Manuel Pellegrini pamięta Pepa Guardiolę bardzo dobrze. Trener Manchesteru City przez dziewięć lat pracował w Hiszpanii i na własne oczy widział, jak powstaje wielka Barcelona. Pellegrini trzy lata temu rządził Realem Madryt, w lidze zajął drugie miejsce za plecami Guardioli, którego drużyna była wtedy w szczytowym momencie. Barcelona wygrała w tamtym sezonie oba mecze z Realem, a Pellegrini został zwolniony.
„Wiem wszystko o tym trenerze, wiem, jaki styl preferują prowadzone przez niego zespoły. Mamy dużo nowych informacji, ale nie możemy zapominać, że nie gramy z Guardiolą, ale z Bayernem Monachium” – mówi trener City.
Po przesileniu
Bayern nie ma dobrej prasy, w ostatniej kolejce wygrał z Wolfsburgiem tylko 1:0 i chociaż ma tyle samo punktów co Borussia Dortmund i do tej pory zremisował tylko jedno spotkanie, kibice kręcą nosami. To miał być dream team, a drużyna, która w poprzednim sezonie wygrała wszystko, rozpędza się powoli. Skromne zwycięstwa cieszą tylko Guardiolę i piłkarzy.
Kilka tygodni temu w Monachium doszło do pierwszego przesilenia. Matthias Sammer, dyrektor sportowy klubu, powiedział, że zawodnicy powinni się wreszcie obudzić, bo grają bez pasji i emocji. Sammera skrytykował za to prezydent Uli Hoennes: „W Dortmundzie się z nas śmieją, bo wygląda na to, jakbyśmy przepraszali za zwycięstwo 2:0. Krytyka jest potrzebna, ale kiedy robi się to zbyt często, staje się bezsensowne” – stwierdził.
Szacunek dla piłki
Jeśli Guardiola planował zbudować w Monachium drugą Barcelonę, idzie mu to opornie. Nie wszystkie transfery okazały się trafione, Niemcy coraz częściej piszą o tym, że zakup za 37 milionów euro Mario Goetzego bardziej miał zdenerwować Borussię, niż pomóc Bayernowi w zbudowaniu potęgi. Kontuzjowany jest Thiago Alcantara – najważniejszy element układanki.