Dwa życia szczęśliwego pechowca

Zmarł Luis Aragones. Trener, który spełnił marzenia Hiszpanów.

Publikacja: 01.02.2014 17:28

Zobaczyłem go pierwszy raz nas Łazienkowskiej. W marcu roku 1971 Legia rozgrywała ćwierćfinałowy mecz o Puchar Mistrzów z Atletico Madryt. Aragones był najsłynniejszym zawodnikiem w drużynie gości. Wiedzieliśmy, że strzela bramki w co drugim meczu, ale nie przypominam sobie żadnego jego wyjątkowego zagrania. Miał tak duże stopy, że robiono mu buty na miarę. Ale, być może dzięki temu, był specjalistą w wykonywaniu rzutów wolnych. W Warszawie lepszy w tej dziedzinie okazał się Władysław Stachurski. Mimo zwycięstwa Legia odpadła a Atletico podzieliło jej los w następnej rundzie.

Wydawało się, że w naturalny sposób zakończyła się też kariera Luisa Aragonesa. Upłynęły trzy lata i 34 - letniego napastnika zobaczyliśmy jeszcze w finale rozgrywek o Puchar Mistrzów, Atletico - Bayern. Był najstarszy na boisku, ale biegał jak junior a na sześć minut przed końcem dogrywki strzelił z wolnego bramkę, dającą Atletico prowadzenie 1:0. Liczył te ostatnie minuty, marzył, żeby już się skończyły, bo trudno byłoby sobie wyobrazić piękniejsze zakończenie kariery od pokonania drużyny Franza Beckenbauera w finale europejskich rozgrywek. Ale w ostatniej minucie Niemcy, jak to Niemcy, wyrównali a dwa dni później, w powtórzonym finale nie dali Atletico szans (4:0).

Pech Aragonesa polegał na tym, że będąc jednym z najlepszych piłkarzy w historii ligi hiszpańskiej, mistrzem kraju, zdobywcą Pucharu Króla i tytułu króla strzelców, nie osiągnął niczego znaczącego na arenie międzynarodowej. W jego czasach reprezentacja Hiszpanii nie grała tak dobrze, jak Real czy Barcelona. A kiedy w roku 1964, na swoich stadionach, wywalczyła mistrzostwo Europy, Luis Aragones był zaledwie rezerwowym w meczach eliminacyjnych a ceremonię wręczenia pucharu oglądał z trybun, razem z kibicami.

Jako trener był wciąż królem swojego podwórka. Wygrywał ligę i puchar z Atletico, które w roku 1986 doprowadził do finału rozgrywek o Puchar Zdobywców Pucharów. Tym razem miał pecha, trafiając na Dynamo Kijów Walerego Łobanowskiego, Olega Błochina i kilku innych świetnych piłkarzy. W dodatku finał rozgrywano w Lyonie, gdzie francuska publiczność dopingowała gości ze Związku Radzieckiego. A wszystko to kilka dni po katastrofie w Czarnobylu. Dynamo było zdecydowanie lepsze, wygrało 3:0 więc wszyscy mówili o Łobanowskim a nikt o Aragonesie. Jednak kilka miesięcy później ofertę złożyła mu Barcelona, a on, mając w drużynie Bernda Schustera i Gary'ego Linekera, zdobył z nią Puchar Króla.

Drugie życie Luisa Aragonesa zaczęło się w roku 2004. Hiszpanie ponieśli porażkę na mistrzostwach Europy w Portugalii i funkcję trenera powierzono Aragonesowi. Miał wtedy 66 lat, więc nominacja nie wszystkim przypadła do gustu. Okazało się, że dla nowego trenera wiek nie ma znaczenia. Ani jego, ani zawodników. Zaczął wprowadzać do drużyny młodych zawodników, wykorzystywał to, czego uczyli się w klubach, dominujących w Europie. Po trzech zwycięstwach na mundialu w Niemczech wydawało się, że wreszcie straciło aktualność znane powiedzenie o Hiszpanach: „Grają jak nigdy, przegrywają jak zawsze". Ale francuscy „emeryci", z Zinedine Zidane i Patrickiem Vieirą na czele, pokazali im, że jeszcze muszą się uczyć.

