Przed hotelem Hyatt w Warszawie litania do świętego Judy, tego od spraw beznadziejnych. Odmawiają piłkarze. „Nie ma rzeczy niemożliwych”, „to też tylko ludzie”, „skoro oni wygrali w Warszawie, to dlaczego my nie możemy w Charkowie” i na koniec, niczym amen – „Dopóki piłka w grze”.
Jest napięcie. Dyrektor hotelu prosi, by dziennikarze odblokowali drogę przeciwpożarową, która do tej pory blokowana była regularnie i nikomu to nie przeszkadzało. Marcin Wasilewski drogę z taksówki do drzwi wejściowych pokonuje sprintem, zapomina odpowiedzieć „dzień dobry”; Robert Lewandowski idzie się przebrać, ale widocznie zagubił mu się dres, bo przed hotelem już się nie pojawia. Trener Waldemar Fornalik odmawia wywiadu ważnej gazecie, bo za coś się ponoć pogniewał.
Bez wsparcia
Trener ma pretensje, że skóra na niedźwiedziu została już podzielona. W rozmowie z TVP pyta retorycznie, czy jest jeszcze jakiś kraj na świecie, w którym drużyna otrzymałaby tak mało wsparcia w momencie, kiedy nie wszystkie szanse zostały jeszcze stracone. Wbrew logice wątpi, jakby nie pamiętał, co działo się choćby w Anglii, gdy drużyna grała poniżej oczekiwań.
– Reprezentacja nie ma wsparcia. A czy po mnie to spływa? No wie pan, dostaję sygnały, dyskutuje się o tym, kto będzie moim następcą – mówi.
Zbigniew Boniek milczy, od kilku tygodni powtarza, triumfując, że wszyscy dziennikarze mogą się bawić i robić swoje giełdy kandydatów, a i tak liczy się tylko jego zdanie. Na początku myślał o zagranicy, ostatnio patrzy na Polskę. Zapewne nie tylko po to, by zaoszczędzić. Wystarczy przeanalizować, na jak wiele pozwoliłaby sobie osoba z zewnątrz. Przykładów nie trzeba szukać za daleko – czy Leo Beenhakker dopuściłby do linczu na Ludovicu Obraniaku?