Jeszcze przed meczem na Anfield Artur Boruc w jednym z wywiadów odważnie zapowiedział, że Southampton stać na walkę o Ligę Mistrzów, a nawet o tytuł w Anglii. W sobotę razem z kolegami przeszedł od słów do czynów.
Pewnymi i efektownymi paradami ratował zespół. Dwa razy obronił groźne uderzenia Stevena Gerrarda z rzutu wolnego, zwycięsko wyszedł też z pojedynku z Nigeryjczykiem Victorem Mosesem. Angielska prasa pisała o „natchnionych, olśniewających" interwencjach, a Sky Sports ocenił go na 8, choć na najlepszego piłkarza wybrał Chorwata Dejana Lovrena, strzelca jedynej bramki. – To moja praca i powinienem tak grać w każdym spotkaniu. Pokazaliśmy, jak silną drużyną jesteśmy i na jak wiele nas stać – skomentował swój występ Polak, który w pięciu meczach Premiership puścił tylko dwa gole.
Do niedzieli taką skutecznością mógł się pochwalić również David de Gea, ale Manchester City i koledzy z obrony United wystawili jego umiejętności na poważną próbę. Hiszpan wyjmował piłkę z bramki aż czterokrotnie. Czerwone Diabły zostały w derbach znokautowane przez „głośnych sąsiadów", jak mawiał o zespole szejków Alex Ferguson.
Sir Aleksa na trenerskiej ławce United już nie ma, ale jego kazania zostały zapamiętane. Wayne Rooney przed niedzielnym meczem na stadionie Etihad powtórzył za byłym wodzem, że bardziej prestiżowe niż derby są dla MU spotkania z Liverpoolem. Ale po ostatnim gwizdku minę miał marsową. Strzelił wprawdzie pięknego gola z rzutu wolnego, ale już na otarcie łez, przy stanie 0:4 (dwie bramki Sergio Aguero, po jednej Yaya Toure i Samir Nasri).
Pierwsze derby Manchesteru dla Manuela Pellegriniego, David Moyes nie potrafił wygrać już trzeciego ważnego meczu: z Chelsea i Liverpoolem jego zespół nie zdobył nawet bramki.