To był najlepszy mecz ligowy w tym roku przy Łazienkowskiej. Wynik trochę kłamie, Legia wygrała z Pogonią 3:1, ale zmierzyła się z drużyną pewną swego, z pomysłem na grę i bardzo waleczną. Na pewno nie było jej łatwo, tym bardziej że już po czterech minutach przegrywała, po fatalnym błędzie obrony, kiedy Jakub Wawrzyniak wepchnął piłkę do własnej bramki.
– Tradycyjnie sami sobie skomplikowaliśmy życie. Znowu straciliśmy gola jako pierwsi. Widać, że drużyna jest w dobrej dyspozycji, odrobiliśmy straty, ale mam dużo pretensji do zespołu – mówił Jan Urban.
Trener Legii nie ganił swoich piłkarzy za straconego gola, ale za to, że nie oszczędzali sił. Do końca grudnia czeka ich jeszcze siedem meczów, a przy prowadzeniu 3:1 dalej walczyli, jak o życie. Opowiadanie o przemęczonych piłkarzach z Warszawy nie jest pisaniem bajek. Ponieważ Legia musiała startować w europejskich pucharach od drugiej rundy eliminacyjnej, jest w czołowej piątce drużyn z całego kontynentu, które do tej pory rozegrały największą liczbę spotkań.
Po kontuzjach do gry wrócili Duszan Kuciak i Miroslav Radović (jego obecność na boisku bardzo wzmacnia Legię), w meczu z Pogonią drużyna straciła jednak dwóch innych zawodników: Dossa Junior naciągnął mięsień, Michał Kucharczyk ma ciętą ranę, która może wyłączyć go na jakiś czas z treningów. Urban z kontuzjami ma olbrzymi problem – z zawodników, z których nie mógł skorzystać w tym sezonie, można byłoby zbudować zespół, który walczyłby o mistrzostwo Polski. Jakub Kosecki i Michał Żyro nie zagrają do końca roku, Inaki Astiz w sobotę po raz pierwszy w tym sezonie zasiadł na ławce rezerwowych.
W sobotę Legia bardzo szybko odrobiła straty. Najlepszy w ostatnich tygodniach zawodnik gospodarzy Tomasz Brzyski dośrodkował, a Wojciech Golla pokonał swojego bramkarza. Pod koniec pierwszej połowy znowu Brzyski podawał, a Jakub Rzeźniczak popisał się strzałem, o który trudno go było podejrzewać. Piłka nie dotknęła ziemi, uderzył z woleja, nie do obrony. W drugiej połowie Legia grała jeszcze lepiej i dziewiątą bramkę w sezonie zdobył Władimir Dwaliszwili. Gruzin dobił swój własny strzał, za pierwszym razem trafił w słupek.