– Odważni Polacy nigdy się nie poddawali. Przez całą historię budowali opinię narodu, który zawsze walczy do końca. Są wśród was tacy, którzy myślą, że polscy piłkarze przyjechali do Londynu dla przyjemności, albo żeby ich żony i dziewczyny zrobiły na West Endzie wczesne zakupy świąteczne. Na mundial już nie pojadą, dla wielu z nich trener jest na wylocie, ale wiemy, że ten naród nigdy nie ucieka z pola walki. Drużyna Waldemara Fornalika na Wembley będzie miała za sobą prawdziwą armię 20 tysięcy kibiców – pisze Steven Howard w „The Sun”.
Wydawać by się mogło, że wszystko jest już jasne. Słabiutka reprezentacja Polski przyjeżdża do jaskini lwa zmierzyć się z Anglią, z którą jeszcze nigdy na wyjeździe nie wygrała. W kraju dla piłki nożnej kopany jest już grób, zaczyna się rozliczanie winnych, a w piłkarzy nie wierzy nikt. W Londynie za to po zwycięstwie 4:1 z Czarnogórą gospodarze czują wiatr w żaglach i nie powinni przejmować się meczem z drużyną, która potrafi wygrywać tylko z amatorami z San Marino. Anglicy potrzebują zwycięstwa, by zająć pierwsze miejsce w grupie, to powinna to być formalność. A jednak – jest inaczej.
Klaun wrócił
Londyn żyje strachem sprzed 40 lat. Wtedy, na starym Wembley, Jan Tomaszewski nazywany przez miejscowych klaunem, zatrzymał drużynę z kraju, gdzie wymyślono piłkę nożną i Anglia nie pojechała na mundial.
– Polska na Wembley? To był najgorszy tydzień w moim życiu – mówi Roy McFerland w specjalnym dodatku „Daily Telegraph”. I opowiada o Janie Domarskim i o tym, że trzy punkty w dzisiejszym meczu będą dla niego małym zadośćuczynieniem. – Weszliśmy do szatni i była cisza. Alf Ramsey nie mówił nawet słowa. Położył rękę na czyimś ramieniu i powiedział, że nie zasłużyliśmy na ten remis, który był porażką i pożegnaniem z marzeniami o mundialu. Potem oglądałem Polaków w telewizji, gdy pokonali Brazylię w meczu o trzecie miejsce i myślałem tylko o tym, że byliśmy od nich lepsi, a jednak nie daliśmy rady – wspomina piłkarz.
Kilka dni temu w telewizji ITV wybuchł skandal. Były reprezentant Anglii Lee Dixon, gość w studiu, powiedział, że ma nadzieję, że po meczu na Wembley polscy kibice będą płakać. – Prowadzę obecnie dość poważne prace budowlane, bądź ostrożny z takimi życzeniami – zażartował prezenter Adrian Chiles i się zaczęło. Oskarżenia o rasizm i poniżanie były najlżejszymi, za jakie musiał przepraszać.