To już koniec wielkiej Barcelony

Bayern upokorzył rywala – wygrał 3:0 na Camp Nou i 25 maja zagra z Borussią Dortmund w wielkim finale.

Aktualizacja: 02.05.2013 01:55 Publikacja: 02.05.2013 00:58

Szczęśliwi ci, którzy nie kochali tiki-taki i armii karłów, która wymieniając setki podań, była niepokonana w Europie przez wiele lat. Wczoraj w Barcelonie skończyła się era kolejnej wielkiej drużyny, która na stałe zapisała się w historii. Mając w pamięci wspaniałe mecze Andrea Iniesty, Xaviego czy Davida Villi, po których bezradni rywale nazywali ich kosmitami, oglądanie rewanżowego półfinału z Bayernem Monachium musiało boleć.

W Katalonii odprawiano czary głównie za pomocą liczb. Że Barcelona ostatnio na własnym boisku wygrywała z niemieckimi przeciwnikami dwa razy po 4:0, a raz nawet 7:1. Że Leo Messi w spotkaniu z Bayerem Leverkusen zdobył pięć bramek. To właśnie Messi dawał jeszcze wiarę, że 0:4 z Monachium to dopiero wynik do przerwy i jeszcze wszystko jest możliwe. Tyle że w środę Argentyńczyk nie wszedł nawet na boisko. To była niespodzianka, bo kilka dni wcześniej grał w lidze i chociaż narzekał na kontuzję od kilku tygodni, wydawało się, że w takim spotkaniu jak wczoraj zagrać akurat musi.

W środę upadały symbole. Kiedy Arjen Robben na początku drugiej połowy strzelił gola dla Bayernu, Messi na ławce rezerwowych zapiął kurtkę pod samą szyję. Kilka minut później z boiska zszedł Xavi, później Iniesta. Tito Vilanova zmieniał wszystkie gwiazdy, chociaż nie ma ich już po co oszczędzać, bo w tym sezonie Barcelonie zostało spokojne dowiezienie przewagi w lidze hiszpańskiej. Być może trener chciał im skrócić cierpienia.

Niemcy zrobili na Camp Nou tiki-takę w swoim stylu. Równie szybką i dokładną, ale dołożyli do niej nieprawdopodobną siłę. Gospodarze rzadko potrafili przedostać się pod pole karne Manuela Neuera, a kiedy już tam byli, zupełnie nie wiedzieli, co robić. Przewaga wzrostu obrony Bayernu wykluczała dośrodkowania górą, dołem też nic nie przechodziło, bo doskonale grali Bastian Schweinteiger i Javi Martinez, który każdym kolejnym meczem udowadnia, że 40 milionów euro wydanych na jego sprowadzenie to dobra inwestycja.

W drugiej połowie to już była karuzela – gospodarze biegali od jednego do drugiego przeciwnika, nie potrafiąc odebrać piłki. Niemieccy kibice robili hiszpańskie „Ole!". Bayern nie miał miłosierdzia, rozkręcał się z każdą minutą, bawił się piłką i rywalem.

Gerard Pique przed meczem próbował mobilizować swoich kolegów, jak Sergio Ramos dzień wcześniej przed spotkaniem Realu z Borussią. Ramos w rewanżu zagrał świetnie, Real odpadł z podniesionym czołem, Barcelona została upokorzona.

Pique wspominał, że kiedy jego ukochana Barcelona w 1994 roku przegrała 0:4 z Milanem, nie wierzył ojcu, że nie będzie rewanżu. Dla niego lepiej byłoby, gdyby po 0:4 w Monachium nie było konieczności rozgrywania spotkania w Barcelonie. Nadziei już wtedy co prawda nie było żadnych, ale w 72. minucie Pique ładnym strzałem zakończył dośrodkowanie Francka Ribery'ego i strzelił bramkę samobójczą. Ribery dośrodkował też kilka minut później, kiedy ósmą bramkę w tej Lidze Mistrzów zdobył Thomas Mueller.

Barcelona odpadła na kolanach. W dwumeczu przegrała 0:7, nie miała nic do powiedzenia. Vilanova podobno chce zostać na kolejny sezon, ale nie wiadomo, czy po zakończeniu sezonu trenerowi i prezydentowi klubu nadal będzie po drodze. Kadra ma być odchudzona, ale szykuje się też kilka ciekawych transferów. Hiszpańska prasa spekulowała ostatnio, że klocki od nowa na Camp Nou poukładać ma Jupp Heynckess, któremu kończy się kontrakt w Monachium, ale trener Bayernu szybko uciął spekulacje. Podobno wybiera się na emeryturę.

Zanosi się na to, że miejsce Barcelony w hierarchii europejskiego futbolu zajął właśnie Bayern. Zrobił to w najlepszy możliwy sposób, zdobywając stadion abdykującego króla. Do Monachium przychodzi trener Pep Guardiola i być może jego głównym problemem będzie znalezienie motywacji w piłkarzach, którzy w tym sezonie wygrają wszystko.

Bayern jest faworytem londyńskiego finału z Borussią. Jest mocny w ataku, zabójczy w obronie: w lidze niemieckiej w 31 spotkaniach stracił tylko 14 goli. A ścieżka fazy pucharowej każe chyba trochę przewartościować ranking najlepszych lig w Europie. Drużyna z Monachium wyeliminowała angielski Arsenal, upokorzyła mistrza Włoch Juventus (4:0 w dwumeczu), rozgromiła wicemistrza Hiszpanii Barcelonę (7:0), a do tego na angielskim Wembley zmierzy się w meczu o wszystko z inną drużyną Bundesligi.

FC Barcelona – Bayern Monachium 0:3 (0:0)

Bramki: A. Robben (49), G. Pique (72, samobójczy), T. Mueller (76). Żółte kartki: D. Alves (Barcelona); A. Robben (Bayern).

Barcelona: Valdes – Alves, Pique, Bartra (87, Montoya), Adriano – Xavi (55, Sanchez), Song, Iniesta (65, Alcantara) – Villa, Fabregas, Pedro.

Bayern: Neuer – Lahm (77, Rafinha), Boateng, Van Buyten, Alaba – Robben, Javi Martinez (74, Tymoszczuk), Mueller, Schweinsteiger (67, Luiz Gustavo), Ribery – Mandżukić

Pierwszy mecz 0:4. Awans: Bayern. W finale w Londynie 25 maja Bayern zagra z Borussią Dortmund.

Piłka nożna
Legia z Pucharem Polski. Z kim zagra o Ligę Europy? Lista potencjalnych rywali
Piłka nożna
Stefan Szczepłek: Legia zdobyła Puchar Polski i uratowała sezon
Piłka nożna
Puchar Polski. Legia śrubuje rekord i ratuje sezon, Pogoń znów bez trofeum
Piłka nożna
W Liverpoolu zatrzęsła się ziemia, bo Alexis Mac Allister strzelił gola
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Piłka nożna
Finał Pucharu Polski na PGE Narodowym. Kamil Grosicki chce wygrać dla córki
Materiał Partnera
Polska ma ogromny potencjał jeśli chodzi o samochody elektryczne