Robert Lewandowski: samolot startuje

Życie nauczyło polskiego piłkarza szybko podnosić się po upadkach. Wdrapał się na szczyt i wie, jak się na nim utrzymać

Publikacja: 04.05.2013 15:58

Robert Lewandowski

Robert Lewandowski

Foto: AFP

Tuż przed Euro 2012 piłkarze reprezentacji Polski odpowiadali na serię pytań w ankiecie. Pana największa zaleta? Lewandowski zastanowił się kilka sekund: – Spokój – odpowiedział. 25-letni napastnik po czterech golach strzelonych Realowi Madryt w półfinale Ligi Mistrzów przeszedł do historii nie tylko polskiej piłki. Żeby znaleźć się w tym miejscu, wiele razy musiał jednak schować dumę do kieszeni, zaciskać zęby i walczyć.

Kiedy schodził z boiska w Madrycie po półfinałowym rewanżu, za grę pierwszy podziękował mu nie trener Borussii Juergen Klopp, ale Jose Mourinho. Dziennik „Bild" twierdzi, że kilka godzin później polski napastnik otrzymał od Mourinho SMS:  „Chcę pracować z Tobą w nowym klubie" – miał mu napisać trener Realu Madryt, który od nowego sezonu ma znowu pracować w Chelsea. Roman Abramowicz jest w stanie zapłacić za Lewandowskiego 30 milionów euro. W piątek hiszpańska prasa na pierwszych stronach informowała, że do walki o Polaka włączy się jednak także Real, nawet bez Mourinho u sterów.

Mourinho ponoć napisał do Roberta sms: „Chcę pracować z Tobą w nowym klubie"

Robert wszedł na poziom od dawna nieosiągalny dla polskich piłkarzy. Jeśli któryś z nich ostatnio przebijał się w silnym europejskim klubie, najczęściej był bramkarzem. W Liverpoolu i Realu występował Jerzy Dudek, w Manchesterze United Tomasz Kuszczak, Artur Boruc był królem Arturem w Celticu Glasgow, a Wojciech Szczęsny i Łukasz Fabiański rywalizują o miejsce w bramce Arsenalu. Teraz mamy jednak wreszcie kogoś, kto strzela gole, rozpala wyobraźnię. Lewandowski w Lidze Mistrzów ma już 10 goli, w Bundeslidze trafił 23 razy, w tym w 12 kolejnych spotkaniach, goniąc rekord samego Gerda Muellera.

Z myślą o Europie

Zrobił karierę w amerykańskim stylu, wbrew tym, którzy mu powtarzali, że nie nadaje się do wielkiej piłki, bo jest za chudy i ma za cienkie nogi. Jako ośmiolatek zaczynał treningi w Varsovii, na boisku, na którym trawa pojawiała się tylko we wrześniu, kiedy drużyna wyjeżdżała na obóz. Latem kurzyło się tak bardzo, że w trakcie gry nie było widać bramki.

– Zamiast szatni stał barak z nieszczelnymi oknami. Nie działało ogrzewanie, więc najgorzej było zimą. Po treningu uciekałem do samochodu rodziców i przebierałem się w drodze do domu. Kiedy nie mogli przyjechać i wracałem sam, trzeba było się ochlapać pod małym kranikiem i wyjść na mróz – opowiadał Lewandowski w rozmowie z „Magazynem Sportowym".

Często wracał sam, a do domu nie było blisko. 30 kilometrów do podwarszawskiego Leszna leżącego na granicy Kampinosu pokonywał w dwie godziny, z dwiema przesiadkami. To był poważny test na wytrwałość, a Robert wtedy nie upierał się, że musi zostać piłkarzem. Reprezentował szkołę niemal we wszystkich dyscyplinach, biegał przełaje, grał w siatkówkę i piłkę ręczną.

Jest z domu, w którym żyło się sportem, rodzice poznali się na badaniach lekarskich na AWF, tata Krzysztof grał w piłkę w Hutniku Warszawa i ćwiczył dżudo, mama Iwona jako siatkarka AZS Warszawa wywalczyła mistrzostwo Polski. Kiedy Robert trochę podrósł, zdarzało się, że nielegalnie występował w meczach Partyzanta Leszno, gdzie jego ojciec był prezesem. Strzelił kilka goli.

