– Moi zawodnicy nie odczuwają strachu, nigdy się nie poddają, zawsze walczą do samego końca – mówił trener Wigan po sobotnim zwycięstwie nad City (1:0), które dało klubowi pierwsze trofeum w 81-letniej historii. Dzięki bramce rezerwowego Bena Watsona w doliczonym czasie.
Nie byłoby tego sukcesu bez Dave'a Whelana, byłego piłkarza Blackburn Rovers, którego dobrze zapowiadającą się karierę przerwała kontuzja w finale Pucharu Anglii 1960. Rywal z Wolverhampton złamał mu wtedy na Wembley nogę. Whelan leczył się przez dwa lata, w końcu został sprzedany do czwartoligowego Crewe Alexandra, ale finansowa rekompensata za kontuzję pozwoliła mu otworzyć sklep spożywczy, a później robić karierę w biznesie. Dziś Whelan, właściciel Wigan, jest jednym z najbogatszych ludzi brytyjskiego sportu, obecnie drugi na liście po Davidzie Beckhamie.
Wigan kupił w lutym 1995 roku, gdy zespół grał jeszcze w trzeciej lidze. Kiedy obiecywał, że wprowadzi go do Premiership, niektórzy pukali się w czoło. Ale słowa dotrzymał. Wigan awansował do elity w 2005 roku (wcześniej Whelan ufundował nowy stadion), wyszedł z cienia rugbistów Warriors i choć w trzech ostatnich sezonach balansował nad przepaścią, za każdym razem ratował się przed spadkiem. Nie udało się dopiero teraz. I to w dodatku kilkanaście kilometrów od Wembley, na którym kilka dni temu świętowano największy sukces klubu.
Smutny był to wieczór na Emirates, niebo płakało razem z piłkarzami Martineza. Nie zasłużyli na tak wysoką porażkę, być może nie zasłużyli też na spadek. Szkoda tym bardziej, że nie wiadomo, jak dalej potoczą się ich losy bez finansowego zastrzyku gotówki z Premier League. Jedno jest pewne: Martinez na brak ofert nie będzie narzekał, jest typowany na następcę Davida Moyesa w Evertonie.
A Arsenal wciąż walczy o Ligę Mistrzów. Przed ostatnią kolejką zajmuje czwarte miejsce, gwarantujące grę w eliminacjach rozgrywek. Ma punkt przewagi nad Tottenhamem, do Chelsea traci dwa. W niedzielę zmierzy się na wyjeździe z Newcastle, Chelsea podejmie Everton, a Tottenham – Sunderland.