Red Bull. W jednym czasie zdecydował się sponsorować drużyny w Nowym Jorku, Salzburgu i Lipsku, w Niemczech jednak nie pozwolono mu używać Red Bulla w nazwie klubu.

Drużyna występuje jako RB (RasenBallsport) Lipsk i prowadzi w tabeli Regionalligi. Cel? Awans co dwa lata. Nowoczesny stadion już jest, powstał w niecce starego z okazji mistrzostw świata w 2006 roku.

Po upadku muru o futbolu w dawnej NRD trochę zapomniano. Specjalne strefy nie dotyczyły sportu, kluby popadły w ruinę, zabrakło pieniędzy na wypłaty. Polska ekstraklasa, jej stadiony i pieniądze, są przy klubach byłej Oberligi, jak ziemia obiecana.

Borussia Dortmund czy Bayern Monachium, które grają właśnie w półfinałach Ligi Mistrzów, to inna planeta.

Piłka nożna
Napoli mistrzem Włoch, Zielińskiemu i Zalewskiemu została Liga Mistrzów
Piłka nożna
Liga Europy dla Tottenhamu. Sezon cierpień Manchesteru United dopełniony
Piłka nożna
Transfery polskich piłkarzy. Lato znów może być gorące
Piłka nożna
Finał zranionych. Tottenham - Manchester United o triumf w Lidze Europy
Piłka nożna
Gary Lineker po prawie 30 latach odchodzi z BBC. Powód? Oskarżenia o antysemityzm