– Jestem z tego pokolenia, które trudno zadowolić jakimiś drobnymi sukcesami. Od kiedy zacząłem trenować, wiedziałem, że robię to po to, by podbijać najsilniejsze ligi Europy. Naprawdę, szedłem na zajęcia i przygotowywałem się najlepiej, jak potrafiłem, żeby wygrać kolejny mecz i tym samym przybliżyć się do wyjazdu. Byłem bardzo ciekawy, jak wszystko się potoczy. Nie mogłem się doczekać tego dnia, kiedy w końcu wsiądę w samolot do zagranicznego klubu. Podporządkowałem temu całe swoje życie – mówi w rozmowie z „Rz".

Na wyjazd się nie zanosiło. Lewandowski bardzo przeżył brak powołania do kadry Mazowsza, w której występował przez kilka lat. Ciągle słyszał, że nogi ma jak patyki i trochę szkoda wysyłać go do gry z rówieśnikami, bo mogą go połamać. W Varsovii był jednak gwiazdą, strzelał gole, drużyna była ustawiana pod niego.

Do Delty – na Sadybę, przeniósł się jako nastolatek głównie dlatego, że mógł tam zarobić i pomóc mamie w utrzymaniu domu. Ojca już wtedy nie było, zmarł nagle. To jemu Robert dedykuje dziś swoje bramki, wyciągając ręce w stronę nieba.

Delta płaciła Robertowi tysiąc złotych, ale Lewandowski musiał przeprowadzić się do siostry do Warszawy, bo po raz pierwszy trenował codziennie, a w weekendy rozgrywał mecze. Marzył o Legii, chciał tam nawet zaczynać swoją przygodę z piłką, ale przeszkodą było miesięczne czesne, 150 złotych.

Legia oddaje kartę

Delta była szansą, by to Legia zapukała do Roberta, a nie on do niej. Drużyna z Sadyby miała być zapleczem dla klubu z Łazienkowskiej. Trenerzy Legii obserwowali najzdolniejszych i w końcu dyrektor sportowy Legii Jacek Bednarz namówił Lewandowskiego na przenosiny.

To był jeden z najtrudniejszych okresów w życiu Roberta, to właśnie wtedy mógł stracić wiarę w siebie. Przez rok grał w rezerwach, ale nie olśniewał, leczył kontuzję, co także miało wpływ na jego formę. W końcu Dariusz Wdowczyk zdecydował się zabrać go na zgrupowanie z pierwszą drużyną do Wronek. Po powrocie dostał od klubu kartę zawodniczą i usłyszał, że może szukać szczęścia gdzie indziej. Zdaniem Legii nie nadawał się nawet do Młodej Ekstraklasy. Ale on wiedział swoje i jeszcze raz zacisnął zęby, choć znów musiał zaczynać niemal od zera.

– Wymagania, ambicja, chęć udowodnienia swojej klasy. To rzeczy, z którymi trzeba umieć sobie poradzić. Czasami na boisku coś nie wychodzi, przytrafia się kontuzja, nie można trenować, a w głowie kłębią się różne myśli. Talent można mieć mniejszy lub większy, ale kiedy się nad nim nie pracuje, to też nie będzie sukcesu. Najważniejszy we wszystkim jest rozsądek – wspomina Lewandowski.

Gdy już opłakał niepowodzenie w Legii, trafił do Znicza Pruszków, gdzie pracowała jego mama i mogła go mieć cały czas na oku. Ale to była trzecia liga, gdzie mocno kopią po kostkach, a kontuzja Lewandowskiego nie była jeszcze wyleczona. Koledzy śmiali się z niego, że biega jak sarna, przy sprintach nienaturalnie ciągnął za sobą bolącą nogę. Szybko się jednak pozbierał i został królem strzelców, a Znicz wywalczył awans do drugiej ligi.

Co widział Smuda

W Pruszkowie wreszcie piłkarskie życie nabrało tempa. Pod Warszawę często zaglądali skauci większych klubów, a Lewandowski osiągnął wysoką formę. Awans do ekstraklasy był blisko, Znicz przegrał jednak kilka meczów w końcówce sezonu i trzeba było cieszyć się z kolejnego tytułu indywidualnego – Robert znowu został najlepszym strzelcem rozgrywek.

