Strzały na bramkę, podania z powietrza, zderzenia z rywalami, a czasami także z kolegami z drużyny – to wszystko w czasie meczu futbolowego muszą znosić głowy graczy. Zdaniem Johna Hardy’ego, kierownika katedry biologii molekularnej uniwersytetu w Londynie, piłkarze po przejściu na emeryturę są narażeni na choroby mózgu tak samo jak pięściarze czy hokeiści. Natomiast trenerzy i sędziowie zbyt często pozwalają, by po boisku biegali sportowcy, którzy odnieśli poważne urazy neurologiczne.
Tak było chociażby w miniony weekend. Podczas meczu angielskiej Premier League Everton – Tottenham (0:0) bramkarz drużyny gości Hugo Lloris zderzył się z napastnikiem rywali. Padł nieprzytomny na ziemię. Po pewnym czasie odzyskał świadomośćość. Menedżer Andre Villas-Boas nie zdecydował się jednak na zmianę. Nie zabiegał o to także sędzia. Francuz grał do końca spotkania. Zdaniem lekarzy piłkarz powinien być natychmiast odwieziony do szpitala.
Według Williego Stewarta, neuropatologa ze Szpitala Południowego w Glasgow, problem w tym, że w podobnych przypadkach mija zbyt wiele czasu między wstrząśnieniem mózgu a odpowiednią diagnostyką. Wstrząśnienia są lekceważone, ponieważ na pierwszy rzut oka nie widać ich efektów.
- Ludzie są przekonani, że uraz występuje tylko przy bardzo silnym ciosie. Ale trwały ślad zostawia każde najmniejsze zderzenie czy uderzenie – powiedział Stewart w rozmowie z agencją Reuters. Ostrzega, że objawy takie jak bóle głowy, nudności czy niewyraźne widzenie mogą pojawiać się nawet kilka godzin po zdarzeniu.
Naukowcy są zgodzi, że szkoleniowcy zbyt mało wiedzą o skutkach uszkodzeń mózgu. A w przyszłości mogą być one bardzo poważne: choroba Alzheimera, demencja i inne dolegliwości neurologiczne. Także przypisywane wyłącznie pięściarzom „otępienie bokserskie” (postępujące zanikanie tkanek mózgu). Hardy wyjaśnia, że delikatne komórki i naczynia krwionośne w mózgu ulegają mikroskopijnym uszkodzeniom, o których piłkarz najczęściej dowiaduje się parę lat po zakończeniu kariery.