Reklama
Rozwiń

FC Porto: z miłości do wina i piłki

Pewien eksporter wina pojechał do Anglii. Tam zobaczył nieznaną grę, w której zakochał się od pierwszego wejrzenia. Wrócił do swojej ojczyzny i postanowił zaszczepić w niej nowy sport. Tak 120 lat temu powstał jeden z najbardziej utytułowanych klubów Europy – FC Porto

Publikacja: 28.09.2013 16:07

(fot.Joaocastro)

(fot.Joaocastro)

Foto: Creative Commons Attribution 1.0 Generic license.

Antonio Nicolau de Almeida był prężnie działającym przedsiębiorcą. Sprzedawane przez niego wino z domieszką brandy było znane w niemal każdym zakątku ziemi. Almeida dawał światu wyborne trunki, więc świat postanowił mu się odwdzięczyć i podarował mu coś równie ważnego, cennego i pięknego – piłkę nożną. Podczas jednej z podróży do Anglii Almeida po raz pierwszy zobaczył mecz. Niewidziana wcześniej gra zrobiła na eksporterze ogromne wrażenie. Jego zaciekawienie było tak duże, że do Portugalii, poza pieniędzmi za kolejną dostawę alkoholu, przywiózł także kilku Anglików, którzy mieli stanowić trzon tworzonej przez niego drużyny. 28 września 1893 roku powstał Futebol Clube do Porto.

Piłkarze FC Porto od początku występowali w koszulkach w biało-niebieskie pionowe pasy i niebieskich spodenkach. To hołd, jaki Almeida złożył monarchii, dzięki której mógł zgromadzić swoją fortunę. Do 1910 roku kolory biały i niebieski znajdowały się na fladze Portugalii. Oznaczały czystość, jasność umysłu i spokój. Przedsiębiorca uważał, że te symbole pasują również do założonego przez niego klubu. W 1906 roku został on oficjalnie zarejestrowany jako towarzystwo sportowe. Wtedy do piłki nożnej dołączyły kolejne sekcje, między innymi bokserska, lekkoatletyczna czy pływacka.

W 1934 roku ruszyły rozgrywki Primeira Ligi. Porto zostało pierwszym oficjalnym mistrzem Portugalii. Do tej pory zdobyło ten tytuł 27 razy. Mimo iż we własnej ojczyźnie Smoki od samego początku były (obok klubów z Lizbony – Sportingu i Benfiki) jedną z czołowych drużyn, na sukcesy na arenie międzynarodowej musiały czekać bardzo długo. Dopiero w 1984 roku zagrali w finale europejskich rozgrywek. Wtedy w meczu o Puchar Zdobywców Pucharów zmierzyli się z Juventusem Turyn, w którym występował Zbigniew Boniek. Portugalski zespół przegrał 1:2, ale pokazał, że wielcy europejskiego futbolu nie mogą spać spokojnie. Oto z dalekiego kraju zmierzała nowa siła.

FC Porto potrzebowało trzech lat, by zrozumieć swoje błędy, naprawić je i zacząć krzyżować plany hegemonów europejskiej piłki. W 1987 roku Smoki dość niespodziewanie dotarły do finału Pucharu Europy (dzisiejsza Liga Mistrzów). Pokonały 2:1 faworyta Bayern Monachium. Po tym meczu Niemcy długo nie mogli się otrząsnąć, Portugalczycy długo nie mogli zakończyć świętowania. Kibice Porto, gdyby tylko mieli taką władzę, kanonizowaliby trenera Artura Jorge.

Bohaterem nadmorskiego miasta stał się też Polak – Józef Młynarczyk, bramkarz uznawany przez sympatyków klubu za jedną z jego legend. Młynarczyk, poza Pucharem Europy, zdobył ze Smokami także Superpuchar UEFA i Puchar Interkontynentalny. W 1989 roku były reprezentant Polski zakończył karierę, ale to nie oznaczało wyprowadzki z Portugalii. Został szkoleniowcem bramkarzy. Trenował m.in. Vitora Baię – zawodnika, który dla FC Porto rozegrał największą liczbę meczów w pełnym wymiarze czasowym (546). Młynarczyk zrobił polskim bramkarzom bardzo dobrą reklamę. Klub podpisał umowę z Andrzejem Woźniakiem (1996/1997) oraz Pawłem Kieszkiem (2010 – 2012), który obecnie reprezentuje barwy innej portugalskiej drużyny Vitorii Setubal. W biało-niebieskich koszulkach na boisko wybiegali również Grzegorz Mielcarski (1995 – 1999) i Przemysław Kaźmierczak (2007 – 2009).

