Jesień tego roku była bardzo łaskawa. Długo nie padał śnieg, a temperatura utrzymywała się powyżej dziesięciu stopni. Ludzie od reform zacierali ręce, powtarzali: „A nie mówiliśmy?". Co prawda piłkarze marudzili, że nie wiedzą już, co się dzieje na boisku, że nie mają sił, że nawet kadra 25 zawodników jest za mała, bo kontuzje, bo zmęczenie. Ale ludzie od reform tłumaczyli, że świadczy to o amatorszczyźnie, bo przecież na Zachodzie piłkarze kopią przez cały rok co trzy dni.
Mistrz kraju, Legia, został przeczołgany przez wszystkich komentatorów. Pięć porażek w Lidze Europejskiej, w ekstraklasie przegrana z ostatnim w tabeli Podbeskidziem. 40 urazów w trakcie rundy miało być efektem błędów lekarzy i Jana Urbana, który nie potrafił przygotować zespołu do rundy. Wicemistrz Lech urazów miał mniej, bo tylko 23, ale Mariusz Rumak ciągle siedzi na gorącym stołku. Poza tym strata drużyny z Poznania do liderów z Warszawy jest większa, niż można się było spodziewać.
W ekstraklasie nie ma żadnej drużyny, która mogłaby wpisać na sztandar słowo: „regularność". Wisła ma najskuteczniejszą obronę? Tak, do czasu aż przegra z Jagiellonią Białystok, straciwszy pięć goli, Lechia Gdańsk jakimś cudem na początku sezonu została obwołana rewelacją, by teraz nerwowo oglądać się za siebie i marzyć o górnej połowie tabeli, nawet Podbeskidzie i Widzew nie przegrywają regularnie. Dla jednych to ciekawe, dla innych nudne, bo zupełnie pozbawione jakości.
W ten weekend mieliśmy w lidze dwa hity: wielkie derby Śląska i spotkanie Lecha z Wisłą. W programie „Liga+" komentatorzy rozpływali się nad poziomem obu spotkań. Lech nie zagrał dobrze, ale wyśmienicie i doskonale, a widowiska, jakie stworzyły Ruch z Górnikiem, nie powstydziłyby się inne ligi. Niestety, docenić to może tylko oko fachowca, kibice na trybunach nie widzieli piłki, która chociaż pomarańczowa, ginęła za śnieżycą, a w telewizji trzeba było czekać na powtórki, bo operatorom z trudnością przychodziło łapanie ostrości.
Po 5 tys. widzów w poprzedniej kolejce we Wrocławiu czy Gdańsku świadczy o tym, czego reformatorzy nie chcieli dostrzec – w grudniu w Polsce można grać tylko w hali. Podgrzewane boiska tego nie zmienią, bo kiedy śnieg spadnie tuż przed meczem, to i tak trzeba poczekać kilka godzin, aż się stopi, a na trybunach jest tak samo zimno jak na starych stadionach nieprzykrytych dachem.