Szejków im nie trzeba

Zwycięstwo w sobotnim finale Ligi Mistrzów ma być początkiem długoletniego panowania w Europie

Publikacja: 23.05.2013 00:50

Mario Goetze w finale nie zagra z powodu kontuzji. To ogromne osłabienie Borussii. Od przyszłego rok

Mario Goetze w finale nie zagra z powodu kontuzji. To ogromne osłabienie Borussii. Od przyszłego roku Goetze będzie piłkarzem Bayernu

Foto: AFP, Odd Andersen Odd Andersen

Przez 12 lat nie wygrali LM, mimo że dwa razy dotarli do finału. Bundesligi też nie udało im się zdominować, w poprzednich dwóch sezonach musieli kłaniać się Borussii Dortmund, wcześniej tracili mistrzostwo na rzecz Wolfsburga, Stuttgartu i Werderu Brema.

W Bayernie nie wiedzą, co to cierpliwość, każde niepowodzenie uruchamiało kolejne zmiany trenerów i transfery gwiazd. Bayern musi wygrywać, nie wie, co to bieda, potrafi zarabiać, ma piękny, nowy stadion i wreszcie doczekał się drużyny, która sieje postrach w Europie.

To nie była zwykła droga do finału. Piłkarze Juppa Heynckesa jechali po kolejnych rywalach jak walec. W 1/8 finału przytrafiła im się jedyna wpadka, kiedy po zwycięstwie w Londynie z Arsenalem 3:1 w rewanżu przegrali 0:2, bo uznali, że awans mają już w kieszeni. Później nie było już chwil słabości.

Najpierw odgrażał się Juventus – że Niemcy nie potrafią grać z Włochami, a Serie A niesłusznie jest lekceważona. Przegrał wyraźnie dwa razy po 0:2. Półfinały były symboliczne, bo Bayern mierzył się z Barceloną, która przez ostatnie lata była wyznacznikiem tego, co w futbolu ładne i skuteczne. Siedem bramek, jakie straciła w dwumeczu z klubem z Monachium, było najniższym wymiarem kary za pychę i samozadowolenie.

Piękny Bayern

Bayern tak długo szukał sposobu, by wejść na szczyt, że zbliżył się do perfekcji. W rewanżu na Camp Nou, gdy Tito Vilanova zdejmował z boiska kolejne bezradne gwiazdy, narodziła się drużyna, która potrafi grać pięknie i bez kompleksów. To było jak przejęcie władzy. Podobno na długie lata.

– Bayern nie ma teraz konkurencji. Oczywiście w finale wszystko może się przytrafić, bo to jeden mecz, a Borussia już kilka razy utarła nosa silniejszym, ale w Monachium zrobili wszystko, by panować przez najbliższą dekadę – mówi „Rz" Andrzej Juskowiak, były zawodnik klubów Bundesligi.

Na szczyt europejskiej piłki w ostatnich latach starało się wprowadzić zespół z Bawarii wielu trenerów, ale żadnemu się nie udało. Próbowano różnych szkół – w Monachium pracowali zamordysta Felix Magath, Ottmar Hitzfeld, który już kiedyś wygrał z Bayernem Ligę Mistrzów, Holender Louis van Gaal i Juergen Klinsmann, który przywiózł z Ameryki nowe techniki treningu i koncentracji.

Z Bayernem nikt nie ściga się na wysokość budżetu, mistrzostwa odbiera mu się z zaskoczenia, sposobem. Taktyka transferowa klubu z Monachium nie zmienia się od lat, co roku na Allianz Arenę trafiają gwiazdy, stać go na sprowadzenie Arjena Robbena z Realu Madryt czy Javiego Martineza, który kupiony za 40 milionów euro z Athleticu Bilbao jest najdroższym zawodnikiem Bundesligi.

Bayern jednak lubi piłkarzy sprawdzonych w niemieckich realiach, dlatego często podbiera gwiazdy ligowym rywalom. Od kilku tygodni wiadomo już, że wyłożył 37 milionów euro na Mario Goetzego z Borussii, w stronę Monachium spogląda także Robert Lewandowski.

