Reklama
Rozwiń

Pamięć o uczcie, której nie było

Francuski strach w futbolu już zawsze będzie miał twarz Emila Kostadinowa.

Publikacja: 22.11.2013 18:21

Mirosław Żukowski

Mirosław Żukowski

Foto: Fotorzepa, Ryszard Waniek Ryszard Waniek

Po 17 listopada 1993 r. było mistrzostwo świata i Europy, Zinedine Zidane został legendą, ale gdy przychodzą dla futbolu poważne dni, Francuzi wciąż wspominają ten wieczór na stadionie Parc des Princes, gdy Bułgarzy w ostatniej akcji zabrali im awans na mundial 1994.

By pojechać do USA, reprezentacja Francji potrzebowała jednego remisu w kończących eliminacje meczach z Izraelem i Bułgarią – obu u siebie. Z Izraelem przegrała 1:2, tracąc gola w 93. minucie, z Bułgarią 1:2 (dwie bramki Kostadinowa, druga w 90. minucie).

Po zakończeniu tego meczu trener Francuzów Gerard Huillier krzyczał do Davida Ginoli, który stracił piłkę i umożliwił Bułgarom ostatni kontratak, że było to działanie przeciwko państwu.

Byłem wtedy we Francji, pamiętam reportaż telewizyjny i jedno ujęcie: rząd stołów nakryty już do uczty, której nie było. Wówczas po raz pierwszy w takim natężeniu pojawiły się też w europejskiej prasie artykuły o tym, ile na porażce Francji straci futbolowa industria, co to jest za rynek ta Bułgaria.

Bułgarzy odpowiedzieli najlepiej jak można – podczas mundialu w USA zagrali znakomicie, awansowali do półfinału, a Christo Stoiczkow, Jordan Leczkow czy Kostadinow do dziś w ojczyźnie pamiętani są tak jak Kazimierz Deyna, Grzegorz Lato i Andrzej Szarmach w Polsce.

Radość Francuzów po zwycięskim barażu z Ukrainą być może dlatego jest tak wielka, gdyż podszyta bułgarską traumą sprzed 20 lat. Didier Deschamps był wtedy na boisku i choć został potem mistrzem świata i Europy – jak powiedział w telewizyjnym wywiadzie – pamięta dobrze te gorzkie listopadowe łzy. Dziennik „L'Equipe" wyczuł nastrój chwili i posłał reporterów do Bułgarii, by sprawdzili, jak żyją ci, którzy pognębili wtedy Francję. I dopiero z tego reportażu widać, że wygrani mogą czuć się jak ubodzy krewni pokonanych, nie licząc Christo Stoiczkowa. Eric Cantona, David Ginola czy Laurent Blanc to królowie życia w porównaniu z Kostadinowem czy Emilem Kremenliewem, który podawał mu piłkę.

Dziś nikt otwarcie nie ośmieli się napisać: jak to dobrze, że Ukraina odpadła, bo interesy pójdą lepiej, bo arabscy szejkowie pompujący pieniądze we francuski futbol mogliby się rozmyślić, gdyby reprezentacja wciąż kojarzyła się tak źle jak po mundialu w RPA – tam był bunt, fatalna gra i kompromitacja trenera Raymonda Domenecha. W konsekwencji Knysna, nazwa miasta w RPA, gdzie mieszkali piłkarze podczas mundialu, dla kibiców zastąpiła w języku francuskim napoleońską Berezynę jako symbol klęski.

Francuzi się cieszą, ale trudno przypuszczać, by poza nimi z ukraińskiego niepowodzenia radował się ktoś jeszcze, bo dla futbolowego świata sportowe oszustwo ma twarz Thierry Henry'ego. Jego ręka dała Francuzom awans na mundial w RPA kosztem kochanych przez wszystkich Irlandczyków. Knysna była karą, sprawiła, że notowania reprezentacji u rodaków spadły do poziomu takiego, jakby już nikt nie pamiętał parady na Polach Elizejskich w roku 1998 i napisu na Łuku Triumfalnym „Zidane na prezydenta".

Piłkarze wiedzieli, co robią, obiecując, że będą umierać za ojczyznę, co najważniejsze, zagrali tak, jakby mówili to serio.

Po 17 listopada 1993 r. było mistrzostwo świata i Europy, Zinedine Zidane został legendą, ale gdy przychodzą dla futbolu poważne dni, Francuzi wciąż wspominają ten wieczór na stadionie Parc des Princes, gdy Bułgarzy w ostatniej akcji zabrali im awans na mundial 1994.

By pojechać do USA, reprezentacja Francji potrzebowała jednego remisu w kończących eliminacje meczach z Izraelem i Bułgarią – obu u siebie. Z Izraelem przegrała 1:2, tracąc gola w 93. minucie, z Bułgarią 1:2 (dwie bramki Kostadinowa, druga w 90. minucie).

Pozostało jeszcze 84% artykułu
Piłka nożna
Żegluga bez celu. Michał Probierz przegranym roku w polskiej piłce
Piłka nożna
Koniec trudnego roku Roberta Lewandowskiego. Czas odzyskać spokój i pewność siebie
Piłka nożna
Pokaz siły Liverpoolu. Mohamed Salah znów przeszedł do historii
Piłka nożna
Real odpalił fajerwerki na koniec roku. Pokonał Sevillę 4:2
Materiał Promocyjny
Najlepszy program księgowy dla biura rachunkowego
Piłka nożna
Atletico gra do końca, zepsute święta Barcelony
Materiał Promocyjny
„Nowy finansowy ja” w nowym roku