Prezes klubu Sylwiusz Mucha-Orliński znowu zainteresował piłkarzem Legię, ale Jan Urban uznał, że jego drużyna gra z jednym napastnikiem, którym jest Takesure Chinyama, i dla Lewandowskiego może mieć co najwyżej miejsce w Młodej Ekstraklasie. Dyrektor sportowy Mirosław Trzeciak przez jakiś czas trzymał jeszcze zawodnika Znicza w niepewności, ale w końcu znalazł dla Legii odpowiednie wzmocnienie.

Zadzwonił do Orlińskiego: – Nie jesteśmy zainteresowani Lewandowskim, mamy Arruabarrenę – poinformował przez telefon. Mikel Arruabarrena to piłkarz symbol nieudolnych transferów Trzeciaka z Hiszpanii. W Legii zagrał w sześciu meczach, nie strzelił gola.

To zdanie wypowiedziane przez telefon zamknęło Trzeciakowi drzwi w wielu polskich klubach. Kto zatrudni działacza, który nie poznał się na Lewandowskim?

Roberta zaczęli kusić menedżerowie. Wybrał dobrze, podpisał kontrakt z Cezarym Kucharskim, a Kucharski miał plan, jak zrobić z Lewandowskiego wielkiego piłkarza. Krok po kroku, oswajając go z coraz większymi wyzwaniami. Za półtora miliona złotych zawodnik przeniósł się ze Znicza do Lecha Poznań, pod skrzydła Franciszka Smudy, który podobno początkowo wcale nie był z niego zadowolony.

Trener Lecha przyjechał oglądać piłkarza w spotkaniu Znicza z Polonią Warszawa. Znicz wygrał 3:2, a Lewandowski strzelił dwa gole. Legenda mówi, że Smuda był rozczarowany tym, co zobaczył, i swoim doradcom zasugerował nawet, żeby mu zwrócili koszty paliwa. Upierał się, że Lechowi najbardziej potrzebny jest Tomasz Frankowski, ale działacze z Poznania woleli zainwestować w młodszego zawodnika.

Dzisiaj Smuda wypiera się swojej oceny, twierdzi, że chciał w Lechu i Frankowskiego, i Lewandowskiego.

W Poznaniu Robert zaczął świetnie, w pierwszym spotkaniu w ekstraklasie strzelił gola piętą. Z Lechem po dwóch latach wywalczył Puchar Polski, mistrzostwo i został królem strzelców. Do Borussii mógł odejść już po pierwszym sezonie, ale wtedy Kucharski, zgodnie ze swoją zasadą małych kroków, doradził mu cierpliwość. Minął rok i latem 2010 Borussia zapłaciła za Lewandowskiego 4,5 miliona euro – nikt wcześniej nie dał tyle za zawodnika z ekstraklasy.

– Ważne, żeby nawet po sukcesach czuć niedosyt. Pracować jeszcze więcej na treningach, prowadzić się jak profesjonalista. Kolejne podwyżki zarobków też to nakręcają. Ktoś zarabia 10 zł, chciałby 20, później – 100. Ciężką pracą może spowodować, że będzie mu w życiu lepiej, ale nigdy nie może to być oderwane od pasji. Nieraz dużo łatwiej jest wejść na szczyt, niż się na nim utrzymać – mówi Lewandowski.

Nie potrzebuje pomocy

Pierwszy sezon w Niemczech nie zapowiadał sukcesu. Po niezłym początku Lewandowski nie trafił do bramki w dziewięciu kolejnych spotkaniach, a w mediach zaczęły się drwiny. Polak marnował doskonałe sytuacje, pudłował, nawet nie mając przed sobą bramkarza, w programach satyrycznych aktor udający polskiego piłkarza po przebudzeniu nie potrafił wcelować w budzik, a później do toalety. Niemcy wysyłali Roberta do okulisty.

– Próbowałem z Robertem rozmawiać o tym, co się wydarzyło, chciałem przygotować go na więcej, bo wiem, co to znaczy gra w Bundeslidze. Ale on niczego nie potrzebował. Mówił, że nic się nie stało, i normalnie trenował – mówi Jakub Błaszczykowski, kolega z Borussii i reprezentacji Polski.

