Hellas specjalnej troski

Włochy | Pierwszy raz w dyskusji o rasizmie padł argument, że jego rozsadnikiem nie są stadiony, tylko politycy i media.

Publikacja: 31.08.2013 01:05

Mario Balotelli – o jego wojnie z rasistami jest najgłośniej. Fot. AFP/GIUSEPPE CACACE

Mario Balotelli – o jego wojnie z rasistami jest najgłośniej. Fot. AFP/GIUSEPPE CACACE

Foto: AFP

Ogromne obawy o eksplozję rasizmu podczas rozpoczęcia rozgrywek Serie A okazały się tym razem płonne. Ale wielu publicystów pyta: jak mamy skutecznie walczyć z ksenofobią na stadionach, skoro rasistowskie słowa padają z ust polityków, którzy nie ponoszą za to żadnych konsekwencji?

Szczególny niepokój budził inaugurujący rozgrywki wyjazdowy mecz Milanu ze świętującą po 11 latach powrót do ekstraklasy Hellas Weroną. Ultrasi tego klubu są od lat dziećmi specjalnej troski włoskiego futbolu. Gdy w 1996 r. Werona kupiła czarnoskórego Holendra Johana Ferriera, transparentami „Negro go home” zmusili go do opuszczenia miasta.

„Mydło nie zabija”

Prezes Giambattista Pastorello w 2001 roku w wywiadzie dla „Gazzetta dello Sport” z rozbrajającą szczerością wyjaśnił, że chętnie kupiłby Ze Marię albo Patricka Mbomę, ale jak na gust werońskich fanów, obaj mają zbyt ciemny kolor skóry i „nic tego nie zmieni, bo taki jest miejscowy żywioł”.

Gdy Napoli grało w Weronie, miejscowi ubierali się w maseczki chirurgiczne i wywieszali napisy: „Mydło nie zabija”, „Powąchaj Neapol, a umrzesz”, „Gruźlicy” (u siebie neapolitańczycy rewanżowali się okrzykami: „Julia była dziwką”). Fachowo nazywa się to „discriminazione territoriale”, a chodzi o karany we Włoszech przez prawo publiczny wyraz pogardy, którą wielu ludzi z bogatej północy Włoch tradycyjnie okazuje rodakom z biednego południa.

Sytuacja nie zmieniła się, gdy Werona spadła do Serie B, a potem jeszcze niżej, ale o ksenofobicznych ekscesach jej fanów siłą rzeczy było ciszej, bo dochodziło do nich na peryferiach wielkiej piłki. Niemniej jednak wielokrotnie z tego powodu drużyna musiała grać przy pustych trybunach, a w sezonie 2010/2011 klub płacił słone grzywny za rasistowskie popisy swoich kibiców aż w 11 meczach.

Stąd wybuch paniki, że wizyta Milanu z Mario Balotellim, Kevinem Constantem, Cristianem Zapatą i M'Baye Niangiem na werońskim stadionie Bentegodi utonie w gwizdach i naśladującym małpy skandowaniu „Ug, ug, ug”, a zakończy się po kwadransie decyzją prefekta werońskiej policji.

Burmistrz Werony Flavio Tosi rozpętał ogólnowłoską dyskusję, gdy dwa dni przed meczem oświadczył, że Balotellego, którego do dziś prześladują okrzyki „Nie ma czarnych Włochów”, fani wygwizdują, bo ich prowokuje nieodpowiedzialnym zachowaniem, a nie kolorem skóry.

Prezes Werony Maurizio Setti postanowił dmuchać na zimne i wykupił całą stronę w „Gazzetta dello Sport” (od lat najlepiej sprzedawana gazeta we Włoszech), na której prosił kibiców o godne zachowanie, i wyliczył drakońskie sankcje, jakie mogą czekać Weronę za rasistowskie ekscesy fanów.

Dlatego, gdy ruszała Serie A, uwagę włoskich mediów i fanów skupił nie debiut Carlosa Teveza w Juventusie czy postawa Napoli z Rafą Benitezem na ławce trenerskiej, a to, jak stadion Bentegodi przyjmie czarnoskórych graczy Milanu. Przedmiotem niewiele mniejszej troski było też zachowanie fanów Lazio na Stadionie Olimpijskim w meczu z Udinese. Na bogatą, chyba najbogatszą w Serie A historię rasistowskich i chuligańskich wybryków fanów Lazio (m.in. ogromny transparent podczas derbów Rzymu „Waszą ojczyzną jest Auschwitz, waszymi domami piece”) nałożyły się wydarzenia z meczu sprzed tygodnia o Superpuchar Włoch w Rzymie, gdy ofiarami rasistów padli czarni gracze Juventusu.

Do Serie A wrócił Hellas Werona. Kibiców tego klubu wszyscy się boją

Cudowne przemienienie

Rzymianom grozi za to mecz ligowy przy pustych trybunach. Na wszelki wypadek piłkarze Lazio na mecz z Udinese wybiegli na murawę w koszulkach z napisem „We love football, we fight rasism”, choć to, że napis był po angielsku, wywołało szereg jadowitych komentarzy, z „W Lazio po włosku nikomu takie słowa nie przechodzą przez usta, a fani nie znają angielskiego”.

