Przyjechali tu ojce moich ojców - reportaż z Kurytyby

Można czuć się Polakiem, nigdy nie będąc w Polsce. W Kurytybie mamy nawet swoją piłkarską reprezentację.

Publikacja: 26.06.2014 22:00

Wnukowie Mario Stanislao Kulika grający w rodzinnej drużynie

Wnukowie Mario Stanislao Kulika grający w rodzinnej drużynie

Foto: Rzeczpospolita, Michał Kołodziejczyk MK Michał Kołodziejczyk

Korespondencja? z Kurytyby

„Serdeczna matko, opiekunko ludzi, niech cię płacz sierot do litości wzbudzi. Wygnańcy Ewy do ciebie wołamy, zlituj się, zlituj, niech się nie tułamy" – Antonio Carlos Alberti Kulik nie mówił całej prawdy przez telefon, kiedy zapewniał, że u niego w domu mówi się tylko po portugalsku.

Zapomniał o ojcu. Mario Stanislao ma 80 lat, pierwszy raz w Polsce był w latach 90. z chórem, który śpiewał kościelne pieśni. Bardzo mu się podobało, chociaż w Warszawie padał deszcz. Ale ludzie byli wspaniali, tacy rodzinni.

Antonio, ?syn Mariana

Mario Stanislao woli być Marianem Stanisławem, chociaż urodził się w Brazylii i nie wie nawet, w której części Polski mieszkali jego przodkowie. Zastanawia się, czy przypadkiem nie uciekali z terenów Niemiec albo Rosji. Rozkręca się powoli, bo nie wie, czy jego język jest zrozumiały, wstydzi się błędów.

Zobacz więcej zdjęć

– Pomieszały mi się zwroty. Ojce moich ojców przyjechali tu, jak mieli cztery lata. Po polsku czytam, mówię i śpiewam, chociaż nigdy nie kończyłem żadnej szkoły, nie chodziłem na kursy – tłumaczy.

Pan Marian nie grał w piłkę, bo miał inne rzeczy na głowie. Najpierw był rolnikiem, pomagał swoim rodzicom, później poduczył się budowlanki, stawiał domy. Teraz hoduje barany, pokazuje je z dumą. Stoimy na tarasie domu jego syna Antonia. Dwa piętra w dzielnicy Santa Candida na przedmieściach Kurytyby.

Kiedyś po drugiej stronie ulicy było pole, teraz mieszkają tam kolejni Kulikowie: Rodrigo, Edson Luis, Jean Carlos Alberti, Josef, Hernanes, Dudu. Pan Marian ma sześcioro dzieci, trzynaścioro wnuków i troje prawnuków. Nikt nie mówi po polsku, może poza kilkoma zwrotami: „dzień dobry", „cześć", no i to słowo, które po portugalsku oznacza zakręt, a w Polsce jest przekleństwem.

Dom Alberta jest brazylijski. To znaczy dół jest dla gości, góra dla rodziny. Salon na dole wygląda jak stołówka w hotelu. Jest barek, lodówka, zmieści się tam więcej osób niż w miejskim autobusie. Zachowując wszelkie proporcje, tak samo wyglądał dom Cafu w Sao Paulo, który odwiedziliśmy tydzień przed mundialem. Brazylijczycy potrafią dzielić się swoim szczęściem, lubią spędzać czas razem. Alberto wita nas w czerwonej koszulce z białym orłem.

Jest jeszcze jedna wspólna rzecz z domem Cafu – boisko. Inne, bo asfaltowe, otoczone murem; po 15 minutach meczu, który przegrywamy 2:10, trudno złapać oddech. Nie ma autów, cały czas w ruchu. W relacjach rodzinnych Kulików ciężko się połapać – to syn, to zięć, to synowa.

Przez pół godziny w domu pojawia się kilkanaście osób, w tym pięcioletni Pedro, który chciałby jednak grać w reprezentacji Brazylii, bo Polska nie ma wielkich szans na sukces. Jest sobota, wieczorem będzie grill, wszyscy mężczyźni grają w piłkę, mają koszulki Kulik Equipe de Futebol, niektórzy biało-czerwone, bo z inicjatywy polskiego konsula w Kurytybie Kulikowie rozegrali już dwa mecze jako reprezentacja naszego kraju.

