Utworzenie LM zbiegło się z dominacją Włochów na kontynencie. W pierwszych sześciu edycjach za każdym razem drużyna z Półwyspu Apenińskiego docierała do finału. Z Pucharu Europy cieszyli się piłkarze Juventusu Turyn i Milanu, którzy w pamiętnym finale sprzed 20 lat rozbili Barcelonę 4:0. W obronie pokonanych grał wówczas Pep Guardiola, który jako trener właśnie awansował z Bayernem Monachium do najlepszej ósemki Europy.
Niemcy w 1/8 finału mają cztery kluby, podobnie jak Anglicy. Hiszpanów reprezentują trzy drużyny. Włosi, podobnie jak Francuzi, Grecy, Turcy i Rosjanie, w tej fazie mogli kibicować tylko jednemu zespołowi. – Kiedyś byliśmy marzeniem najlepszych piłkarzy świata, dziś jesteśmy zapleczem wielkiego futbolu, platformą dla najlepszych zawodników, którzy idą do silniejszych lig – mówi Andrea Agnelli, prezydent Juventusu Turyn.
Ten sezon LM jest najgorszym od lat, ale jego przebieg nie zaskakuje. W sześciu ostatnich edycjach tylko raz Włosi przebili się poza ćwierćfinał – w sezonie 2009/2010 Jose Mourinho doprowadził Inter Mediolan do Pucharu Europy. Powodów wypadnięcia drużyn Serie A z europejskiej czołówki jest kilka, od spadającej frekwencji, przez malejące dochody z dni meczowych, po przestarzałe stadiony, z których większość nie jest nawet własnością klubów.
– Jeżeli chodzi o kwestie finansowe, to we włoskiej piłce mamy do czynienia ze stagnacją, pod względem komercyjnym czołowe ligi biją Włochów na głowę. Oczywiście, cały kraj zmaga się z kryzysem gospodarczym, ale to nie do końca tłumaczy przeciętne wyniki, kłopoty z zarządzaniem, korupcję w klubach czy problemy z pseudokibicami – tłumaczy Harry Philp, ekspert ds. futbolu w świadczącej usługi doradczo-finansowe firmie Portland Advisers.
Według ostatniego raportu Deloitte Sport Business Group dochody z dni meczowych klubów Serie A spadły w sezonie 2011/2012 o 6 milionów euro (3 procent) i wyniosły 191 milionów. Od Premier League czy Bundesligi dzieli je przepaść. Chelsea w dniu meczowym ma sześciokrotnie wyższe wpływy niż AS Roma. Częściowo jest to związane z 7-procentowym spadkiem frekwencji na trybunach, ale nie tylko.