Szczęściem czarne scenariusze nie sprawdziły się. Mecz Lazio – Udinese (2:1) przebiegł spokojnie. W Weronie fani przewrotnie, z ironią, skandowali „Mario, Mario” i bili brawo, gdy tylko Balotelli zrobił błąd. A zrobił ich wiele i Milan niespodziewanie przegrał 1:2. Innych kolorowych graczy gości kibice Werony zostawili w spokoju.

Prezes Setti tryumfował i tłumaczył, że cudowne przemienienie werońskich ultrasów to efekt jego żmudnych rozmów z klubami kibiców, które teraz bez słowa protestu, a ponoć nawet z sympatią przyjęły sprowadzenie do Werony dwóch utalentowanych juniorów urodzonych w Ghanie: Godfreda Donsaha i Jeana Aggreya. Tak czy inaczej, choć za wcześnie, by otrąbić zwycięstwo, w wojnie z rasizmem włoski futbol wygrał dwie dość ważne potyczki.

Natomiast w rozpętanej na nowo dyskusji o ksenofobii padł argument, że od kilku miesięcy we Włoszech rozsadnikiem rasizmu są bardziej politycy niż piłkarscy fani. W kwietniu po raz pierwszy w historii Włoch tekę ministra otrzymała osoba o czarnym kolorze skóry. Chodzi o urodzoną w Kongu minister ds. równouprawnienia Cecile Kyenge, która przybyła do Italii jako nielegalna imigrantka, wyszła za Włocha, skończyła medycynę i jest okulistką.

Zaproponowała kontrowersyjną ustawę, zgodnie z którą wszyscy urodzeni we Włoszech, w tym dzieci imigrantów, powinni otrzymać automatycznie włoskie obywatelstwo. W odpowiedzi były minister w rządzie Silvio Berlusconiego, jeden z czołowych działaczy Ligi Północnej, Roberto Calderoli, powiedział, że pani minister kojarzy mu się z orangutanem.

Rasiści przed sądem

Znany producent win nazwał Kyenge małpą. Radny z Padwy, nawiązując do gwałtu, którego dopuścił się kolorowy nielegalny imigrant, napisał na Facebooku: „A może by tak Kyenge zgwałcił?”.

Burmistrz miasteczka Diano Marina stwierdził, że Kyenge przypomina mu pracujące w Italii afrykańskie prostytutki. Takie i podobnie haniebne wypowiedzi ludzi włoskiej polityki idą w setki. Naturalnie wszystko natychmiast przecieka do mediów, a co gorsza, w ten sposób sączy się do włoskich umysłów.

Publicyści podnoszą, że włoski futbol, może niezbyt żwawo, ale jednak walczy z rasizmem zakazami stadionowymi, dyskwalifikacjami, przerywaniem meczów, zamykaniem stadionów, grzywnami dla klubów. Poza tym stadionowi rasiści stają przed sądem. Tymczasem politykom i ich partiom ohydne rasistowskie ataki na Kyenge uchodzą bezkarnie.

Co więcej, często w obronę biorą ich prawicowe media, tłumacząc, że może użyte środki nie były najszczęśliwsze, ale merytorycznie krytycy pani Kyenge mają rację. Ludzie włoskiej piłki pytają, jak w tej sytuacji można skutecznie walczyć z rasizmem na trybunach, skoro dziś pełno go w polityce i w mediach?

A moralistów i estetów sportu zastanawia, jak komuś, kto widział, jak grają Pele, Gullit, Ronaldinho, czarni koszykarze NBA, z jakim wdziękiem po bieżni biegają Bolt i Afrykańczycy, sportowy rasizm może w ogóle przyjść do głowy.

Ogromne obawy o eksplozję rasizmu podczas rozpoczęcia rozgrywek Serie A okazały się tym razem płonne. Ale wielu publicystów pyta: jak mamy skutecznie walczyć z ksenofobią na stadionach, skoro rasistowskie słowa padają z ust polityków, którzy nie ponoszą za to żadnych konsekwencji?

Szczególny niepokój budził inaugurujący rozgrywki wyjazdowy mecz Milanu ze świętującą po 11 latach powrót do ekstraklasy Hellas Weroną. Ultrasi tego klubu są od lat dziećmi specjalnej troski włoskiego futbolu. Gdy w 1996 r. Werona kupiła czarnoskórego Holendra Johana Ferriera, transparentami „Negro go home” zmusili go do opuszczenia miasta.

Pozostało jeszcze 91% artykułu
Piłka nożna
Manchester City znalazł zastępcę dla Rodriego. Kim jest Nico Gonzalez?
Materiał Promocyjny
Przed wyjazdem na upragniony wypoczynek
Piłka nożna
Krzysztof Piątek w Stambule. Znów odpala pistolety
Piłka nożna
Premier League. Wielki triumf Arsenalu, Manchester City powoli ustępuje z tronu
Piłka nożna
Najpierw męki, później zabawa. Barcelona wygrała, pomógł Robert Lewandowski
Piłka nożna
Drugi reprezentant Polski w Interze. Dlaczego Nicola Zalewski chce grać z Piotrem Zielińskim?