O tym, że w finale na Wembley Bayern zmierzy się z Borussią wiadomo było od początku miesiąca. Bundesliga w pięćdziesiątym roku swojego istnienia pokazała Europie jaka liga jest w niej najsilniejsza. - Taki mecz to dobra wiadomość dla całego niemieckiego futbolu, bo może na tym zyskać nasza reprezentacja - powiedział na piątkowej konferencji prasowej w Londynie obrońca Bayernu Philipp Lahm. - Oczywiście nie mogę gwarantować, że to my zwyciężymy, ale uważam, że zrobiliśmy w tym kierunku bardzo poważny krok.
I Lahm, i obecny na konferencji Thomas Mueller prześcigali się w komplementach pod adresem przeciwnika, dodając po każdym zdaniu jak dobrze do finału pod względem fizycznym i psychicznym przygotowany jest Bayern.
- Obserwujemy Borussię tak samo, jak obserwowaliśmy Barcelonę. Znamy się wprawdzie nawzajem doskonale, ale w takim meczu mogą decydować szczegóły. Co z tego, że dwa ostatnie finały Ligi Mistrzów przegraliśmy. Jesteśmy mistrzami kraju, mamy w perspektywie finał Pucharu Niemiec, nikt nas w tym sezonie nie mógł dogonić. Czego mamy się obawiać? Przyzwyczailiśmy się do gry pod presją - uważa Lahm.
- Przed rokiem przegraliśmy finał z Chelsea, tracąc bramki w najbardziej nieoczekiwanych momentach - dodaje Mueller. - Od tamtej pory jesteśmy lepsi i mądrzejsi.
Tyle, że drużyna, która wygrała Bundesligę z największą przewagą nad konkurentami w całej historii, mając w składzie podstawowych reprezentantów Niemiec i innych krajów, w Europie nie gra na miarę bawarskich ambicji. Co pewien czas ktoś przypomina, że Bayern Franza Beckenbauera, Seppa Maiera, Gerda Muellera i Uli Hoenessa wygrywał Puchar Mistrzów przez trzy kolejne lata. Wcale nie grał ładnie w tych finałach z Atletico Madryt, Leeds i Saint Etienne, ale za każdym razem wykazywał swoją wyższość. Bayern Juppa Heynckesa gra bardzo ładnie, jednak potrzeba mu stempla jakości, jakim byłoby zwycięstwo w finale Ligi Mistrzów. Zwłaszcza po dwóch porażkach w ciągu czterech lat.