Reklama
Rozwiń

Brzytwa nie tonie

Najlepszym piłkarzem Legii jest Tomasz Brzyski. Nawet on sam w to nie wierzy. Ma jedną nerkę, ale gra, jakby miał dwa serca.

Publikacja: 30.11.2013 17:00

Brzytwa nie tonie

Foto: ROL

Wszystko fajnie, tylko jakby wiek już nie ten – powtarzał ostatnio przy każdym spotkaniu. Piłkarz, który rok temu, dołączając do Legii, mówił, że nigdy o tym nawet nie marzył i że nie mógł znaleźć się w lepszym miejscu na zakończenie kariery, zaczyna właśnie nowe życie. Dziewięć asyst w tym sezonie czyni go najlepiej podającym zawodnikiem ekstraklasy, wyszarpał sobie miejsce w podstawowym składzie i wreszcie – dostał powołanie od Adama Nawałki do reprezentacji Polski.

Zawsze lubił Roberto Carlosa. Nie wieszał sobie jego plakatów nad łóżkiem, ale podziwiał Brazylijczyka za to, że mimo niskiego wzrostu osiągnął w futbolu wszystko. W futbolu, który wydawał się z każdym rokiem sportem bardziej atletycznym, zarezerwowanym dla wytrenowanych dryblasów. Z Roberto Carlosem łączył go tylko mocny strzał z lewej nogi. Brzyski uczynił z niego swój największy atut, zostawał po zajęciach i sprawdzał, czy młotek schowany w bucie może zaprowadzić go na lokalne szczyty. Nie miał wielkich marzeń. Zaczynał w Lubliniance i trzecia liga wydawała się dla niego odpowiednia. Z Orląt Radzyń Podlaski został wypożyczony do grającego w ekstraklasie Górnika Łęczna. To była przepaść, wystąpił tylko w dwóch meczach.

Wtedy jeszcze nie wiedział, że ma tylko jedną nerkę, nigdy nie przechodził tylu dokładnych badań. Jest jednym z nielicznych piłkarzy, na których wprowadzenie dietetyka do sztabu szkoleniowego Legii nie zrobiło wrażenia. Zawsze odżywiał się zdrowo, nie pił i nie pije alkoholu. Wiedział, że nie ma wielkiego talentu i jeśli zaniedba szczegóły, nigdy się nie przebije. O tym, że żyje z jedną nerką, dowiedział się dopiero w 2006 roku, kiedy po półtora roku w drugoligowym Radomiaku trafił do Korony Kielce. Po jednym z treningów rozbolał go brzuch, wyniki badania USG były szokujące, ale lekarze nie stwierdzili żadnych przeciwwskazań do profesjonalnego uprawiania sportu.

Brzyskiemu nikt nie dawał jednak szans na wielką karierę. Prawa noga służyła mu tylko do wsiadania do tramwaju, lewa niezła, ale nie perfekcyjna, niski wzrost przeszkadzał mu w skutecznej walce w obronie. Nie odnalazł się nawet w Koronie, gdzie nikt nie stawiał na wirtuozów, a liczyło się tylko serce do gry. Wtedy Brzyski wspominał nawet o Lubliniance jako wymarzonym miejscu do zakończenia kariery. Mówił o sobie jak o piłkarzu, który za długo już nie pogra – rocznik 1982 jemu samemu wydawał się już za stary na wielki futbol.

Kiedy Brzyski z Korony trafił do Ruchu Chorzów, wydawało się, że wreszcie znalazł swoje miejsce na ziemi. W klubie rodzinna atmosfera, stary stadion, wierni kibice i nawet ambicje takie w zasięgu możliwości. Wreszcie przebił się do pierwszego składu, stał się głównym wykonawcą rzutów wolnych i rożnych, jednak dopiero w październiku 2008 roku strzelił pierwszego gola w ekstraklasie.