Żaden z Polaków nie miał jednak zaszczytu pracować z trenerem, który wzbudza najsilniejsze emocje. Największe sukcesy FC Porto w XXI wieku to zasługa Jose Mourinho. W 2003 roku zdobył on Puchar UEFA (w finale wygrana z Celtikiem Glasgow 3:2 po dogrywce), co już było ogromną niespodzianką. Dlatego na to, co stało się rok później w Gelsenkirchen, ciężko znaleźć określenie. Mistrz Portugalii wygrał Ligę Mistrzów. Kibice Bayernu Monachium, Realu Madryt czy Manchesteru United przecierali oczy ze zdumienia. Zespół, który do tej pory jedynie wychowywał znakomitych piłkarzy i sprzedawał ich do silniejszych klubów, ośmielił się rzucić wyzwanie najpotężniejszym. W finale zawodnicy Mourinho byli dla swoich rywali bezlitośni. Rozbili AS Monaco 3:0. Mimo tak spektakularnego sukcesu, kibice Porto nie pałają do Mourinho szczerą i gorącą miłością. Mają mu za złe, że po końcowym gwizdku sędziego nie wyszedł na murawę, by świętować razem z kibicami i zawodnikami, ale udał się do szatni. Część sympatyków twierdzi, że już wtedy miał podpisany kontrakt z Chelsea.

Na kolejnego medialnego trenera Porto czekało do 2010 roku. Drużynę objął 32-letni Andre Villas-Boas, wieloletni współpracownik Mourinho. Miał być jak były szef - arogancki, zapatrzony w siebie, a przede wszystkim skuteczny. Jednak Villasa-Boasa irytowały porównania ze starszym kolegą. Mówił, że bliżej mu do Bobby'ego Robsona (prowadził FC Porto w latach 90.) – łączą ich duże nosy, angielskie pochodzenie i zamiłowanie do dobrego wina.

Młody Portugalczyk szybko odłożył żarty na bok i zaczął ciężką pracę z zespołem. Już na jej początku zdobył pierwsze trofeum – Superpuchar Portugalii (2:0 z Benfiką). Później jego drużyna wręcz miażdżyła kolejnych rywali. W lidze nie przegrała żadnego meczu (27 zwycięstw i 3 remisy) i po raz pierwszy w historii zapewniła sobie tytuł mistrzowski pięć kolejek przed końcem sezonu. Druga w tabeli Benfika traciła do nowego mistrza 21 punktów. Smoki były nie do pokonania także w Lidze Europy. Zdobyły puchar po zwycięstwie 1:0 nad innym klubem z Portugalii – Sportingiem Braga. Jeszcze w 2011 roku Villas-Boas odszedł do Chelsea. Od tamtej pory Porto czeka na wielkiego trenera i wielkie sukcesy. Ale to tylko kwestia czasu. Znakomitych piłkarzy grających na stadionie Smoków nigdy nie brakowało. A nazwa FC Porto wzbudza wśród futbolowych potęg większy szacunek niż kilkanaście lat temu.

Portugalczycy mawiają, że Lizbona się bawi, Coimbra studiuje, Braga się modli, a Porto pracuje. Lecz w tym ostatnim mieście w sobotę chyba nikt nie będzie myślał o pracy. Świętowanie zacznie się już z samego rana. Kibice będą wznosić toasty za swój klub kieliszkiem wytrawnego Porto. Może któryś z nich ma w swojej piwnicy butelkę z 1893 roku?

Antonio Nicolau de Almeida był prężnie działającym przedsiębiorcą. Sprzedawane przez niego wino z domieszką brandy było znane w niemal każdym zakątku ziemi. Almeida dawał światu wyborne trunki, więc świat postanowił mu się odwdzięczyć i podarował mu coś równie ważnego, cennego i pięknego – piłkę nożną. Podczas jednej z podróży do Anglii Almeida po raz pierwszy zobaczył mecz. Niewidziana wcześniej gra zrobiła na eksporterze ogromne wrażenie. Jego zaciekawienie było tak duże, że do Portugalii, poza pieniędzmi za kolejną dostawę alkoholu, przywiózł także kilku Anglików, którzy mieli stanowić trzon tworzonej przez niego drużyny. 28 września 1893 roku powstał Futebol Clube do Porto.

Pozostało jeszcze 88% artykułu
Piłka nożna
Żegluga bez celu. Michał Probierz przegranym roku w polskiej piłce
Materiał Promocyjny
Kalkulator śladu węglowego od Banku Pekao S.A. dla firm
Piłka nożna
Koniec trudnego roku Roberta Lewandowskiego. Czas odzyskać spokój i pewność siebie
Piłka nożna
Pokaz siły Liverpoolu. Mohamed Salah znów przeszedł do historii
Piłka nożna
Real odpalił fajerwerki na koniec roku. Pokonał Sevillę 4:2
Materiał Promocyjny
5G – przepis na rozwój twojej firmy i miejscowości
Piłka nożna
Atletico gra do końca, zepsute święta Barcelony
Materiał Promocyjny
Nowości dla przedsiębiorców w aplikacji PeoPay