Nie wiem, jak potoczy się kariera Roberta Lewandowskiego, ale to zdanie będzie jednym z najważniejszych w jego CV. Lewandowski dokonał sztuki niezwykłej. Każda z tych czterech bramek była inna, każda świadczyła o jego wielkiej klasie. Lewandowski jest napastnikiem, na którego w takich meczach liczy się najbardziej, ale właśnie dlatego w tego rodzaju pojedynkach gracze na tej pozycji są najbardziej pilnowani. I zwykle gole zdobywają inni - pomocnicy lub obrońcy.
Lewandowski walczył z obrońcami Realu, pokonując ich szybkością, sprytem, techniką. Wygrywał z tymi, o których piszemy, że są najlepsi na świecie (Pepe, Sergio Ramos) lub niezwykle utalentowani (Raphael Varane). Jose Mourinho przyznał, że on i jego sztab wiedzieli o Lewandowskim wszystko, a mimo to nie zdołano go zatrzymać. Na tym polega mistrzostwo.
Teraz polskiego napastnika porównuje się z legendami z przeszłości - Ferencem Puskasem czy Marco van Bastenem, a jego zdjęcia z wyciągniętą ręką i czterema palcami („cztery dziś strzeliłem") zdobią pierwsze strony gazet i portale w całej Europie.
Polscy kibice, czekający wciąż na jakieś sukcesy w sportach letnich, na które ktoś za granicą zwróciłby uwagę, mają wreszcie drobną satysfakcję. Drobną, bo przecież natychmiast pojawiło się pytanie: dlaczego on tak nie strzela w reprezentacji? Nie strzela, bo nie ma takich partnerów jak w Dortmundzie. Sądzę, że gdyby reprezentacja Polski zagrała poważny mecz z Borussią z Lewandowskim, Jakubem Błaszczykowskim i Łukaszem Piszczkiem w składzie - poniosłaby porażkę.
Robert Lewandowski robił karierę już w kraju, ale nim Lech go przyjął, specjaliści z Legii go skreślili. Kiedy agent piłkarza, Cezary Kucharski, który wypatrzył go w Zniczu Pruszków, spytał, ile chce zarabiać, usłyszał: przede wszystkim chciałbym grać w lepszym klubie.