Próby w ekstraklasie holenderskiej trwały dwa lata. Wiele o nich nie mówiono, by nie wzniecać niepotrzebnych dyskusji, ale wydaje się, że „jastrzębie oko" potrafi już dostrzec tyle, ile trzeba, by uwolnić futbol od wielu złych emocji i podejrzeń o korupcję sędziów.
Hawk-Eye, firma z południowej Anglii (sprzedana w 2011 roku japońskiemu gigantowi Sony), oświadczyła, że technologia jest podobna do tej, jaką z powodzeniem wdrożono w ubiegłej dekadzie w tenisie i krykiecie, że teraz komputerowy system zobaczy wszystko, wyświetli i oceni na ekranie odpowiedni obraz parę sekund po fakcie, że skończy się era telewizyjnych powtórek i niekończących się dyskusji, czy był spalony, czy nie.
Potrzeba jastrzębiego oka w piłce nożnej to sam w sobie był temat długich sporów pod konserwatywnym hasłem „pomyłki sędziów są nieodłączną częścią gry", ale choć opór działaczy FIFA i UEFA był początkowo dość duży, to postęp techniki zrobił swoje. Temat podjęli na poważnie dwaj rywale – Hawk-Eye oraz niemiecka firma GoalControl. Powiedzmy szczerze – temat komputerowego sędziowania w najbardziej popularnym sporcie świata to nie tylko debata o tym, czy technologia jest wiarygodna i nie zwalnia za bardzo tempa wydarzeń na boisku, to przede wszystkim biznesowa szansa na miliony euro i dolarów dochodu – stadionów i rozgrywek jest naprawdę dużo.
Paul Hawkins, szef Hawk-Eye, człowiek, który stoi za pierwszymi sukcesem firmy (to on wymyślił i wdrożył system wspomagania transmisji z meczów krykietowych w 1990 roku), chce już końca słów i przejścia do czynów. – Sport na najwyższym poziomie polega na tym, że marginesy błędów są naprawdę niewielkie. Nie można mieć narzędzi, które pozwalają tylko na wykrycie rażących pomyłek i nie korzystać z nowych osiągnięć – mówi.
Pierwszy czyn już jest – Hawk-Eye będzie pomagać w ocenie, czy piłka przekroczyła linię bramkową, czy nie w popularnych rozgrywkach ligowych. Miejsce pierwszego wdrożenia systemu budzi respekt – Premier League, tam patrzą media z całego świata.