Karuzela z primadonnami

Ty za mnie, ja za ciebie, ego za ego, plan za plan: trwa żonglerka trenerami, jakiej jeszcze futbol nie widział.

Aktualizacja: 21.05.2013 21:20 Publikacja: 21.05.2013 21:17

Jose Mourinho tylko ?w Chelsea wytrzymał dłużej ?niż trzy lata

Jose Mourinho tylko ?w Chelsea wytrzymał dłużej ?niż trzy lata

Foto: EPA

Tam, gdzie przez ostatnie trzy lata był Jose, teraz będzie Carlo. O ile go dotychczasowi szefowie puszczą. Jeśli puszczą, to tam, gdzie był Carlo, będzie Walter. Albo Rafael, który jest wolny, bo na jego miejsce przychodzi Jose. A może się jeszcze tak zdarzyć, że jak szefowie Carlo nie puszczą, to Rafael i Jose po prostu zamienią się miejscami.

Mówi się też, że Rafael może trafić tam, gdzie był Walter, a Walter tam, gdzie był Andrea. Lub tam, gdzie był Guus. Guus ponoć nigdzie nie trafi, idzie na emeryturę. Ale z nim nigdy nic nie wiadomo. Andrea też pewnie na razie będzie musiał odpocząć, ale za to nadchodzi Clarence, który trenerem jeszcze nie był, ale jako piłkarz wygrał Ligę Mistrzów z trzema różnymi klubami, więc wie o co chodzi.

Wraca też do gry Roberto, poprzednik Rafaela w tym miejscu, które teraz ma zająć Jose. Wszyscy trzej, Roberto di Matteo, Rafael Benitez i Jose Mourinho wygrywali już przynajmniej raz Ligę Mistrzów.

Ruszyła karuzela, albo jak to nazywają Włosi, walc trenerskich ławek. Iks tu, Igrek tam, zwalniają, znaczy będą przyjmować, połącz dwa najbardziej pasujące do siebie elementy. Po jednej Mourinho, Ancelotti, Mazzari, Benitez, Hiddink, Seedorf, di Matteo. I tak dalej. Po drugiej Real, Chelsea, Paris Saint-Germain, Inter, Milan, Napoli, Anży Machaczkała. I tak dalej. Na którą ligę nie spojrzeć, tam wiruje.

W Anglii trenerów zmienią wszystkie kluby, które są już pewne gry w Lidze Mistrzów, Manchester United, City i Chelsea. We Włoszech dwie z trzech najlepszych w tym sezonie, Napoli i Milan, a i Inter, największy utracjusz futbolu w czasach przed Abramowiczem, stracił wiarę w Andreę Stramaccioniego i będzie pewnie próbował wrócić do wielkości pod innymi rządami. W Hiszpanii zmiana warty u wicemistrza Realu i w czwartym w tabeli Realu Sociedad, rewelacji tego sezonu (trener Philippe Montanier właśnie ogłosił, że przechodzi do Rennes), w Niemczech nowego szefa dostanie mistrz Bayern, we Francji mistrz PSG.

Zmieniają trenerów, z własnej woli albo z konieczności, aż cztery kluby z pięciu najbardziej dochodowych na świecie: Real, United, Bayern, Chelsea, „pas" mówi tylko Barcelona. Zmienia trenerów trzech z czterech najgłośniejszych w ostatnich latach nuworyszy, czyli PSG, City i Anży. Czwarty nuworysz Monaco (właśnie się okazało, że oprócz Falcao z Atletico Madryt za 60 mln euro kupi też Joao Moutinho i Jamesa Rodrigueza z Porto za 70 mln), na razie zostaje przy Claudio Ranierim. Pewnie do pierwszego potknięcia, jak to było kiedyś z Chelsea po przejęciu jej przez Romana Abramowicza, gdy Ranieri musiał ustąpić miejsca Mourinho.

Niektóre zagadki już są wyjaśnione. Wiadomo, że za Aleksa Fergusona będzie w Manchesterze United David Moyes, za Roberto Manciniego w City Manuel Pellegrini, a Bayern już dawno wyjaśnił najbliższą przyszłość swoją i Pepa Guardioli. Ale i tak europejski futbol wygląda dziś jak szachownica, którą ktoś wywrócił do góry nogami i rzucił na odchodne: „Macie kilka tygodni, żeby to poukładać od nowa".

Poszli w ruch królowie, hetmani, gońcy, ambitne pionki (jak Montanier). Oraz oblężona wieża, czyli Mourinho, który w poniedziałek wreszcie dopiął swego i uzgodnił z prezesem Florentino Perezem pokojowe warunki rozstania.

