W maju 2005 roku stał się gwiazdą. Jego Liverpool grał w finale Ligi Mistrzów z Milanem w Stambule i przegrywał do przerwy 0:3. W drugiej połowie odrobił jednak straty, w ostatniej minucie dogrywki Dudek obronił świetny strzał Andrieja Szewczenki, a w konkursie rzutów karnych zaprezentował swój taniec. Twierdził później, że nie wiedział co robi, prowadził psychologiczną grę z rywalem, ale skoro ludzie nazwali to tańcem, to będzie musiał to wypróbować z żoną w dyskotece. Odbił strzały Andrei Pirlo i Szewczenki, a Liverpool dokonał niemożliwego. „Do przerwy 0:3" stało się mottem Dudka, taki dał tytuł swojej autobiografii.
W Dudku i jego historii łatwo się zakochać. Nie urodził się w garniturze, o Liverpoolu czy Realu Madryt nie marzył. Kiedy chodził do szkoły w Knurowie dwa razy w tygodniu zjeżdżał na dół kopalni Szczygłowice. Po latach zaprosił tam kolegów z reprezentacji, by zobaczyli, jak trudny jest chleb powszedni w regionie, z którego pochodzi. W Knurowie jest dziś honorowym obywatelem miasta. Nigdy nie był wiązany z żadnymi skandalami, a nawet jeśli – szybko potrafił wyciszyć zamieszanie.
Wielkość Dudka polega na tym, że chociaż trudno przypomnieć sobie jego wielki mecz w kadrze, nikt nie ma wątpliwości, że jest Wybitnym Reprezentantem. Zadebiutował w 1998 roku, jeszcze za Janusza Wójcika, w 2000 roku świetnie bronił w meczu towarzyskim z Francją, ale Polska przegrała 0:1, w zwycięskich eliminacjach do mundialu w Korei i Japonii grał na zmianę z Adamem Matyskiem, w kluczowym meczu z Norwegią w Oslo zmienił kontuzjowanego kolegę i pomógł w zwycięstwie 3:2. Mundial już był jednak nieudany, na następny nie pojechał, bo Janas skreślił go z listy powołanych w ostatniej chwili. To do dzisiaj jest największa zadra w jego sercu. U Leo Beenhakkera wystąpił w dwóch spotkaniach, Stefan Majewski powołał go na końcówkę eliminacji mundialu w RPA. Dudek bronił na śniegu, kiedy Polska przegrała w Chorzowie 0:1 ze Słowacją pogrążając się niemal na dnie tabeli.
W Polsce grał krótko, po piętnastu meczach w ekstraklasowym Sokole Tychy, wyjechał do Feyenoordu Rotterdam. W Holandii najpierw uczył się od Eda de Goeya, a później rozwinął się tak błyskawicznie, że wybierany był najlepszym bramkarzem ligi, a potem i jej najlepszym zawodnikiem w ogóle. Wyprzedził wtedy m.in. Ruuda van Nistelrooya, z Feyenoordem został mistrzem. W Anglii udany miał pierwszy sezon, później po tym, jak przepuścił strzały Diego Forlana w meczu z Manchesterem United zaczęła się zła prasa i wizyty na ławce rezerwowych. Finał Ligi Mistrzów w 2005 roku był dla niego ostatnim wielkim meczem. W Liverpoolu leczył kontuzję i walczył z nowym ulubieńcem trenera Pepe Reiną. Rok później odszedł do Realu Madryt, wiedząc że będzie tylko zmiennikiem Ikera Casillasa.
– Transfer do Realu był jedną z moich najlepszych decyzji. Nie grałem dużo, ale byłem częścią największego klubu świata – powtarzał. Przez cztery lata wystąpił w dwóch meczach ligowych, częściej pojawiał się na boisku w Pucharze Króla. Jednak kiedy odchodził, koledzy z Cristiano Ronaldo na czele żegnali go jak mistrza. Był szpaler na boisku, owacja na stojąco od kibiców. Dudek nigdy nie narzekał, godził się ze swoją rolą i budował dobrą atmosferę w szatni.
Miał oferty z Chin, Stanów Zjednoczonych czy Arabii Saudyjskiej, ale nie chciał rozmieniać się na drobne po Liverpoolu i Realu. Stał się częścią świata, do którego polski piłkarz rzadko ma dostęp. Jest twarzą Castrola, napisał książkę o psychologii w sporcie. Pole golfowe stało się jego środowiskiem naturalnym. Nie musiał zabiegać o ten pożegnalny mecz, to była propozycja PZPN. Z Liechtensteinem zagra przez pierwszy kwadrans, później pozwoli przygotowywać się drużynie do piątkowego meczu o punkty z Mołdawią w Kiszyniowie. Trener Waldemar Fornalik ma znów ćwiczyć grę dwoma napastnikami, bo żeby liczyć się w eliminacjach mistrzostw świata, musimy w Kiszyniowie wygrać.