Mecz Liverpoolu z Nottingham Forest miał być piłkarskim świętem. W półfinale Pucharu Anglii naprzeciwko siebie stawały kluby, które w ciągu poprzednich 12 lat zdobyły pięć Pucharów Europy. Faworytem był Liverpool, drugą dekadę dominujący na Wyspach. Święto skończyło się po zaledwie sześciu minutach. Kiedy sędzia Ray Lewis przerywał spotkanie, o futbolu nie myślał nikt z ponad ?50 tysięcy kibiców.
Fani Liverpoolu do Sheffield zjeżdżali od południa. Godzinę przed meczem przylegającą do stadionu Leppings Lane okupowały tysiące kibiców mistrza Anglii. Ze względu na korki spowodowane przez roboty drogowe na autostradzie M62 część z nich dotarła do miasta w ostatniej chwili. Na stadion mogli się dostać tylko jednym wejściem, z ledwie siedmioma obrotowymi bramkami. Wielu wybrało trybunę z miejscami stojącymi, bezpośrednio za bramką. Od boiska oddzielał ją wysoki metalowy płot, w identyczny sposób oddzielone były poszczególne sektory.
Wołanie o pomoc
O 14.50 sektory 3. i 4. były już pełne, ale od strony Leppings Lane ciągle napływali kibice. Wśród blisko 5000 osób pod stadionem byli także ci, dla których nie wystarczyło biletów, a którzy ze względu na napór tłumu nie mogli się wycofać w bezpieczniejsze miejsca. Kiedy trybuny witały wchodzące na murawę drużyny, ścisk zrobił się tak duży, że o 14.52 policjanci zabezpieczający obiekt zdecydowali się otworzyć bramę zarezerwowaną wyłącznie do wyjścia. Kilka minut później otworzono dwie kolejne.
Zwykle przy wejściu na trybunę z miejscami stojącymi stali policjanci lub przedstawiciele służb porządkowych, kierujący kibiców na inne trybuny lub do bocznych sektorów, gdy środkowe były już wypełnione. Tym razem ich zabrakło i setki ludzi napierały na tłum w sektorach 3. i 4. Tam jednak im bliżej płotu oddzielającego fanów od murawy, tym sytuacja była bardziej dramatyczna. Zgniatani w metalowych klatkach kibice płakali i wołali o pomoc, ale nieświadomi ludzkich dramatów organizatorzy dali sygnał do rozpoczęcia meczu. Punktualnie o godz. 15 rozległ się gwizdek.
W jednej z pierwszych akcji Peter Beardsley, który dwa lata wcześniej przechodził do Liverpoolu za rekordowe wówczas 1,9 miliona funtów, trafił w poprzeczkę. Chwilę później uwaga całkowicie przeniosła się z boiska na trybuny zajęte przez kibiców Liverpoolu. Walczący o życie ludzie wspinali się na płot, część wciągana była za ręce na znajdujący się powyżej West Stand, część wydostawała się przez wyłamaną furtkę w ogrodzeniu. O godz. 15.06 sędzia przerwał spotkanie, ale dla wielu kibiców było już za późno.