Po porażce Lecha w Gdańsku 1:2 i zwycięstwie Legii w Zabrzu 3:2 przewaga lidera nad drugim w tabeli Lechem wzrosła do ośmiu punktów. Do końca rozgrywek pozostały trzy kolejki, w których można zdobyć maksimum dziewięć punktów.
Legia za tydzień spotyka się w Warszawie z Ruchem, potem jedzie do Szczecina, a w ostatniej kolejce gra na Łazienkowskiej z Lechem. Wszystkie te drużyny w ostatnich meczach pokonała: Ruch 2:0, Pogoń 3:1, a Lecha 1:0. W takim układzie nie można stracić ośmiu punktów przewagi. Jeśli za tydzień legioniści pokonają w Warszawie Ruch lub zremisują, to niezależnie od wyniku meczu Lecha z Pogonią obronią tytuł mistrza Polski.
Ostatni mecz, 1 czerwca z Lechem na Łazienkowskiej, będzie więc najprawdopodobniej spotkaniem mistrza z wicemistrzem. Zgodnie z tradycją piłkarze Lecha powinni ustawić szpaler, przez który przejdzie nowy mistrz.
Nos Kręciny
Porażka Lecha w Gdańsku to niespodzianka. Wcześniej poznaniacy odnieśli pięć zwycięstw z rzędu. Walczący o koronę króla strzelców Łukasz Teodorczyk wrócił po kontuzji na boisko i bramki nie zdobył. Bohaterem Gdańska został Zaur Sadajew. O zwycięstwie Lechii zadecydowały jego dwa celne strzały.
25-letni Sadajew jest Czeczenem, grał w Tereku Grozny, a dziś wyróżnia się w polskiej ekstraklasie. Niewiele trzeba umieć, żeby tego dokonać. Wystarczy duża siła fizyczna, umiejętność znalezienia się we właściwym momencie pod bramką przeciwnika i sukces gwarantowany. Do niedawna podobnymi cechami wyróżniał się Władymir Dwaliszwili, ale jak na ambicje Legii to było trochę za mało i Gruzin więcej czasu spędza teraz na ławce niż na boisku. Natomiast Sadajew w Lechii to skarb. Każdy ma takiego napastnika, na jakiego zasługuje.