Brazylia produkuje rocznie ponad 2,5 mln ton kawy. W tej dziedzinie jest światowym hegemonem – drugi na liście Wietnam nie dochodzi nawet do miliona ton. Jest też trzecim producentem rudy żelaza, a brazylijski Embraer to trzeci – po Airbusie i Boeingu – gracz na rynku samolotów. Ale najsłynniejszym towarem eksportowym Brazylii są piłkarze.
Czwarty rok z rzędu za granicę trafia ich pół tysiąca rocznie. W pierwszej połowie 2013 r. sprzedano zawodników za 182 mln dolarów – to więcej, niż w tym samym czasie przyniósł brazylijski eksport pistoletów i karabinów. Szacuje się, że obecnie ponad 2,5 tys. Brazylijczyków występuje za granicą.
Góra lodowa
Gracze tacy jak Neymar, którzy za gigantyczne pieniądze trafiają do najlepszych klubów, to wierzchołek góry lodowej, ale większość to jednak plankton – anonimowi piłkarze. Często ich największą zaletą jest obywatelstwo. W zeszłym sezonie w klubach naszej ekstraklasy zatrudnionych było 11 Brazylijczyków. O czterech więcej, w tym 30-letni napastnik o przydomku Michel Platini, w Bułgarii. 23 znalazło się w kadrach pierwszoligowych zespołów w Chinach.
Już w meczu otwarcia mundialu oba hymny – chorwacki i brazylijski – mógłby śpiewać wychowany w Rio de Janeiro Eduardo Da Silva, ale nie znalazł się w składzie Chorwatów (w kolejnym meczu już grał).
Na świat przyszedł w Villa Kennedy – jednej z okrytych złą sławą faweli Rio. Zamieszkiwany przez około 100 tys. ludzi slums przed mistrzostwami stał się miejscem zintensyfikowanych działań policji. Na ulice faweli wyjechały czołgi i pojazdy opancerzone – wszystko po to, by przed najazdem turystów chociaż odrobinę spacyfikować kontrolowaną przez kartele narkotykowe dzielnicę. To właśnie na ulicach Villa Kennedy skauci Dinama Zagrzeb odnaleźli 16-letniego wówczas Eduardo.