Tam, gdzie przez ostatnie trzy lata był Jose, teraz będzie Carlo. O ile go dotychczasowi szefowie puszczą. Jeśli puszczą, to tam, gdzie był Carlo, będzie Walter. Albo Rafael, który jest wolny, bo na jego miejsce przychodzi Jose. A może się jeszcze tak zdarzyć, że jak szefowie Carlo nie puszczą, to Rafael i Jose po prostu zamienią się miejscami.
Mówi się też, że Rafael może trafić tam, gdzie był Walter, a Walter tam, gdzie był Andrea. Lub tam, gdzie był Guus. Guus ponoć nigdzie nie trafi, idzie na emeryturę. Ale z nim nigdy nic nie wiadomo. Andrea też pewnie na razie będzie musiał odpocząć, ale za to nadchodzi Clarence, który trenerem jeszcze nie był, ale jako piłkarz wygrał Ligę Mistrzów z trzema różnymi klubami, więc wie o co chodzi.
Wraca też do gry Roberto, poprzednik Rafaela w tym miejscu, które teraz ma zająć Jose. Wszyscy trzej, Roberto di Matteo, Rafael Benitez i Jose Mourinho wygrywali już przynajmniej raz Ligę Mistrzów.
Ruszyła karuzela, albo jak to nazywają Włosi, walc trenerskich ławek. Iks tu, Igrek tam, zwalniają, znaczy będą przyjmować, połącz dwa najbardziej pasujące do siebie elementy. Po jednej Mourinho, Ancelotti, Mazzari, Benitez, Hiddink, Seedorf, di Matteo. I tak dalej. Po drugiej Real, Chelsea, Paris Saint-Germain, Inter, Milan, Napoli, Anży Machaczkała. I tak dalej. Na którą ligę nie spojrzeć, tam wiruje.
W Anglii trenerów zmienią wszystkie kluby, które są już pewne gry w Lidze Mistrzów, Manchester United, City i Chelsea. We Włoszech dwie z trzech najlepszych w tym sezonie, Napoli i Milan, a i Inter, największy utracjusz futbolu w czasach przed Abramowiczem, stracił wiarę w Andreę Stramaccioniego i będzie pewnie próbował wrócić do wielkości pod innymi rządami. W Hiszpanii zmiana warty u wicemistrza Realu i w czwartym w tabeli Realu Sociedad, rewelacji tego sezonu (trener Philippe Montanier właśnie ogłosił, że przechodzi do Rennes), w Niemczech nowego szefa dostanie mistrz Bayern, we Francji mistrz PSG.