Korespondencja z Kiszyniowa
W takich meczach można tylko stracić. Zwycięstwo to obowiązek, który do mundialu nas nie przybliży, pomoże tylko podtrzymać nadzieje. Trzeba więc wygrać i zapomnieć. Porażka da sygnał do rozliczeń. W PZPN mówią, że Waldemar Fornalik ma pełne poparcie, ale w szufladach zamknięte są teczki z planem B. Strata punktów oznaczać będzie dymisję selekcjonera, a że kolejny mecz w eliminacjach odbędzie się dopiero za trzy miesiące, nowy trener dostanie czas, by budować kadrę na mistrzostwa Europy w 2016 roku.
Mołdawia nie jest rywalem, przed którym wypada drżeć, ale kilka razy napędziła strachu silnym drużynom. W tych eliminacjach udało jej się zremisować bezbramkowo z Ukrainą, która pokonała nas w Warszawie 3:1. Porażka z Czarnogórą 0:1 odebrana została w Kiszyniowie jako pechowa i niesprawiedliwa. A Polakom takie mecze – po sezonie, tuż przed urlopami – udają się średnio.
Stadion Zimbru, na którym rozegrany zostanie dzisiejszy mecz, kosztował 11 milionów euro. Mieszkańcom pomysł średnio się podobał, bo Mołdawia to najbiedniejszy kraj Europy. Szacuje się, że 90 procent ludności żyje w ubóstwie. Dochód narodowy na jednego mieszkańca wynosi trochę powyżej tysiąca dolarów, ponad połowa ludzi mieszka na wsi i utrzymuje się z rolnictwa.
Kiszyniów wygląda jak zapuszczone miasto byłego ZSRR. Nie widać nawet rozwarstwienia – bieda jest jedna, wspólna. W 1994 roku 94 procent Mołdawian chciało niepodległości, w 2008 roku co trzeci był już za przyłączeniem kraju do Rumunii.