Adolf Hitler na meczu był tylko raz. 7 sierpnia 1936 roku w towarzystwie Josepha Goebbelsa wybrał się na mecz Niemców z Norwegią na berlińskim Poststadionie. Opuścił trybuny przy stanie 0:2, futbol nie dawał mu gwarancji na udowodnienie wyższości jego narodu nad innymi, więc się na tę grę pogniewał.
Nowe wydawnictwo „Kopalnia" rozpoczęło działalność mocną pozycją. Książka „Tor!, Historia niemieckiej piłki nożnej" autorstwa Ulricha Hesse to udana próba zmierzenia się ze stereotypami i wyjaśnienia jak doszło do tego, że piłka nożna za naszą zachodnią granicą to teraz inna dyscyplina od tej, którą uprawia się w Polsce.
Przy wysypie biografii pisanych przez działy marketingu i wspomnień piłkarzy, którzy za doskonałą anegdotę uważają opowieść o jedzeniu odchodów, wreszcie dostaliśmy sportową książkę opowiadającą w sposób inteligentny i dowcipny o futbolu na tle zmieniającej się politycznej rzeczywistości.
Dzisiaj niemiecki futbol to potęga, reprezentacja gra już ładniej od Hiszpanów, dwa niemieckie kluby – Bayern i Borussia – zmierzyły się w ostatnim finale Ligi Mistrzów. Ale droga do triumfu była chyba najbardziej krętą ze wszystkich, jakie przebyły wielkie piłkarskie nacje.
Zaczęło się banalnie, od ataku gimnastyków, którzy futbolem się brzydzili. „Jeśli ktoś chce wyrazić? swoją? pogardę, kopie rzecz, której nienawidzi. Kopiemy wściekłego psa i to właśnie z tego powodu, że kopniak odgrywa tak ważną?rolę? w futbolu, nie cierpię tej gry" – Hesse cytuje jednego z pedagogów. Pogarda do piłki w Europie XIX wieku była jednak powszechna.