Porażka 1:3 z Francją w ćwierćfinale niemieckiego mundialu przyszła być może w odpowiednim momencie. Aragones pozostał na stanowisku, zostawił w kadrze Ikera Casillasa, Sergio Ramosa, Carlesa Puyola, Xabiego Alonso, Xaviego, Cesca Fabregasa, Davida Villę, Fernando Torresa a pożegnał się (ku zdziwieniu i wbrew licznym protestom) z największą gwiazdą, czyli Raulem. I dobrze na tym wyszedł.

Dwa lata później, grupa wymienionych wyżej zawodników, uzupełniona rezerwowym w Niemczech Andresem Iniestą, trzema graczami Villarreal - Joanem Capdevillą, Santiago Cazorlą i Marcosem Senną oraz Davidem Silvą i Carlosem Marcheną zdobyła tytuł mistrza Europy. Grali jak Barcelona. To było pierwsze wielkie zwycięstwo Hiszpanii od roku 1964. Dla 70-letniego Luisa Aragonesa, najstarszego trenera, jaki kiedykolwiek zdobył tytuł mistrza świata lub Europy to także dodatkowa satysfakcja. Hiszpanie pokonali w finale w Wiedniu Niemców, którzy śnili się trenerowi od czasu pechowej porażki Atletico z Bayernem 34 lata wcześniej.

Aragones mógł spokojnie odejść. Pierwszy raz w życiu podjął pracę za granicą. Został trenerem Fenerbahce Stambuł. Wprawdzie doprowadził go do finału rozgrywek o Puchar Turcji, ale przegrał z Besiktasem, nie powiodło mu się w lidze i stracił pracę. Od tej pory dla Hiszpanów był już tylko wielkim piłkarzem i trenerem z coraz odleglejszej przeszłości. Tym bardziej, że jego następca na stanowisku trenera reprezentacji Hiszpanii Vicente del Bosque kontynuował pracę Aragonesa, dodał swoje pomysły, powołał nowych graczy i osiągnął jeszcze więcej.

Luis Aragones pozostanie wiec w pamięci jako piłkarz hiszpańskiego ligowego formatu, trener ośmiu klubów Primiera Division, zdobywca pierwszej bramki na nowym stadionie Atletico - Vicente Calderon, triumfator z Wiednia ale i człowiek, który nazwał Thierry'go Henry „czarnym gównem". Wielka postać z drobną skazą. Luis Aragones miał 75 lat.

Zobaczyłem go pierwszy raz nas Łazienkowskiej. W marcu roku 1971 Legia rozgrywała ćwierćfinałowy mecz o Puchar Mistrzów z Atletico Madryt. Aragones był najsłynniejszym zawodnikiem w drużynie gości. Wiedzieliśmy, że strzela bramki w co drugim meczu, ale nie przypominam sobie żadnego jego wyjątkowego zagrania. Miał tak duże stopy, że robiono mu buty na miarę. Ale, być może dzięki temu, był specjalistą w wykonywaniu rzutów wolnych. W Warszawie lepszy w tej dziedzinie okazał się Władysław Stachurski. Mimo zwycięstwa Legia odpadła a Atletico podzieliło jej los w następnej rundzie.

Pozostało 88% artykułu
Piłka nożna
Robert Lewandowski strzela, ale Barcelona gubi punkty. Zadyszka czy już kryzys?
Piłka nożna
Puchar Polski. Będzie wielki hit w Warszawie
Piłka nożna
Chelsea znów konkurencyjna. Wygrywa i zachwyca nie tylko w Anglii
Piłka nożna
Bayern znów nie zdobędzie Pucharu Niemiec. W Monachium myślą już o przyszłości
Materiał Promocyjny
Przewaga technologii sprawdza się na drodze
PIŁKA NOŻNA
Niechciane dziecko Gianniego Infantino. Po co światu klubowy mundial?
Materiał Promocyjny
Transformacja w miastach wymaga współpracy samorządu z biznesem i nauką