Wyjeżdżał z Polski z opinią drugiego Lubańskiego. Szybko miał stać się alternatywą w kadrze dla bezustannie eksploatowanego Roberta Lewandowskiego. Były piłkarz Górnika Zabrze drugą strzelbą zespołu Adama Nawałki miał być już podczas eliminacji do francuskiego Euro 2016. Czas pokazał, że do tego jednak jeszcze daleka droga i że selekcjoner wciąż musi szukać.
Kiedy w grudniu 2012 roku Bayer Leverkusen zapłacił za Milika 3,5 mln euro (według "Kickera"), wiadomo było, że wychowanek Rozwoju Katowice jedzie tam przede wszystkim po naukę. Trudno było bowiem spodziewać się, że wygra rywalizację z seryjnie strzelającym Stefanem Kiesslingiem czy nawet z Erenem Derdiyokiem. Nie brakowało głosów, że transfer do silnego klubu po niespełna czterdziestu meczach rozegranych w ekstraklasie, był na wyrost. Dlatego wypożyczenie do przeciętnego Augsburga także w Polsce przyjęto spokojnie.
Ale rzeczywistość w Bawarii tylko na początku była kolorowa. Reprezentant Polski wybiegał na boisko regularnie, chociaż najczęściej wchodził z ławki. Kiedy zaczynał od pierwszej minuty, zwykle zawodził. Sezon 2013/2014 to w wykonaniu Milika 18 ligowych spotkań i tylko dwa gole (przeciwko Moenchengladbach i Stuttgartowi). Ostatni mecz urodzony w Tychach 20-latek rozegrał pod koniec marca, od tego czasu śledzi poczynania kolegów z trybun. Podczas sobotniego, wyjazdowego spotkania z Eintrachtem Brunszwik również nie znalazł się w kadrze meczowej (Augsburg wygrał 1:0 po bramce Raula Bobadilli w doliczonym czasie gry).
Zdaniem Tomasza Kłosa, byłego reprezentanta Polski oraz obrońcy FC Kaiserslautern i FC Koeln, Milik padł ofiarą... nadspodziewanie dobrej postawy Augsburga (po 33. kolejkach drużyna jest na 8. miejscu). — Arek zgodził się na wypożyczenie i wtedy było to z korzyścią dla niego. Komentowałem kilka meczów Augsburga i powiem szczerze, że w paru spotkaniach nawet mi się podobał. Zabrakło niestety tych dwóch-trzech bramek. Trafił w tym roku na dobrą dyspozycję zespołu, który moim zdaniem być może do samego końca będzie liczył się w walce o europejskie puchary. Różnice punktowe są małe, dodatkowo dochodzi jeszcze jedno miejsce dla Niemców w Europie, bo w finale Pucharu Niemiec grają Dortmund i Bayern — mówi Kłos "Rzeczpospolitej".
Jak dodaje, aby regularnie grać, napastnik musiałby udowadniać swoją wartość od pierwszych minut pobytu w Augsburgu. — Liga niemiecka charakteryzuje się m.in. tym, że jeżeli ktoś zagra kilka słabszych meczów, szansę dostaje inny zawodnik i ciężko potem wrócić do składu. Jeśli drużyna spisuje się dobrze, trenerzy rzadko próbują rotować składem w takich klubach jak Augsburg, bo nie mówię o Bayernie Monachium, gdzie kadra pełna jest wartościowych piłkarzy. W Augsburgu gra niestety 14-15 zawodników — zauważa 69-krotny reprezentant Polski.