Lewandowski nie zamknął się w polskim getcie, start w drużynie mogli ułatwić mu Błaszczykowski i Łukasz Piszczek, jednak Robert od początku wybierał inne towarzystwo. Nieporozumienia między Polakami narastały przez lata, świetnie współpracują na boisku, ale poza nim nie są przyjaciółmi. Zdarza się, że na zgrupowania reprezentacji przylatują innymi samolotami albo wybierają miejsca daleko od siebie.

– Kiedy wyjeżdżałem do Dortmundu, wiedziałem, że moim pierwszym zadaniem będzie szybkie nauczenie się języka niemieckiego. Nie mogłem sobie pozwolić na to, by zamknąć się na innych. Przyjaźnię się z Mario Goetzem, mam też dobry kontakt z Marco Reusem czy Kevinem Grosskreutzem. Z dnia na dzień z niemieckim było coraz lepiej. Teraz udzielam wywiadów w telewizji, chodzę do kina. Nie mówię jeszcze perfekcyjnie, ale ciągle się uczę – tłumaczy Lewandowski.

W pierwszym sezonie grał za plecami Lucasa Barriosa, który był wtedy najważniejszym napastnikiem Borussii, strzelił osiem goli, a trener Klopp uznał to za znakomite wprowadzenie w realia Bundesligi. Kiedy Barrios przed kolejnym sezonem wrócił z Copa America z kontuzją, Borussia nie szukała nowego napastnika. Klopp postawił na Lewandowskiego, a ten wreszcie grał dobrze w każdym spotkaniu i znacznie poprawił skuteczność. Wcześniej menedżer Kucharski musiał wysyłać mu płyty DVD, by obejrzał sobie, jakie piękne gole strzelał w Lechu, prosił także kierownictwo klubu o wsparcie dla zawodnika. W sezonie 2011/12 Lewandowski zdobył 22 bramki, a Borussia po raz drugi z rzędu okazała się najlepsza w Niemczech.

Teraz doszły jeszcze sukcesy w Lidze Mistrzów. Drużyna z Dortmundu musiała do nich dojrzeć. W poprzednim sezonie LM grała momentami efektownie, ale cały czas naiwnie i nie wyszła z grupy. W obecnym sezonie robi furorę, 25 maja na stadionie Wembley w Londynie zmierzy się w wielkim finale z Bayernem.

Lewandowski po drodze do tego meczu pokonywał bramkarzy Ajaksu, Manchesteru City, Realu Madryt, Szachtara Donieck i Malagi. Wiadomo, że chce odejść z Borussii, wsiąść w samolot do jeszcze większej kariery. Nawet jeśli to będzie bardzo krótki lot: podobno już uzgodnił warunki indywidualnej umowy z Bayernem Monachium.

W Borussii pozostał jednym z najgorzej opłacanych zawodników. Jego zarobki szacuje się na 1,8 miliona euro rocznie, bo podwyżki proponowane przez klub w zamian za przedłużenie wygasającego w 2014 roku kontraktu uznawali z Kucharskim za niesatysfakcjonujące.

– Pieniądze nie siedzą w mojej głowie 24 godziny na dobę. Wychodząc na trening, nie zastanawiam się, ile zarabiam ani jakie premie są przewidziane za wygraną. Satysfakcję daje zwycięstwo, strzelane gole. Pieniądze są gdzieś w tle. Nie interesuje mnie, jakie kontrakty mają moi koledzy z drużyny albo rywale – mówi, ale wiadomo, że w Monachium może liczyć na kilka razy większą pensję.

Oto jestem

Być może kariera Lewandowskiego nabrałaby wielkiego tempa już wcześniej, gdyby odnosił jakiekolwiek sukcesy z reprezentacją. Zadebiutował w niej jeszcze za czasów Leo Beenhakkera, w wyjazdowym meczu z San Marino. Oczywiście strzelił gola.

