Piłkarze ubrani w koszulki z godłem narodowym od wielu lat rozgrywają w grudniu i na początku roku mecze, nazywane międzypaństwowymi. Ale z prawdziwą reprezentacją to nie ma nic wspólnego. Zwykle tę drużynę tworzą zawodnicy z klubów polskich, walczący dopiero o miejsce w prawdziwej, najsilniejszej reprezentacji. Za przeciwników mają piłkarzy będących w swoich krajach w podobnej sytuacji.
Na stadionach nad Zatoką Perską, na Cyprze, w Turcji czy na Półwyspie Iberyjskim (to są kierunki zimowych wyjazdów kadry) nikt takich meczów nie ogląda, transmisje telewizyjne też nie cieszą się zainteresowaniem. Ale zawodnicy biorący udział w takich zabawach mogą sobie wpisać do CV, że grali w reprezentacji, co wpływa na ich cenę przy transferze. Czasami te ich doświadczenia ograniczają się wyłącznie do takich kontrolnych gier. Wszystko to dewaluuje pojęcia „kadra narodowa" i „reprezentant kraju".
– Wszystkie mecze reprezentacji są ważne, ale mieliśmy poważne wątpliwości, czy akurat takie nie deprecjonują wartości, o które walczy PZPN – powiedział prezes Zbigniew Boniek. – Nie przypominam sobie meczu rozegranego w tym czasie, który przeszedłby do historii. Mamy świadomość, że każdy trener reprezentacji, a zwłaszcza nowy, musi mieć okazję sprawdzenia zawodników. Ustaliliśmy jednak, że nie będzie tego robił w grudniu i styczniu. W grudniu piłkarz ma odpoczywać, a w styczniu przygotowywać się do nowego sezonu. W roku kalendarzowym jest dziesięć tzw. terminów oficjalnych FIFA. Wtedy można grać – dodał Boniek.
Decyzja zarządu jest słuszna, bo mecze z końca i początku roku, ze względu na ich niski poziom i brak czyjegokolwiek zainteresowania, poza uczestnikami, stawały się profanacją koszulki z orłem.
Ale jest i druga strona tej uchwały. PZPN i firma SportFive reprezentująca jego interesy w sprawach m.in. szukania partnerów dla kadry oraz sponsorów dla związku, już nie mówią jednym głosem. Było tak, kiedy prezes Grzegorz Lato i Andrzej Placzyński podpisali w roku 2009 umowę, obowiązującą do roku 2020. Wtedy strony zapewniały o korzyściach, okazało się jednak, że w praktyce umowa na lata wiąże ręce związkowi, który bez zgody SportFive nie może podpisywać żadnych kontraktów.