Jeden jest mistrzem samby, drugi rumby, nie potrafią zatańczyć razem. W czasach, gdy europejski futbol idzie w stronę uniwersalizacji, kiedy obrońca strzela kilkanaście goli w sezonie, Brazylia produkuje specjalistów. Ten szybko biega, inny świetnie odbiera piłkę, a Neymar drybluje. Drybling Neymara ma być brazylijską odpowiedzią na Leo Messiego, gospodarze mundialu w 2014 roku chcą udowodnić, że Bóg nadal jest Brazylijczykiem.
O występ gospodarzy kibice drżeli jeszcze bardziej niż o dotrzymanie terminów wybudowania nowych stadionów. Drużyna miała być tworzona na spokojnie, ale od 2011 roku, kiedy po raz ostatni zagrała o punkty, zamieniła się w cyrk objazdowy. Za możliwość gry z Brazylią nadal trzeba słono płacić, choć nie jest już niezwyciężona, nie czaruje jak kiedyś.
Trener Mano Menezes został zwolniony pod koniec ubiegłego roku, gospodarze mundialu nie przyjmują do wiadomości, że nie mają piłkarzy, którzy mogliby dać im szósty tytuł mistrzów świata. Były bramkarz Emerson Leao, który prowadził reprezentację w eliminacjach do mundialu w Korei i Japonii (2002), mówił: – W Brazylii skończył się czas romantycznej piłki. Teraz rządzą technokraci, marketing i pieniądze. Nie ma czasu na improwizację, jest za to plan.
Leao uważa, że współczesny świat zabił to, co czyniło Brazylię wyjątkową dla piłki nożnej. Dzieciaki zeszły z ulic na boiska, a tam uczone są przez trenerów, którzy wcześniej nie grali w piłkę, a swoją wiedzę zdobyli na kilku kursach, często internetowych.
Młody zawodnik, oglądając reklamy, dowiedział się też, że nie wystarczy dobrze grać w piłkę, ale trzeba też mieć efektowną fryzurę, a najlepiej jeszcze być modelem i tańczyć. Neymar, który kilka dni temu podpisał kontrakt z Barceloną, jest przedstawicielem tego nowego pokolenia.