Sympatia między Polakami a Irlandczykami trwa od lat, choć nie było jej widomych objawów. Tylko wspólne koleje losów (oni walczyli z okupantem angielskim, a my z rosyjskim i niemieckim), emigracja zarobkowa do Ameryki, muzyka biesiadna (oni „Whiskey in the Jar", my „Upływa szybko życie"), alkohol (oni Guinness, my gorzka żołądkowa), religia (ta sama).
Kiedy więc reprezentanci dwóch takich narodów spotkali się przed rokiem z okazji mistrzostw Europy, dokonania piłkarzy Polski i Irlandii (też zresztą podobne) nie miały większego znaczenia. Nasi kibice wzięli kibiców irlandzkich „w Polskę" (nie ruszając się z miejsca), a wiadomo, że przyjaźnie zadzierzgnięte w takich okolicznościach są najtrwalsze.
Jedyne, co nas różni, to formy przeżywania radości w trakcie spożycia i po. Oni są pogodni, otwarci i tylko by śpiewali, a my patrzymy, komu by tu przywalić. Nie zmienia to faktu, że po znalezieniu wspólnego języka przez kibiców piłkarskie władze obydwu krajów postanowiły kontynuować te znajomości.
W lutym mecz przyjaźni odbył się w Dublinie. Gospodarze wbili nam dwie bramki, nie tracąc żadnej. Licznie zgromadzonym na trybunach Polakom z Wysp Brytyjskich to się nie spodobało, bo spodziewali się od swoich piłkarzy więcej szacunku.
Dzisiaj gramy w Poznaniu, gdzie tym razem kibiców irlandzkich za dużo nie będzie. Irlandia jest w podobnym punkcie jak Polska. Też przegrała eliminacje do mistrzostw świata i zmieniła trenera. Miejsce Włocha Giovanniego Trapattoniego zajął były reprezentant Irlandii Północnej, 61-letni Martin O'Neill. Przez dziesięć lat grał w Nottingham Forest (zdobył nawet dwukrotnie Puchar Mistrzów). Jako trener (był wychowankiem słynnego Briana Clougha) wyrobił sobie nazwisko w Celticu Glasgow i Aston Villi.