18 maja o godz. 13.30 rozpocznie się mecz decydujący o mistrzostwie Polski. Legia podejmować będzie Lecha. Jej sobotni remis z Piastem Gliwice spowodował, że – jeśli obie drużyny nadal będą wygrywać – Lech w Warszawie nie będzie walczył o zbliżenie się do Legii w tabeli, ale o pierwsze miejsce.
Po sześciu zwycięstwach z rzędu Legia zatrzymała się w Gliwicach. Znowu grała bez pomysłu, piłkarze z Warszawy nie potrafili wykorzystać przewagi, a Jan Urban na ławce rezerwowych zdawał się drzemać. Legia była lepsza, ale wyglądała na zdziwioną, że Piast postanowił wyszarpać chociaż jeden punkt.
Urban mówił o kiepskim początku, tyle że jego piłkarze są mistrzami tracenia czasu nie od dziś. Rzadko udaje im się strzelić gola i kontrolować przebieg gry, wolą nerwy i czekanie na słaby moment rywala. A tego dnia zawodnicy Piasta byli wyjątkowo skoncentrowani.
Oczywiście – sytuacje były. Miroslav Radović trafił w poprzeczkę, a Danijel Ljuboja wybił piłkę, kiedy bramkarz Daniel Trela odbijał ją o ziemię, szykując się do wybicia, i strzelił gola. Napastnik Legii bardzo się denerwował, że sędzia Hubert Siejewicz bramki nie uznał, ale przepisy stoją po stronie arbitra. To podobno częsta sytuacja na testach sędziowskich – bramkarzowi nie można przeszkadzać podczas wprowadzania piłki do gry, nie ma tu znaczenia, że Ljuboja nawet Treli nie dotknął.
Urban czekał ze zmianami do ostatnich dziesięciu minut, chociaż był chyba jedyną osobą na stadionie, która wierzyła, że Legia w takim składzie jest w stanie zmienić losy meczu. Niewidoczny był Władimir Dwaliszwili, a Ljuboja – ponownie w pierwszym składzie – po raz kolejny udowodnił, że niepewna przyszłość wpływa na jego postawę na boisku.