Cesarz Rzymu

Ma 35 lat i czuje się młodo. Miroslav Klose podbija serca kibiców Lazio.

Publikacja: 21.09.2013 01:07

Cesarz Rzymu

Foto: ROL

– Co pokaże pan kolegom z reprezentacji Niemiec w Polsce? – pytał dziennikarz „Die Zeit” przed Euro 2012. – Jeśli będzie czas, zabiorę ich do restauracji na coś dobrego. Na przykład bigos – odpowiadał Klose. – A przed czym będzie pan ich przestrzegał? – ciągnął dziennikarz. – Przed bigosem przed meczem. A sam muszę poszukać lodów „Śnieżka”, to jedno z moich najsilniejszych wspomnień z przeszłości – mówił Miroslav, który urodził się Mirosławem.

Lodów nie znalazł, ale o pobycie w Gdańsku, gdzie zamieszkała reprezentacja Niemiec, mówił w samych superlatywach. Polscy Niemcy cieszyli się, że turniej odbywa się w ich ojczyźnie, ale mieli też obawy. Lukas Podolski mniejsze, bo na wielkich turniejach zawsze znajdował czas dla dziennikarzy z Polski, mówił dużo, śmiesznie i zawsze chętnie. Powtarzał, że chce zakończyć karierę w ukochanym Górniku Zabrze.

Cieśla z zawodu

Klose był inny – bardziej wycofany, jakby zawstydzony, odmawiał wywiadów. Niektórzy myśleli, że nie umie mówić po polsku, ale kiedy już się odezwał, okazywało się, że Podolski może się od niego tylko uczyć. Miroslav jest skromny, wie, że niektórzy nie wybaczyli mu gry dla Niemiec, unika rozgłosu. Jego żona Sylwia pochodzi jednak z Polski, a synowie – Luan i Noah mówią płynnie w naszym języku.

Rodzina Klose ma pokręcone losy. Józef, ojciec Miroslava, był zawodnikiem Odry Opole, później wyjechał grać dla Auxerre, matka Barbara 82 razy reprezentowała Polskę w piłce ręcznej. Kiedy kontrakt we Francji się skończył, rodzina wróciła do Opola, by po dwóch beznadziejnych latach spróbować sił na emigracji. Mirek w nowym domu w Kusel był zagubiony, w szkole cofnięto go z czwartej do drugiej klasy, miał mało znajomych, nie mówił po niemiecku, francuski nie otwierał żadnych drzwi. Futbol miał być sposobem na integrację, na boisku można było przemawiać grą i golami. Tak młody Klose zdobywał szacunek, a języka i tak nauczył się jako pierwszy w rodzinie.

– Do dzisiaj pamiętam: niemieckie samochody to był dla mnie prawdziwy obłęd. Znałem tylko małego fiata, z silnikiem z tyłu, który wiecznie się dławił. W Niemczech całą rodziną jeździliśmy w weekendy do salonów samochodowych tylko po to, żeby sobie popatrzeć na auta – wspomina w rozmowie z „Die Zeit”.

Nie był cudownym dzieckiem futbolu. Raz zaproszono go na konsultację dla uzdolnionych zawodników z południa Niemiec, ale po pierwszym dniu usłyszał od trenera, że gdyby jego rodzice nie wyjechali wcześniej do domu, to mogliby już go zabrać. W młodzieżówce nie wystąpił ani razu, ale klub zmienił na porządny. Przez pięć lat gry w Kaiserslautern okrzepł jako napastnik, strzelił 44 gole. Pod opiekę wziął go legendarny Fritz Walter, który zobaczył w młodziutkim piłkarzu coś więcej niż inni. Klose wspomina, że Walter razem ze swoim bratem Ottmarem i Horstem Eckelem zabierali go do stolika i opowiadali o wielkim finale mistrzostw świata w 1954 roku z Węgrami. Słuchał i marzył.

Miroslav w końcu sam doczekał się powołania do pierwszej reprezentacji. PZPN odezwał się wcześniej, ale nieprzesadnie namawiał do rozważenia gry dla biało-czerwonych. Klose do Polski po upadku komunizmu przyjeżdżał regularnie, ale raczej jak do skansenu. W Niemczech skończył szkołę, nauczył się zawodu cieśli, a od kiedy futbol stał się jego sposobem na życie, wiedział, że tylko tam może liczyć na odpowiedni rozwój. – W 2001 roku przyszło zaproszenie od trenera niemieckiej kadry. Nie miałem wątpliwości: chcę grać dla Niemiec – wspomina. Od debiutu śpiewał hymn, w Polsce czytano mu z ust – czy wyraźnie i na pewno z sercem. W Niemczech nikogo to nie obchodziło. Był jednym z pierwszych w reprezentacji multi-kulti, kiedy skostniała maszyna grająca siermiężny futbol zaczęła przyjmować w swoje szeregi dzieci imigrantów.

