Reklama
Rozwiń

Finał Real - Atletico

W sobotę finał Real – Atletico. Bogata północ Madrytu przeciw biednemu południu, arystokracja kontra proletariat.

Publikacja: 24.05.2014 16:00

Diego Costa w ostatnim meczu ligowym z Barceloną doznał kontuzji i może nie zagrać w Lizbonie

Diego Costa w ostatnim meczu ligowym z Barceloną doznał kontuzji i może nie zagrać w Lizbonie

Foto: AFP, Dani Pozo Dani Pozo

Wystarczy rzut oka na klubowe przydomki, by zrozumieć, że w Lizbonie spotkają się dwa światy: bogacze z Chamartin i robotnicy znad rzeki Manzanares. Jednych nazywają Królewskimi (taki tytuł nadał im w 1920 roku król Alfons XIII), Galaktycznymi lub Los Merengues – od białej jak koszulki Realu bezy, deseru madryckiej burżuazji. O drugich mówi się Los Indios (ze względu na dużą liczbę piłkarzy z Ameryki Południowej w latach 70.), Los Rojiblancos lub Los Colchoneros – wytwórcy materaców.

Ten ostatni przydomek to pamiątka jeszcze sprzed I wojny światowej. W 1911 roku kolory biały i niebieski na strojach Atletico (wtedy Athletic) zastąpiły czerwono-białe paski. Klubu nie stać było na zakup koszulek, więc zaczęto je szyć z najtańszego materiału używanego także do produkcji materaców.

Studenci i lotnicy

Atletico powstało w kwietniu 1903 roku jako filia Athleticu Bilbao. Założyło je trzech baskijskich studentów. Rok później dołączyła do nich grupa kibiców rozczarowanych flirtem z kilkanaście miesięcy starszym Realem.

Nawet stadiony Realu i Atletico  przypominają o dzielącej ich przepaści

W czasie wojny domowej stadion Atletico zburzono, klub przetrwał dzięki fuzji z Hiszpańskimi Siłami Powietrznymi. Nie bez powodu mówiono, że Atletico to ulubiona drużyna Francisco Franco, kilku piłkarzy pochodziło z korpusu lotniczego generała. Ale – jak głosi legenda – znudzony czekaniem na sukcesy Franco postanowił poszukać nowego klubu i wybrał Real, który lepiej pasował do jego politycznych planów.

Dziedzictwo Realu

Królewscy zadziwiali świat, pięć razy z rzędu zdobyli Puchar Europy (1956–1960). Kolekcjonowali również tytuły w Hiszpanii. Mistrzostwo wywalczyli 32 razy. To absolutny rekord, pucharów Europy też nikt więcej nie ma, ale na ten wymarzony dziesiąty (słowo „la decima" stało się obsesją) czekają już lat 12. Nie dał im go Jose Mourinho, nie dał miliard euro wydany na transfery. Kiedy na przełomie wieków trzykrotnie  wygrywali Ligę Mistrzów (1998, 2000, 2002), nikt się nie spodziewał, że o kolejny triumf będzie tak ciężko.

Ale co ma powiedzieć Atletico, które do finału Pucharu Europy doszło tylko raz – dokładnie 40 lat temu – i powtórzony mecz z Bayernem przegrało w Brukseli 0:4 (w pierwszym spotkaniu było 1:1), a do niedawna jedynymi jego trofeami były Puchar Zdobywców Pucharów (1962) i Puchar Interkontynentalny (1974).

Sukcesy to już historia najnowsza: dwa zwycięstwa w Lidze Europejskiej i dwa Superpuchary Europy (2010, 2012), mimo ogromnego zadłużenia – pamiątki po czasach rozpusty Jesusa Gila.

Kontrowersyjny właściciel (1987–2003), dyktator wśród władców piłkarskich klubów, lekką ręką przeznaczał miliony na gwiazdy i odprawy kolejnych zwalnianych trenerów, mistrzostwo i puchar w 1996 roku świętował, paradując ulicami Madrytu na swoim białym koniu. Ale wcześniej w ramach oszczędności rozwiązał drużyny młodzieżowe. Trenował w nich pewien chłopak, nazywał się Raul Gonzalez Blanco. Real chętnie go przygarnął. Nie wiedział jeszcze, że podejmuje jedną z najlepszych decyzji w swojej historii. Raul zadebiutował w pierwszym zespole już jako 17-latek, strzelał bramkę za bramką, stał się objawieniem. Przez 16 lat zdobył 16 pucharów. Dziś jest legendą i najlepszym strzelcem Realu (323 gole).

W Atletico mogło zabraknąć pieniędzy na podatki, ale nigdy na dobrych napastników. Fernando Torres, Sergio Aguero, Radamel Falcao – wszyscy drożsi niż cała obecna jedenastka. Ale ostatnie lata to przykład, że potęgę można też budować inaczej. Z kilkakrotnie mniejszym budżetem i przychodami niż Real i Barcelona.

Diego Costa, największa gwiazda, kosztował niecałe 2 miliony euro, teraz jest wart 20 razy tyle. Połowę tego, co sąsiedzi wydali przed rokiem na Garetha Bale'a, a pięć lat temu także na Cristiano Ronaldo.

Nawet stadiony Realu i Atletico przypominają o dzielącej ich przepaści. Santiago Bernabeu stoi przy reprezentacyjnej alei Castellana i przyciąga – jakby powiedział Roy Keane – brygady amatorów kanapek z krewetkami. Vicente Calderon, wybudowany przy browarze nad rzeką Manzanares, kojarzy się z pasją, zaangażowaniem i dopingiem od pierwszej do ostatniej minuty. Nie ucichł on nawet wtedy, gdy Atletico w 2000 roku spadło na dwa lata do drugiej ligi.

