Przez pół godziny w domu pojawia się kilkanaście osób, w tym pięcioletni Pedro, który chciałby jednak grać w reprezentacji Brazylii, bo Polska nie ma wielkich szans na sukces. Jest sobota, wieczorem będzie grill, wszyscy mężczyźni grają w piłkę, mają koszulki Kulik Equipe de Futebol, niektórzy biało-czerwone, bo z inicjatywy polskiego konsula w Kurytybie Kulikowie rozegrali już dwa mecze jako reprezentacja naszego kraju.
5:2 z Niemcami
– Drużyna powstała w 1980 roku. Byliśmy mistrzami amatorskiej ligi tak wiele razy, że nie potrafię powiedzieć dokładnie ile. To najsilniejsza amatorska liga w kraju. Nie pamiętam, kiedy przegraliśmy. Jesteśmy słynni na całą Brazylię. Jako reprezentacja rozegraliśmy dwa mecze, wygraliśmy z Ukrainą 19:0 i z Niemcami 6:2 – mówi Alberto.
Po powrocie do Sao Paulo sprawdzamy zasięg sławy Kulików. Jest lokalny, rzadko pisze o nich nawet miejscowa prasa. Mecze z Ukrainą i Niemcami odbyły się na miejskim stadionie, ale media nie są pewne co do wyników, z Ukrainą było tylko 16:0, z Niemcami 5:2. Tak naprawdę nikt się nie przejmuje rezultatami. Chodzi o to, by ożywić lokalne mniejszości – polska i niemiecka są tutaj największe.
Polonię w Brazylii szacuje się na 800 tysięcy osób, jest nas więcej niż Indian. Najwięcej Polaków przybyło tu w 1890 roku, gdy zaczęła się brazylijska gorączka. Kiedy nie było nas na mapie Europy, na emigrację do Brazylii zdecydowało się ponad 100 tysięcy osób. Mamy tu swoje osady – Orle, Warta czy Nova Dantzig. Stan Parana, którego stolicą jest Kurytyba, od początku był głównym celem podróży. Większość emigrantów była rolnikami, inteligencja tu nie uciekała. Polskie szkoły budowano do czasu, gdy w 1938 roku prezydent Getulio Vargas zakazał używać innych języków niż portugalski. Sytuacja Polonii poprawiła się trochę, kiedy papieżem został Jan Paweł II, jednak dopiero powstanie Braspolu w 1990 roku spowodowało ożywienie kontaktów ludzi z polskimi korzeniami.
Dom papieża
Papież był w Kurytybie w 1980 roku. Witano go na stadionie w tradycyjnej chacie polskiego emigranta. To nie był polski pomysł, wymyślił to Włoch. Dom, który przed wojną równie dobrze mógłby stać w Wadowicach, przetransportowano tutaj specjalną ciężarówką. Po pielgrzymce nie mógł już pełnić swojej dotychczasowej funkcji, stał się więc pierwszym budynkiem, który posłużył do zbudowania w centrum miasta Parku Jana Pawła II, skansenu pełnego chat z lat wczesnej emigracji. Są tu stodoła, kuźnia, z domu, w którym był papież, stworzono kaplicę, obraz Matki Boskiej przyjechał z Częstochowy.
– Jesteśmy tu już 33 lata, jako park etniczny zajmujemy pierwsze miejsce wśród wszystkich tego typu placówek w całej Brazylii. Odwiedzają nas tysiące ludzi tygodniowo. Tu bije serce brazylijskiej Polski, jesteśmy znani w całym kraju – mówi Danuta Lisicki de Abreu.