– Martinez przez długi czas był krytykowany, ale od początku widać było, że to ogniwo, którego brakowało, by wygrywać najważniejsze mecze. To Martinez zmusił Bastiana Schweinsteigera do powrotu do najwyższej formy. 40 milionów zapłaconych za zawodnika, który nie strzela goli, a tylko haruje jak wół w pomocy, już się zwróciło – mówi Juskowiak.

Schweinsteiger jest wychowankiem klubu i dla takich w Monachium zawsze znajduje się miejsce. Bayern nie uczestniczy w wyścigu po gwiazdy pokroju Leo Messiego czy Cristiano Ronaldo. Drużyną rządzą Niemcy, z Philippem Lahmem na czele, w ostatnich sezonach świetnie gra także Thomas Mueller. Bayern stać na każdego piłkarza, ale kierownictwo klubu nie chce, by forma zespołu zależała od dyspozycji jednego gracza. Dlatego wielkie pieniądze mogą pójść na Martineza, który jest od ciężkiej pracy, a nie od błyszczenia w mediach. Hiszpan nie rozpala wyobraźni nastolatków, rozpala ją cały Bayern.

Prezydent klubu Uli Hoeness, który niedawno przyznał się do oszustwa podatkowego, jest dumny z tego, że jego Bayern nie potrzebuje pieniędzy szejków. Stwierdził, że arabscy milionerzy nie mogą kupić wszystkiego, bo na przykład w Monachium nie są mile widziani. – Bayern to instytucja, nie można takiego klubu oddać w ręce ludzi, którzy dopiero co zainteresowali się futbolem. Zresztą, szejkowie kupują zespoły potrzebujące pieniędzy. A my je po prostu mamy – stwierdził.

Płacą najlepiej

Nie wiadomo dokładnie ile, ale niemieckie media szacują, że majątek Bayernu zgromadzony na wszystkich kontach bankowych może przekraczać pół miliarda euro. W Monachium płacą najlepiej w całej Bundeslidze, zawsze na czas, nigdy nie było problemów z płynnością finansową. Kiedy trener potrzebuje jakiegoś zawodnika, a szefowie klubu uznają, że pasuje on do filozofii drużyny, po prostu go kupują. Rzadko kiedy nie dogadują się z samym piłkarzem.

W najnowszym rankingu „France Football" w pierwszej dwudziestce najlepiej zarabiających zawodników na świecie jest dwóch przedstawicieli Bayernu. Schweinsteiger i Lahm mogą liczyć na 10 milionów euro rocznych dochodów.

Bayern nie bał się zasad finansowego fair play, które UEFA wprowadziła do europejskiej piłki, chcąc eliminować z gry dłużników. Tak naprawdę nie mógł doczekać się tej chwili, bo od lat działa tak przejrzyście, że księgi rachunkowe otwiera z dumą przed każdą kontrolą. Według Hoenessa szybsze wprowadzenie zdrowych reguł do futbolu wprowadziłoby Bayern na sam szczyt i pozwoliło utrzymać się tam przez lata.

– Trudno znaleźć w zarządzaniu klubem jakąś słabość. W Monachium nie ma nerwowych ruchów, chociaż od lat nazywani są „FC Hollywood", ostatnio nie słychać nawet o kłótniach w zespole. Widać ciągłość pracy, świetny dobór zawodników, doskonale pracuje się tam z młodzieżą i zarabia na każdym meczu na Allianz Arenie, bo stadion jest pełny – mówi Juskowiak.

Już w styczniu ogłoszono, że trener Heynckes odchodzi na emeryturę, a jego następcą zostanie Pep Guardiola. Hiszpan przez rok wypoczywał, wcześniej stworzył wielką Barcelonę. Heynckes po ostatnim meczu Bundesligi wzruszył się, bo wie, że może odejść z podniesionym czołem.

