Boniek plus Wałęsa

30 lat temu Lechia grała w Gdańsku z Juventusem. Obok stało ZOMO.

Publikacja: 28.09.2013 01:06

Lech Wałęsa na trybunie stadionu Lechii w meczu z Juventusem. Zdaniem rzecznika ówczesnego rządu był

Lech Wałęsa na trybunie stadionu Lechii w meczu z Juventusem. Zdaniem rzecznika ówczesnego rządu był wtedy „osobą prywatną”.

Foto: EAST NEWS

Nawet książka o tym już jest. Nosi tytuł „Lechia – Juventus. Więcej niż mecz”, a napisali ją dwaj młodzi ludzie: Mariusz Kordek (urodzony w roku 1975), historyk gdańskiego klubu, i Karol Nawrocki (1983), doktorant Uniwersytetu Gdańskiego, pracownik IPN, zajmujący się opozycją antykomunistyczną w PRL.

W tamtym meczu nie chodziło o to, kto strzeli więcej bramek, bo w Turynie Juventus wygrał 7:0 i wszystko było jasne. Ale kibice wciąż chcieli grać, a najważniejszy mecz właśnie się zaczynał.

Stadion Lechii przy ulicy Romualda Traugutta już w latach 70. był miejscem nieprzyjaznym panującemu ustrojowi. Można tam było usłyszeć kibiców skandujących hasła „Grudzień pomścimy” i „Precz z komuną”.

Nic więc dziwnego, że klub z miasta, w którym narodziła się „Solidarność”, zaczął być postrzegany jako przedłużenie związku na stadiony. Najpierw zjawisko to miało charakter lokalny, ale niespodziewane wyniki Lechii sprawiły, że z sympatią mówiono o niej w całej Polsce.

Rozgrywki o Puchar Polski w sezonie 1982/1983 zaczęły się, gdy w kraju trwał jeszcze stan wojenny. Lechia przystąpiła do nich jako drużyna trzecioligowa, a dotarła do finału. Decydujący mecz, z Piastem Gliwice, odbywał się w Piotrkowie Trybunalskim, na stadionie XXXV-lecia PRL, co samo w sobie było pewnego rodzaju prowokacją.

Kiedy orkiestra zagrała hymn, kilkanaście tysięcy ludzi śpiewało go z wyciągniętymi w górę dłońmi i palcami ułożonymi w literę V. Pięć tysięcy kibiców przyjechało autokarami z Gdańska, nieco mniej ze Śląska. Wszystkich łączyło to V, nie słychać było żadnych nienawistnych okrzyków.

Lechia wygrała 2:1. Piłkarzy i kibiców wracających do Gdańska ludzie pozdrawiali na ulicach. Roman Kosecki, dziś poseł na Sejm i wiceprezes PZPN w roku 1983, miał 17 lat. Jeszcze przed finałem PP, jako junior RKS Mirków pojechał do Gdańska i zgłosił się w Lechii, mówiąc, że chce grać w klubie „Solidarności”. Nikt go nie znał, więc powiedzieli mu, żeby przyjechał, jak podrośnie.

Lechiści dowiedzieli się z radia, że w rozgrywkach europejskich wylosowali Juventus.

Piłkarze u papieża

Lepiej i gorzej być nie mogło. W Juventusie grało pięciu włoskich mistrzów świata i dwie zagraniczne gwiazdy: Francuz Michel Platini oraz Polak Zbigniew Boniek. Zaraz więc koło Lechii pojawiło się kilku biznesmenów, widzących interes w takich meczach.

Jednym z głównych sponsorów Lechii był w tamtym okresie gangster o pseudonimie „Nikoś”, jeden z najbardziej znanych w kraju. Formalnie był kierownikiem sekcji rugby. Za swoje zasługi dla Lechii otrzymał nawet odznaczenie od prezydenta Gdańska.

Tak więc klub „Solidarności” i gangstera pojechał do Włoch, gdzie przed meczem z Juventusem został przyjęty na prywatnej audiencji przez papieża Jana Pawła II. Na zwycięstwo oczywiście nikt nie liczył. Po wyniku 7:0 piłkarze Juventusu jechali do Gdańska jak na wycieczkę. Towarzyszyła im garstka kibiców i wielu dziennikarzy, nie tylko sportowych. Polska była wtedy na ustach całej Europy, a Włochom trafiła się okazja zobaczenia kolebki „Solidarności” i bramy stoczni. W mieście czuło się atmosferę meczu. Kupienie biletu graniczyło z cudem. Wynik miał znaczenie drugorzędne. Wszyscy zadawaliśmy sobie pytanie: czy będzie Lechu. I nikt nie mógł na nie odpowiedzieć.