– Na Roberta nie działała presja, nieważna była ranga spotkania, nieważne, czy to reprezentacja czy klub i ilu jest kibiców. Wychodził na boisko, kłaniał się i mówił: „Robert Lewandowski, oto jestem". To napastnik kompletny. Podaje, strzela, lewa noga, prawa noga, głowa. Nie czeka w polu karnym na podania, sam potrafi wypracować sobie sytuację. Dostrzega lepiej ustawionych partnerów, no i przede wszystkim ma czystą głowę. Wiedział, że to podstawa, by wdrapać się na sam szczyt – wspomina Beenhakker.

Do tej pory w 53 spotkaniach strzelił jednak tylko 17 goli, ostatnio kibice odliczali mu długie minuty bez bramki – po tym jak pokonał bramkarza w inauguracyjnym meczu na Euro z Grecją, męczył się aż do marcowego spotkania z San Marino, w którym wykorzystał dwa rzuty karne. W tym meczu po raz pierwszy był kapitanem reprezentacji. Na swoich barkach, ani nawet dzieląc ten ciężar z dwoma pozostałymi Polakami z Borussii, nie poniesie kadry na mundial w Brazylii w 2014 roku. Po marcowej porażce z Ukrainą nasze szanse na awans poważnie się zmniejszyły.

Lewandowski ma oczywiście pewne miejsce w składzie u Waldemara Fornalika, miał też u Franciszka Smudy, którego po zakończonych porażką mistrzostwach Europy nie bał się otwarcie skrytykować za przygotowanie drużyny do turnieju. Wielu kibicom się to nie spodobało, zwłaszcza że póki Polska miała szansę na wyjście z grupy, Robert przekonywał, że kadra jest w świetnej dyspozycji.

Ślub w lipcu

Lewandowski ma szansę przełamać też inne bariery, wejść do świata niedostępnego dotychczas dla polskich piłkarzy. Chociaż w Dortmundzie mają dość jego menedżerów, Kucharski jest nieugięty w negocjacjach i bardzo umiejętnie prowadzi zawodnika przez świat reklamy.

W zeszłym roku piłkarz na udziale w kampaniach Coca-Coli, Nike i Gillette zarobił – według danych Pentagon Research – ponad pół miliona euro. Teraz szacuje się, że ewentualny chętny za roczny kontrakt reklamowy musiałby mu zapłacić ponad trzy miliony złotych. Wartość Lewandowskiego rośnie z każdą kolejną bramką w Bundeslidze i Lidze Mistrzów.

Na polskim piłkarzu nie zarobią raczej magazyny plotkarskie. Od sześciu lat spotyka się z Anną Stachurską, z którą w lipcu weźmie ślub.

– Ania trenuje karate, odnosi sukcesy. Myślę, że dzięki temu, że oboje uprawiamy sport, lepiej się rozumiemy. Wiemy, na czym polega nasza praca, jak ważny jest trening, że wyjazdy to rzecz naturalna. Ja mam swoje zgrupowania, Ania – swoje. Nie ma z tego powodu między nami nieporozumień. Wiemy, co to stres i adrenalina przed zawodami czy meczem. Ania pomogła mi w ustaleniu diety. Nauczyła, jaki wpływ na dyspozycję ma to, co się je. Dzięki niej stałem się większym profesjonalistą. Sportowy tryb życia to także wiedza o tym, jak odpoczywać, kiedy spać i ile – mówi Lewandowski.

Dzień po wygranym 4:1 meczu z Realem, w którym strzelił wszystkie gole, przyjechał do ośrodka treningowego w Brackel uśmiechnięty i zrelaksowany. Zajrzał do Internetu tylko na chwilę. Kiedy zobaczył, że portale piszą głównie o jego wyczynie, wyłączył komputer. Wierzy, że najważniejsze mecze i gole są dopiero przed nim.

Piłka nożna
Liga Mistrzów. Wieczór efektownych bramek w Barcelonie
Piłka nożna
Litwa i Łotwa mogą stracić mistrzostwa Europy z powodu Białorusi. UEFA myśli
Piłka nożna
Wielka gra o finał Ligi Mistrzów. Barcelona nie zlekceważy Interu
Piłka nożna
Liga Mistrzów. Paris Saint-Germain bliżej spełnienia marzeń o finale
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Piłka nożna
Bodo/Glimt. Wyrzut sumienia polskich klubów
Materiał Partnera
Polska ma ogromny potencjał jeśli chodzi o samochody elektryczne