Diego Simeone grał już wtedy we Włoszech, ale można przypuszczać, że gdyby doczekał do spadku, zespołu by nie opuścił. Tak jak później zdegradowanego Juventusu nie zostawili Gianluigi Buffon, Pavel Nedved czy Alessandro Del Piero. Simeone wie, ile przeciętny kibic Atletico musi pracować na bilety. Przed rewanżem z Barceloną w ćwierćfinale Ligi Mistrzów zapytany, czy jego zawodnicy się denerwują, odpowiedział: – Presję to mogą odczuwać rodzice, którym brakuje na jedzenie dla swoich dzieci.    Przed ligowym spotkaniem w Bilbao zaprosił na wykład motywacyjny Irene Villę, narciarkę-paraolimpijkę, która w 1991 roku – w wieku 12 lat – straciła obie nogi w zamachu terrorystycznym ETA. Opowiadała, jak ważna jest wiara w swoje umiejętności i psychika, a piłkarze z przejęciem jej słuchali. I choć mecz zaczęli źle (już po kilku minutach stracili bramkę), zwyciężyli 2:1. To był przełomowy moment w marszu Atletico po pierwszy od 1996 roku tytuł.

Uzdrowicielka ?z Belgradu

Jeszcze kilka lat temu klub nakręcił spot zachęcający kibiców do kupowania karnetów, w którym dziecko pyta: „Tato, dlaczego kibicujemy Atletico?". Ale kiedy w maju ubiegłego roku, po 14 latach, drużyna pokonała Real (w finale Pucharu Króla), szybko przygotowano nowy film, na którym dziecko ubrane w koszulkę Atletico z dumą idzie w poniedziałek do szkoły.

We wrześniu było jeszcze jedno zwycięstwo – tym razem w lidze – na Santiago Bernabeu, a potem remis na Vicente Calderon i wreszcie dwie porażki z Realem w półfinale Pucharu Króla.

– Sobotni mecz nie ma faworyta – przyznaje prowadzący Real Carlo Ancelotti. Włoch wyrównał trenerski rekord. Do finału Ligi Mistrzów awansował po raz czwarty (tak jak wcześniej jego rodak Marcello Lippi, Hiszpan Miguel Munoz oraz Szkot Alex Ferguson). Przy Simeone wygląda jak profesor. Ale trudno powiedzieć, dla którego z nich Lizbona okaże się szczęśliwa i gdzie w Madrycie fiesta będzie trwała do rana: pod fontanną bogini Kybele (tam świętują kibice Realu) czy pod pomnikiem Neptuna (ulubione miejsce sympatyków Atletico).

Jedno jest pewne: to będzie wyjątkowy wieczór. Dwóch drużyn z jednego miasta w finale europejskich pucharów jeszcze nie oglądaliśmy.

– O triumfie zadecydują szczegóły – przekonuje Cristiano Ronaldo. Portugalczyk nadal nie jest w pełni sił, ale w sobotę ma zagrać. Podobnie jak Gareth Bale. Do momentu, kiedy zamykaliśmy ten numer gazety, nie było wiadomo, czy wyścig z czasem wygrają Pepe i Karim Benzema. Pauzującego za kartki Xabiego Alonso powinien zastąpić Asier Illarramendi.

Atletico robiło wszystko, by postawić na nogi swoje gwiazdy, ofiary walki o mistrzostwo z Barceloną: Ardę Turana i Diego Costę. Naturalizowanego przez Hiszpanów Brazylijczyka wysłano do uzdrowicielki w Belgradzie. Z usług doktor Marijany Kovacević, znanej z niekonwencjonalnych metod leczenia urazów mięśniowych (okłady z płynu pochodzącego z łożyska klaczy), korzystali już m.in. Frank Lampard, Robin van Persie i Vincent Kompany, a na mundial w Brazylii zabrać ją ma reprezentacja Ghany.

Transmisja w sobotę o 20.45 ?w TVP 1 i Canal+ Sport

Wystarczy rzut oka na klubowe przydomki, by zrozumieć, że w Lizbonie spotkają się dwa światy: bogacze z Chamartin i robotnicy znad rzeki Manzanares. Jednych nazywają Królewskimi (taki tytuł nadał im w 1920 roku król Alfons XIII), Galaktycznymi lub Los Merengues – od białej jak koszulki Realu bezy, deseru madryckiej burżuazji. O drugich mówi się Los Indios (ze względu na dużą liczbę piłkarzy z Ameryki Południowej w latach 70.), Los Rojiblancos lub Los Colchoneros – wytwórcy materaców.

Pozostało jeszcze 93% artykułu
Piłka nożna
Michał Probierz: Moim celem jest wygrywanie, ale też to, by kadrę przyjemnie się oglądało
Piłka nożna
Mateusz Skrzypczak. Z Poznania przez Białystok do kadry
Piłka nożna
Wojciech Szczęsny zostanie w Barcelonie na dłużej? Rozmowy już trwają
Piłka nożna
Pierwsze w tym roku zgrupowanie kadry. Robert Lewandowski: zaczynamy od zera
Materiał Promocyjny
Warunki rozwoju OZE w samorządach i korzyści z tego płynące
Piłka nożna
Robert Lewandowski wśród najlepszych strzelców w historii. Pelé w zasięgu Polaka
Materiał Promocyjny
Sezon motocyklowy wkrótce się rozpocznie, a Suzuki rusza z 19. edycją szkoleń