Długo nie wiedział, co to presja. Musiał mu to wytłumaczyć Józef Wojciechowski, który sprowadził go do Polonii Warszawa i zaczął wymagać. Piłkarz pierwszy raz w karierze zarabiał wtedy konkretne pieniądze. Pensje powinny przeciwdziałać stresom, ale przy Konwiktorskiej Brzyski czuł się źle. Pierwszy raz zderzył się z prezesem, który ustalał skład i regularnie wizytował drużynę w szatni. Z Polonią nie udało mu się niczego zdobyć, a pod koniec, kiedy Wojciechowski wycofał się ze sponsorowania, pojawiły się problemy znane z innych klubów – opóźnienia w płatnościach i poczucie, że wcześniej czy później wszystko skończy się z hukiem.

Propozycja z Legii pojawiła się niespodziewanie. Brzyski miał za sobą co prawda świetną rundę, ale nie sądził, że zgłosi się po niego najlepszy polski klub. Zdecydował się na transfer za miedzę, odrzucając propozycję z drugiej Bundesligi. Twierdził, że Warszawa go nie przygniecie, bo mieszkał w tym mieście od trzech lat. Podjął wyzwanie, chociaż był pełen obaw. – Mogę być lewym obrońcą lub pomocnikiem, ale w Legii na obu pozycjach jest olbrzymia konkurencja – mówił. Miał rację. Wiosną zagrał najmniej ze wszystkich piłkarzy, których sprowadził do klubu prezes Bogusław Leśnodoroski. Na lewej obronie lepszy był Jakub Wawrzyniak, w pomocy Jakub Kosecki. Transfer Brzyskiego nie był ryzykowny, bo piłkarz nie miał wygórowanych warunków finansowych, poza tym wyglądał na pogodzonego z rolą rezerwowego, który dostanie szansę, kiedy kontuzjowani będą podstawowi gracze.

– Nowi zawodnicy wcale nie są lepsi od tych, których mam w zespole. Powinni tylko wzmocnić konkurencję. Wawrzyniak za pewnie czuł się na lewej obronie – tłumaczył trener Jan Urban.

Rok później od Brzyskiego (pseudonim Brzytwa) rozpoczyna ustalanie składu. Wawrzyniak dostał propozycję przedłużenia kontraktu ze znaczną obniżką, Kosecki jest kontuzjowany. Piłkarz, który miał być tylko uzupełnieniem składu, nadaje teraz rytm drużynie. Jako jeden z nielicznych zawodników Legii nie leczył kontuzji. W nagrodę dostał powołanie od Adama Nawałki i chociaż mecze ze Słowacją i Irlandią zaczynał, jako rezerwowy, gdy pojawiał się na boisku, robił tylko pożyteczne rzeczy.

– Nie wiem, czy zostanę w kadrze na dłużej. W powołanie wierzyła tylko moja żona  – mówił Brzyski podczas zgrupowania w Grodzisku Wielkopolskim. W styczniu skończy 32 lata, w tym sezonie zadebiutował w europejskich pucharach. Pytany o najlepszy mecz w karierze mówi, że to dopiero przed nim.

Wszystko fajnie, tylko jakby wiek już nie ten – powtarzał ostatnio przy każdym spotkaniu. Piłkarz, który rok temu, dołączając do Legii, mówił, że nigdy o tym nawet nie marzył i że nie mógł znaleźć się w lepszym miejscu na zakończenie kariery, zaczyna właśnie nowe życie. Dziewięć asyst w tym sezonie czyni go najlepiej podającym zawodnikiem ekstraklasy, wyszarpał sobie miejsce w podstawowym składzie i wreszcie – dostał powołanie od Adama Nawałki do reprezentacji Polski.

Pozostało jeszcze 91% artykułu
Piłka nożna
Żegluga bez celu. Michał Probierz przegranym roku w polskiej piłce
Piłka nożna
Koniec trudnego roku Roberta Lewandowskiego. Czas odzyskać spokój i pewność siebie
Piłka nożna
Pokaz siły Liverpoolu. Mohamed Salah znów przeszedł do historii
Piłka nożna
Real odpalił fajerwerki na koniec roku. Pokonał Sevillę 4:2
Materiał Promocyjny
Najlepszy program księgowy dla biura rachunkowego
Piłka nożna
Atletico gra do końca, zepsute święta Barcelony
Materiał Promocyjny
„Nowy finansowy ja” w nowym roku