Można żałować, że Jose Mourinho nie stanie znów oko w oko z Pepem Guardiolą. Można ubolewać, że nie spotka się z Realem, z którego odchodził skłócony, a piłkarzy wyzywał od zdrajców przejmujących się bardziej swoim wizerunkiem niż zdobywaniem trofeów.
Ale płakać nad losem jego Chelsea, która trzeci raz odpadła w półfinale, nie ma sensu („Marca" zaproponowała zmianę pseudonimu portugalskiego trenera na „The Semifinal One", bo trzykrotnie nie awansował też z Realem). Chelsea sama jest sobie winna, że nie zdobyła się w Madrycie na odwagę i nie spróbowała strzelić gola. A kiedy już w rewanżu wyszła na prowadzenie, mimo obrony wypisanej na sztandarach nie umiała go utrzymać.
Gratulacje dla matek
„Pasja Atletico pokazała Mourinho, czym jest futbol" – pisze hiszpańska prasa. Jeśli Real ugasił zapowiadany przez Karla-Heinza Rummenigge pożar w Monachium, to Atletico przebiło w londyńskim autobusie opony (zdjęcie roztrzaskanej maszyny z herbem Chelsea krąży w internecie) i trzy razy wjechało z piłką do bramki.
– Gratuluję matkom moich zawodników tego, że dały im wielkie jaja – powiedział Diego Simeone po zwycięstwie 3:1 na Stamford Bridge. – W pełni zasłużyliśmy na awans. Kluczowy był wyrównujący gol. Po drugim uspokoiliśmy grę i opanowaliśmy środek boiska. To ważny moment mojej kariery, ale nie najszczęśliwszy. Jesteśmy jednak bardzo zadowoleni, że udźwignęliśmy oczekiwania ludzi, którzy zapłacili dużo, by tu przyjechać i nas dopingować – dodał trener Atletico. Kibice jego klubu przy sympatykach Realu wyglądają jak ubodzy sąsiedzi, a stadion Vicente Calderon przy Santiago Bernabeu jest jak chatka dozorcy przy willi.
Kompleksów Atletico nigdy jednak nie miało. Przez kilkanaście lat musiało znosić upokorzenia ze strony przeciwników, ale właśnie wychodzi z ich cienia. – Znamy się świetnie. Oni są przyzwyczajeni do spektakularnych wieczorów, bardziej doświadczeni, ale się ich nie boimy – przekonuje Simeone. I nie sposób mu nie wierzyć. To Atletico jest bliżej tytułu w Hiszpanii, walczy z Realem jak równy z równym, potrafi go pokonać na wyjeździe i wydrzeć z rąk Puchar Króla.