Dżentelmen na boisku

Półtora roku po debiucie był już wicemistrzem świata i drugim najlepszym strzelcem mundialu w Korei i Japonii. Do dzisiaj z reprezentacją nie zdobył żadnego trofeum i pytany o marzenia niezmiennie powtarza, że wszystkie indywidualne wyróżnienia zamieniłby na złoto drużyny na wielkim turnieju. W 2006 roku na własnych boiskach Niemcy zatrzymali się w półfinale na Włochach, zajęli trzecie miejsce, a Klose został królem strzelców. Później przyszła hiszpańska klątwa, kiedy grająca najatrakcyjniejszy futbol na świecie drużyna przegrała finał Euro 2008 i półfinał na mundialu w RPA dwa lata później.

Na naszym Euro Niemcy znowu awansowali do najlepszej czwórki, przegrywając mecz o finał z Włochami. Tuż przed przyjazdem do Gdańska Klose na własne życzenie udzielił wywiadu po polsku. – Napisano tyle bzdur na temat tego, co niby powiedzieli moi rodzice. Wielu moich wujków i ciotek wciąż mieszka w Polsce. Nie chcę, by cierpieli z powodu jakichś pomówień – tłumaczył. W Warszawie, gdzie Niemcy grali w półfinale, był pierwszy raz w życiu.

Klose poza boiskiem jest nudny. Tabloidom podpadł tylko raz, kiedy tłumaczył się, dlaczego zdecydował się poderwać w sklepie z pamiątkami Kaiserslautern swoją przyszłą żonę. Powiedział, że Polki są dużo ładniejsze od Niemek. Na boisku jest dżentelmenem. Odszedł z Kaiserslautern do Werderu, w meczu z Arminią przyznał się sędziemu, że nie był faulowany w polu karnym i arbiter zmienił swoją decyzję. Klose dostał nagrodę fair play. W ubiegłym sezonie Serie A jego Lazio wyszło na prowadzenie w Neapolu, jednak Klose znowu pobiegł do sędziego i przyznał się, że pomógł sobie ręką. Włosi byli w szoku, Lazio przegrało z Napoli.

Lazio miało być dla niego tylko czasem odcinania kuponów od sławy. Po czterech sezonach w Bayernie wydawał się wypalony, miał już 33 lata, a FC Hollywood budowało się na nowo, Klose nie mieścił się w planach. Wtedy właśnie zgłosił się Rzym, Miroslav miał pierwszy raz spróbować chleba za granicą. W stolicy Włoch zakochał się od razu, powtarzał, że w Rzymie nie jest ani Niemcem, ani Polakiem, jest po prostu piłkarzem Lazio.

Rzym docenił nowego imperatora, Klose trafił na sztandary, także na te, na których nie chciałby się znaleźć. Kiedy na jednej fladze pojawił się napis „Klose Mit Uns” z wyraźnie wyróżnionymi literami „S”, piłkarz szybko odciął się od zamieszania, przypominając, że polityka powinna być jak najdalej od sportu. W pierwszym sezonie w Lazio strzelił 16 goli, kiedy w poprzednim w środku rozgrywek stracił kilka tygodni na leczenie kontuzji, jego drużyna spadła z trzeciego miejsca na siódme i tak zakończyła sezon.

Już teraz wiadomo, że Klose pożegna się z reprezentacją po mundialu w Brazylii. Niemcom do awansu brakuje już tylko jednego zwycięstwa, a Klosemu jednego gola, by stać się najskuteczniejszym napastnikiem w historii kraju. Zdobył 68 bramek, tyle samo co legendarny Gerd Mueller. Może pobić jeszcze jeden rekord – na MŚ strzelił do tej pory 14 goli, tylko o jednego mniej od Ronaldo. – Chcę przejść do historii, ale przy Muellerze czy Ronaldo czuję się mały – komentuje Klose.

Piłka nożna
Manchester City na kolanach w Paryżu. Mistrzowie Anglii bez awansu?
Materiał Promocyjny
Suzuki Vitara i Suzuki Swift ponownie w gronie liderów rankingu niezawodności
Piłka nożna
PSG – Manchester City. Bogaci, ale jak na razie przegrani
Piłka nożna
Gole Roberta Lewandowskiego, błędy Wojciecha Szczęsnego i zwycięstwo Barcelony
Piłka nożna
Wraca Liga Mistrzów. Robert Lewandowski szuka kolejnych bramek, Barcelona walczy o awans
Materiał Promocyjny
Warta oferuje spersonalizowaną terapię onkologiczną
Piłka nożna
Florentino Perez: Sił i pomysłów wciąż mu nie brakuje
Materiał Promocyjny
Najlepszy program księgowy dla biura rachunkowego