W 2018 Rosja będzie gospodarzem piłkarskich mistrzostw świata. Turnieju, który FIFA od lat promuje jako święto jedności i radości ponad podziałami. Ale mimo iż do rosyjskiego mundialu zostało jeszcze pięć lat, już dziś wzbudza on kontrowersje.
Wszystko zaczęło się w ubiegłym tygodniu. Podczas spotkania grupy D Ligi Mistrzów CSKA Moskwa - Manchester City (1:2) kibice klubu ze stolicy Rosji naśladowali małpy, gdy przy piłce był czarnoskóry pomocnik zespołu gości Yaya Toure. Zawodnik zgłosił incydent arbitrowi Ovidiu Hateganowi. Sędzia nie podjął żadnych działań, ponieważ niczego nie słyszał. Lecz piłkarz wicemistrzów Anglii postanowił walczyć o sprawiedliwość po meczu.
Pochodzący z Wybrzeża Kości Słoniowej Yaya Toure nie kryje swojej dumy z bycia Afrykańczykiem. Po zdarzeniach w Moskwie podjął zdecydowane działania. Zgłosił incydent do UEFA i oczekuje, że europejska federacja wyciągnie odpowiednie konsekwencje wobec CSKA. Poza tym ostrzega, że jeśli sytuacja w Rosji się nie poprawi, na mistrzostwach w 2018 może zabraknąć paru gwiazd.
- Jeżeli nie będziemy mieć pewności, że podobne zachowania się nie powtórzą, reprezentacja Wybrzeża Kości Słoniowej może nie polecieć na rosyjski mundial. Rasizm jest wielkim problemem na wschodzie Europy. Kiedy grałem na Ukrainie, kibice robili podobne rzeczy. Nie wiem, dlaczego to zdarza się tylko w piłce nożnej. Czy ktoś słyszał o podobnych incydentach na meczach piłki ręcznej lub rugby? - pytał zawodnik.
UEFA przeprowadzi śledztwo, by wyjaśnić, dlaczego rumuński sędzia nie przerwał meczu, chociaż pozwalają na to nowe przepisy. Zapowiedziała także, że na CSKA zostaną nałożone surowe kary. Jednak wątpliwe, by sankcje były większe niż grzywna i zamknięcie stadionu Chimiki na parę meczów. Władze moskiewskiego zespołu uważają, że i takie konsekwencje będą zbyt rygorystyczne.