Michał Kołodziejczyk z Bukaresztu
Jesteśmy naprawdę blisko. Po 17 latach czekania na Ligę Mistrzów, Legii Warszawa pozostał do wykonania już tylko jeden krok. W 53 minucie meczu ze Steauą w Bukareszcie Miroslav Radović dośrodkował z prawej strony, a Jakub Kosecki strzelił gola z bliskiej odległości. O tej bramce marzył Jan Urban i wszyscy piłkarze. Bramkowy remis przed pierwszym gwizdkiem wszyscy braliby w ciemno. Gol Koseckiego może mieć olbrzymie znaczenie w drodze Legii do fazy grupowej.
Mistrzowie Polski, jak to mają w zwyczaju w europejskich pucharach w tym sezonie, dobrze grali dopiero w drugiej połowie. Pierwszej nie przespali, ale brakowało im pomysłu i umiejętności, żeby oddać choćby jeden dobry strzał. Tuż przed przerwą do Jakub Wawrzyniak zmusił do wysiłku Cipriana Tatarusanu, ale to trochę za mało, by marzyć o wywiezieniu dobrego wyniku z Bukaresztu.
Legia przegrywała 0:1, a powinna dużo wyżej. Gdyby nie wyśmienita forma Duszana Kuciaka, który dwukrotnie zatrzymał Rumunów w sytuacji jeden na jednego, po przerwie nie byłoby nawet czego ratować. Słowacki bramkarz skapitulował tylko raz – w 34 minucie Federico Piovaccari przelobował go strzałem zza pola karnego. Powtórki nie rozwiewają wątpliwości, czy włoski napastnik Steauy był na spalonym.
Jan Urban trochę zaskoczył składem. Wszyscy spodziewali się, że w pierwszej jedenastce pojawi się Łukasz Broź, który miał zastąpić kontuzjowanego Bartosza Bereszyńskiego. Trener Legii zdecydował się jednak przesunąć na prawą stronę obrony Jakuba Rzeźniczaka, a na środek wysłał Tomasza Jodłowca, który wrócił do gry po kontuzji. Jodłowiec nie wytrzymał na boisku nawet pół godziny, odnowił mu się uraz i taktykę trzeba było zmieniać jeszcze przed przerwą.