Gdyby Mourinho zerwał kontrakt wiążący go jeszcze przez trzy lata z Realem, musiałby klubowi wypłacić wielomilionowe odszkodowanie. Takie samo wypłaciłby Real, gdyby zwolnił Mourinho przed czasem. A że obie strony są już sobą zmęczone, takie rozstanie było im pisane. Prezes Perez oszczędził miliony na wykupienie Carlo Ancelottiego z Paryża, bo szejkowie negocjują w tej sprawie twardo.

Niemal wszyscy się teraz pastwią nad Mourinho, nad jego pierwszym od lat sezonem bez znaczących trofeów (Superpuchar Hiszpanii zdobyty na początku sezonu po meczach z Barceloną sam Mourinho uznał za mało istotny), nad niedotrzymaną obietnicą zdobycia z Realem Pucharu Europy i nad wszystkimi wojnami, które Portugalczyk w Madrycie rozpętał. Ale przecież był tylko tym samym obsesyjnym sobą co zawsze.

Perez wiedział, kogo zatrudnia i czym ryzykuje. Dawał mu wolną rękę w czyszczeniu Realu ze swoich przeciwników. A teraz wyda kolejne miliony i stanie w czerwcu do kolejnych wyborów prezesa jako tak wielki faworyt, że być może nawet nie będzie kontrkandydata. Perez nigdy się nie myli. To wiadomo od czasu, kiedy w 2003 roku wystawił za drzwi Vicente del Bosque, bo był za mało galaktyczny. Od tego czasu żaden inny trener poza Mourinho nie wytrwał w Realu trzech lat. Gdy już wszystkie figury staną na szachownicy, zacznie się wyjątkowe lato na budowie i w oknie transferowym, a potem fascynujący sezon, zwłaszcza w Lidze Mistrzów, gdzie będzie można porównać w bezpośrednich starciach, kto buduje szybciej.

Okaże się, czego dokona Mourinho, gdy po udręce w Realu wróci do Chelsea, gdzie media będą mu bardziej przychylne, a szatnia lojalna. Co zmieni w Realu Carlo Ancelotti, jowialny jak del Bosque i może dlatego wciąż, w zestawieniu z zasługami, niedoceniany. Liga Mistrzów pokaże, jak pracoholik Guardiola, który w Barcelonie poustawiał wszystko według swojego planu i umiał się odgrodzić od mediów i kibiców, będzie funkcjonować w Bayernie, gdzie dyrektor sportowy siada na ławce obok trenera i nie gryzie się w język, a tradycja każe po ważnych meczach siadać z dziennikarzami do uroczystych kolacji. Co zbuduje Manuel Pellegrini, gdy wreszcie będzie miał i zaufanie szefów, i fortunę do wydania. W Realu Madryt miał fortunę bez zaufania, a w Villarreal i w ostatnich miesiącach pracy w Maladze – zaufanie bez fortuny.

Teraz jest walc trenerskich ławek, miliony na transfery i kredyt zaufania. Jesienią zacznie się taniec z szablami.

Tam, gdzie przez ostatnie trzy lata był Jose, teraz będzie Carlo. O ile go dotychczasowi szefowie puszczą. Jeśli puszczą, to tam, gdzie był Carlo, będzie Walter. Albo Rafael, który jest wolny, bo na jego miejsce przychodzi Jose. A może się jeszcze tak zdarzyć, że jak szefowie Carlo nie puszczą, to Rafael i Jose po prostu zamienią się miejscami.

Mówi się też, że Rafael może trafić tam, gdzie był Walter, a Walter tam, gdzie był Andrea. Lub tam, gdzie był Guus. Guus ponoć nigdzie nie trafi, idzie na emeryturę. Ale z nim nigdy nic nie wiadomo. Andrea też pewnie na razie będzie musiał odpocząć, ale za to nadchodzi Clarence, który trenerem jeszcze nie był, ale jako piłkarz wygrał Ligę Mistrzów z trzema różnymi klubami, więc wie o co chodzi.

Pozostało jeszcze 86% artykułu
Piłka nożna
Liga Mistrzów. Barcelona z piekła do nieba i z powrotem, Inter pierwszym finalistą
Piłka nożna
Inter - Barcelona o finał Ligi Mistrzów. Robert Lewandowski gotowy do gry
Piłka nożna
Najszczęśliwszy człowiek na murawie. Harry Kane doczekał się trofeum
Piłka nożna
Legia z Pucharem Polski. Z kim zagra o Ligę Europy? Lista potencjalnych rywali
Piłka nożna
Stefan Szczepłek: Legia zdobyła Puchar Polski i uratowała sezon
Materiał Promocyjny
Lenovo i Motorola dalej rosną na polskim rynku