Wieśniacy i Chińczycy

Przed Bayernem jeszcze dwa finały – Ligi Mistrzów i Pucharu Niemiec (1 czerwca). Jeśli wygra, oznaczać to będzie, że triumfował we wszystkich rozgrywkach, w których brał udział. Mistrzostwo Niemiec zapewnił sobie długo przed końcem ligi, z 25 punktami przewagi nad Borussią. W 34 meczach stracił tylko 18 goli (trzy w ostatniej kolejce), a piłkarze Heynckesa strzelili ich aż 98.

– Nie graliśmy słabo, ale w którymś momencie zdaliśmy sobie sprawę, że w tym sezonie Bayern jest poza naszym zasięgiem. Oni w całych rozgrywkach przegrali tylko jedno spotkanie, zaledwie cztery razy zremisowali. Na pewno zmobilizowały ich nasze dwa poprzednie mistrzostwa Niemiec, nie byliśmy w stanie nawiązać walki. Finał Ligi Mistrzów to jednak co innego, jeden mecz, a Borussia lubi takie wyzwania – mówi „Rz" Jakub Błaszczykowski.

Guardiola dostał czas na wymyślenie zespołu na nowo, pracuje od kilku miesięcy, jest w stałym kontakcie z szefami klubu i sugeruje kolejne transfery. Niemcy piszą, że na wzmocnienia może wydać nawet 300 milionów euro, ale to mało realne. Po pierwsze, nie wiadomo, kogo Bayern miałby sprowadzić za takie pieniądze, po drugie – nie wiadomo, po co miałby się wzmacniać, skoro już teraz może być najlepszy w Europie. Na razie kontrakt podpisał tylko Goetze, ale to na pewno nie koniec.

Sytuacja między dwoma finalistami jest napięta. Kiedy Borussia zdobywała mistrzostwa, Hoeness nazywał ją drużyną wioskową, pozbawioną gwiazd. Kiedy do głosu doszedł Bayern, Juergen Klopp porównał rywali do Chińczyków, którzy tylko naśladują pomysły innych. Podczas ostatniego meczu ligowego doszło do przepychanek, Klopp pokłócił się z Matthiasem Sammerem, dyrektorem sportowym Bayernu.

Sammer mówi, że jego piłkarze są spokojni, śmieje się z Borussii, która chwali się patentem na Bayern, chociaż ostatnio wygrała z nim rok temu. To jednak spokój pozorny, bo w Monachium drużyny z Dortmundu boją się najbardziej.

Dzień po finale Lewandowski ogłosi, gdzie będzie grał w przyszłym sezonie. – Jeśli Robert idzie do Bayernu, dobrze byłoby, gdyby przyniósł do szatni Puchar Mistrzów. To będzie jego karta przetargowa – mówi Klopp.

Przez 12 lat nie wygrali LM, mimo że dwa razy dotarli do finału. Bundesligi też nie udało im się zdominować, w poprzednich dwóch sezonach musieli kłaniać się Borussii Dortmund, wcześniej tracili mistrzostwo na rzecz Wolfsburga, Stuttgartu i Werderu Brema.

W Bayernie nie wiedzą, co to cierpliwość, każde niepowodzenie uruchamiało kolejne zmiany trenerów i transfery gwiazd. Bayern musi wygrywać, nie wie, co to bieda, potrafi zarabiać, ma piękny, nowy stadion i wreszcie doczekał się drużyny, która sieje postrach w Europie.

Pozostało jeszcze 94% artykułu
Piłka nożna
Dembele. Geniusz z piłką przy nodze
Piłka nożna
Liga Mistrzów. Barcelona z piekła do nieba i z powrotem, Inter pierwszym finalistą
Piłka nożna
Inter - Barcelona o finał Ligi Mistrzów. Robert Lewandowski gotowy do gry
Piłka nożna
Najszczęśliwszy człowiek na murawie. Harry Kane doczekał się trofeum
Piłka nożna
Legia z Pucharem Polski. Z kim zagra o Ligę Europy? Lista potencjalnych rywali
Materiał Promocyjny
Lenovo i Motorola dalej rosną na polskim rynku