Uli Hoeness w gruzach

Bayern Monachium pewnie zmierza po mistrzostwo Niemiec, ale jego prezes, oskarżony o oszustwa podatkowe, sukces może świętować w więzieniu.

Publikacja: 12.03.2014 01:28

Prezes Bayernu Monachium wchodzi do sali sądowej

Prezes Bayernu Monachium wchodzi do sali sądowej

Foto: afp/POOL

Red

Jako piłkarz Uli Hoeness przeszedł do historii, przynależąc do drużyny, która w 1974 roku wywalczyła mistrzostwo świata. Polscy kibice zapamiętali go, gdyż w pamiętnym „meczu na wodzie" podczas tamtego mundialu jego strzał z rzutu karnego obronił Jan Tomaszewski.

W czasie dość krótkiej kariery (zakończył ją, mając 27 lat, z powodu poważnej kontuzji) osiągnął wiele, z reprezentacją był jeszcze mistrzem i wicemistrzem Europy, z Bayernem Monachium trzykrotnie zdobywał mistrzostwo Niemiec i Puchar Mistrzów. A to tylko najważniejsze z jego sportowych dokonań.

Poza boiskiem też długo był symbolem sukcesu. Jako dyrektor, a później prezes Bayernu budował sportową i ekonomiczną potęgę klubu. Często był obecny w mediach, które zawsze mogły liczyć z jego strony na wyraziste wypowiedzi. Teraz te same media żyją procesem Hoenessa, który relacjonują na żywo na czołówkach wydań internetowych i na pierwszych stronach gazet.

Sprawa rozpoczęła się w 2000 roku, kiedy były szef Adidasa Robert-Louis Dreyfus założył dla Hoenessa konto w szwajcarskim banku i zasilił je kwotą 20 mln marek. Prezes Bayernu korzystał z tych funduszy do gry na giełdzie i spekulacji, można powiedzieć, dla zabawy. Od tej kwoty, ani od późniejszych zysków, nie odprowadzał jednak podatku w niemieckim urzędzie skarbowym.

Sprawa ujrzała światło dzienne na początku 2013 roku, kiedy w tygodniku „Stern" ukazał się artykuł o tajnym szwajcarskim koncie „osoby o znanym nazwisku związanej z Bundesligą". Kiedy na jaw wyszły dalsze szczegóły, Hoeness wiedział już, że sprawa dotyczy właśnie jego.

Postanowił więc, zgodnie z niemiecką ordynacją podatkową, dobrowolnie przyznać się do zaległości podatkowych, które szacowano na 3,2–3,5 mln euro. Prokuratura zakwestionowała jednak to oświadczenie, twierdząc, że jest niekompletne, poza tym Hoeness został ostrzeżony o grożącym mu dochodzeniu, a w takiej sytuacji przyznanie się do winy nie wstrzymuje postępowania.

Doszło więc do procesu, który rozpoczął się w poniedziałek i planowo ma potrwać cztery dni, co jednak wydaje się mało prawdopodobne, biorąc pod uwagę ilość nowych informacji, które pojawiają się z każdą godziną obrad sądu.

Sam oskarżony zaskoczył obserwatorów, przyznając, że jego zaległości podatkowe są znacznie wyższe, niż pierwotnie mu zarzucano, i sięgają 18,5 mln euro. We wtorek okazało się, że i ta kwota może być niedoszacowana.

Śledczy urzędu podatkowego i prokuratura po przeanalizowaniu nowych dokumentów i operacji finansowych Hoenessa w Szwajcarii stwierdzili, że prezes Bayernu jest winien niemieckiemu fiskusowi... 27,2 mln euro. Jeżeli sąd uzna te argumenty, znacząco wzrośnie prawdopodobieństwo zasądzenia kary więzienia, przed procesem uważanej za mało realną.

Niezależnie od wyroku wizerunek Hoenessa legł w gruzach. Kreował się na zwolennika czystych zasad, po narkotykowej wpadce kandydata na selekcjonera Christopha Dauma stwierdził kategorycznie, że „w niemieckiej piłce nie ma miejsca dla kryminalistów". W innym wywiadzie powiedział z kolei: „Wiem, że to wydaje się naiwne, ale płacę wszystkie podatki". Teraz brzmi to jak marnej jakości żart.

Hoeness po ujawnieniu sprawy początkowo bagatelizował ją, twierdząc, że nie zamierzał oszukiwać fiskusa, a kwestionowane operacje finansowe były formą zabawy. „To były dla mnie wirtualne pieniądze, trochę jak gra w monopol" – mówił „Die Zeit". Zaprzeczał jednak, jakoby był uzależniony od gry na giełdzie, a to pod pewnymi warunkami mogłoby wpłynąć na złagodzenie wyroku. „Rodzina ma na ten temat nieco inne zdanie" – stwierdził jednak syn Hoenessa Florian.

Prezesa Bayernu wspierają przyjaciele. Franz Beckenbauer powiedział: „Mam nadzieję, że sprawa skończy się dla Ulego dobrze, a sąd weźmie pod uwagę ludzką stronę całej sprawy. To wspaniały człowiek". Były premier Bawarii Edmund Stoiber podkreślał zasługi oskarżonego dla niemieckiego futbolu.

Równocześnie w internecie furorę robi fotomontaż z celi więziennej dla Hoenessa. Na zdjęciu zatytułowanym „Najwyższy wymiar kary" prezes Bayernu siedzi na pryczy z pościelą w barwach... Borussii Dortmund. Głównemu bohaterowi całej sprawy do śmiechu jednak nie jest, a ten tydzień jest najtrudniejszym w jego życiu.

Jako piłkarz Uli Hoeness przeszedł do historii, przynależąc do drużyny, która w 1974 roku wywalczyła mistrzostwo świata. Polscy kibice zapamiętali go, gdyż w pamiętnym „meczu na wodzie" podczas tamtego mundialu jego strzał z rzutu karnego obronił Jan Tomaszewski.

W czasie dość krótkiej kariery (zakończył ją, mając 27 lat, z powodu poważnej kontuzji) osiągnął wiele, z reprezentacją był jeszcze mistrzem i wicemistrzem Europy, z Bayernem Monachium trzykrotnie zdobywał mistrzostwo Niemiec i Puchar Mistrzów. A to tylko najważniejsze z jego sportowych dokonań.

Pozostało 87% artykułu
Piłka nożna
Chelsea znów konkurencyjna. Wygrywa i zachwyca nie tylko w Anglii
Piłka nożna
Bayern znów nie zdobędzie Pucharu Niemiec. W Monachium myślą już o przyszłości
PIŁKA NOŻNA
Niechciane dziecko Gianniego Infantino. Po co światu klubowy mundial?
Piłka nożna
Polskie piłkarki awansowały na Euro. Czy to coś zmieni?
Materiał Promocyjny
Przewaga technologii sprawdza się na drodze
Piłka nożna
Wielkie pieniądze Orlenu dla PZPN
Materiał Promocyjny
Transformacja w miastach wymaga współpracy samorządu z biznesem i nauką