Mecz rozpoczynał się o godz. 15.30, bramy otwarto o 11.00. O 13.00 na trybunach nie było już gdzie szpilki włożyć. Prawdopodobnie sprzedano więcej biletów, niż było miejsc na stadionie. Ponad 30 tysięcy. Kibice szukali miejsc na okolicznych drzewach i dachach barobusów. Ludzie szli nieprzerwanym potokiem, mijając po drodze patrole ZOMO.

Słowo „Solidarność” skandowano przemiennie z „Lech Wałęsa”, kiedy okazało się, że przywódca związku jest na trybunach. Pokazywaliśmy go sobie palcami. Stał na wprost trybuny głównej, nieco na prawo, ubrany w rozpinany sweter. Bardziej go czuliśmy, niż widzieliśmy naprawdę.

Usterki w TVP

Dopiero po latach dowiedzieliśmy się, że Wałęsę przyprowadzili na mecz działacze opozycji, przede wszystkim Ruchu Młodej Polski, którzy po latach staną się znanymi politykami. Osłaniał go jak zwykle Henryk Mażul. W pobliżu siedzieli bracia Arkadiusz i Sławomir Rybiccy, bracia Piotr i Paweł Adamowiczowie, dwaj późniejsi premierzy Jan Krzysztof Bielecki i Donald Tusk oraz przyszły marszałek Sejmu Maciej Płażyński.

Kiedy prosolidarnościowe okrzyki wznoszone podczas przerwy w meczu trwały jeszcze po rozpoczęciu drugiej połowy (zagłuszał je ryk włączonej syreny), Telewizja Polska nie pokazywała ani boiska, ani tym bardziej trybun. Na ekranie pojawiła się dobrze znana z różnych sytuacji plansza: „Przepraszamy za usterki”.

Mecz był niezwykle zacięty. W 63. minucie Lechia prowadziła już nawet 2:1. Wtedy trener Giovanni Trapattoni wpuścił na boisko z ławki rezerwowych Michela Platiniego. Włosi wyrównali, a na siedem minut przed końcem zwycięską bramkę strzelił dla nich Zbigniew Boniek.

Wielki powrót

Piłkarze Lechii (klub należał do tzw. pionu budowlanych) otrzymali w nagrodę od ministra Stanisława Kukuryki złote odznaki „Zasłużonego dla Budownictwa i Przemysłu Materiałów Budowlanych”. Dzięki temu nie musieli czekać w kolejce po mieszkania.

Odlatujących z lotniska Rębiechowo (dziś im. Lecha Wałęsy) sportowców włoskich zatrzymano, ponieważ kilku przemycało zakupione w Polsce starocie. Zapłacili grzywnę i wrócili do Turynu.

W roku 1990, z okazji 10. rocznicy powstania NSZZ „Solidarność”, na stadionie Lechii odbył się mecz pomiędzy reprezentacją Polski a Eintrachtem Frankfurt. W loży honorowej Lech Wałęsa zajmował miejsce obok prezydenta FIFA Joao Havelange’a, a błogosławił im z boku ksiądz Henryk Jankowski.

Nawet książka o tym już jest. Nosi tytuł „Lechia – Juventus. Więcej niż mecz”, a napisali ją dwaj młodzi ludzie: Mariusz Kordek (urodzony w roku 1975), historyk gdańskiego klubu, i Karol Nawrocki (1983), doktorant Uniwersytetu Gdańskiego, pracownik IPN, zajmujący się opozycją antykomunistyczną w PRL.

W tamtym meczu nie chodziło o to, kto strzeli więcej bramek, bo w Turynie Juventus wygrał 7:0 i wszystko było jasne. Ale kibice wciąż chcieli grać, a najważniejszy mecz właśnie się zaczynał.

Pozostało jeszcze 91% artykułu
Piłka nożna
Manchester City na kolanach w Paryżu. Mistrzowie Anglii bez awansu?
Materiał Promocyjny
Jaką Vitarą na różne tereny? Przewodnik po możliwościach Suzuki
Piłka nożna
PSG – Manchester City. Bogaci, ale jak na razie przegrani
Piłka nożna
Gole Roberta Lewandowskiego, błędy Wojciecha Szczęsnego i zwycięstwo Barcelony
Piłka nożna
Wraca Liga Mistrzów. Robert Lewandowski szuka kolejnych bramek, Barcelona walczy o awans
Materiał Promocyjny
Warta oferuje spersonalizowaną terapię onkologiczną
Piłka nożna
Florentino Perez: Sił i pomysłów wciąż mu nie brakuje
Materiał Promocyjny
Psychologia natychmiastowej gratyfikacji w erze cyfrowej