5:2 z Niemcami

– Drużyna powstała w 1980 roku. Byliśmy mistrzami amatorskiej ligi tak wiele razy, że nie potrafię powiedzieć dokładnie ile. To najsilniejsza amatorska liga w kraju. Nie pamiętam, kiedy przegraliśmy. Jesteśmy słynni na całą Brazylię. Jako reprezentacja rozegraliśmy dwa mecze, wygraliśmy z Ukrainą 19:0 i z Niemcami 6:2 – mówi Alberto.

Po powrocie do Sao Paulo sprawdzamy zasięg sławy Kulików. Jest lokalny, rzadko pisze o nich nawet miejscowa prasa. Mecze z Ukrainą i Niemcami odbyły się na miejskim stadionie, ale media nie są pewne co do wyników, z Ukrainą było tylko 16:0, z Niemcami 5:2. Tak naprawdę nikt się nie przejmuje rezultatami. Chodzi o to, by ożywić lokalne mniejszości – polska i niemiecka są tutaj największe.

Polonię w Brazylii szacuje się na 800 tysięcy osób, jest nas więcej niż Indian. Najwięcej Polaków przybyło tu w 1890 roku, gdy zaczęła się brazylijska gorączka. Kiedy nie było nas na mapie Europy, na emigrację do Brazylii zdecydowało się ponad 100 tysięcy osób. Mamy tu swoje osady – Orle, Warta czy Nova Dantzig. Stan Parana, którego stolicą jest Kurytyba, od początku był głównym celem podróży. Większość emigrantów była rolnikami, inteligencja tu nie uciekała. Polskie szkoły budowano do czasu, gdy w 1938 roku prezydent Getulio Vargas zakazał używać innych języków niż portugalski. Sytuacja Polonii poprawiła się trochę, kiedy papieżem został Jan Paweł II, jednak dopiero powstanie Braspolu w 1990 roku spowodowało ożywienie kontaktów ludzi z polskimi korzeniami.

Dom papieża

Papież był w Kurytybie w 1980 roku. Witano go na stadionie w tradycyjnej chacie polskiego emigranta. To nie był polski pomysł, wymyślił to Włoch. Dom, który przed wojną równie dobrze mógłby stać w Wadowicach, przetransportowano tutaj specjalną ciężarówką. Po pielgrzymce nie mógł już pełnić swojej dotychczasowej funkcji, stał się więc pierwszym budynkiem, który posłużył do zbudowania w centrum miasta Parku Jana Pawła II, skansenu pełnego chat z lat wczesnej emigracji. Są tu stodoła, kuźnia, z domu, w którym był papież, stworzono kaplicę, obraz Matki Boskiej przyjechał z Częstochowy.

– Jesteśmy tu już 33 lata, jako park etniczny zajmujemy pierwsze miejsce wśród wszystkich tego typu placówek w całej Brazylii. Odwiedzają nas tysiące ludzi tygodniowo. Tu bije serce brazylijskiej Polski, jesteśmy znani w całym kraju – mówi Danuta Lisicki de Abreu.

– W Kurytybie mieszka 12 grup etnicznych, ale to Polonia jest najsilniejsza. Możecie być z nas dumni, naszą kulturą interesują się nie tylko emigranci, ale też lokalna społeczność. Chcą jechać do Polski, poznać naszą historię – opowiada pani Danuta. Dodaje, że obiecała papieżowi, iż do końca swojego życia będzie się starać, by w Kurytybie, w domu, w którym rozpoczął swoją wizytę, kultywowana była polskość.

Kopernik z Polski

Lisicki de Abreu pochodzi z Wileńszczyzny. Jej rodzice byli po studiach, trafili do łagru. Kiedy o tym opowiada, ma w oczach łzy. Zaprasza na napoleonki, normalnie za 4 reale, ale przecież chce nam pokazać, że jesteśmy gośćmi. Jej park, bo to jest jej park, a nie miejski, poza chatami urządzonymi w stylu dowolnym – nie brakuje choćby elementów łowickich – ma dwa pomniki.

Z Mikołaja Kopernika Lisicki de Abreu trochę się tłumaczy. – Dostaliśmy go z Polski, kiedy w kraju była komuna. Ale przecież to też była Polska – mówi. Kopernik wygląda jak Kopernik. Z Janem Pawłem II jest gorzej.

Kulikowie dla swojej drużyny wybrali złocisto-brązowe barwy. Edson żartuje, że brązowy jest od koloru butelek po piwie, a złoty to piwo, więc nie można sobie wyobrazić lepszego połączenia. Orła Białego mają na piersi, owinięty jest polsko-brazylijską flagą z napisem „Kulik".

Ta drużyna to głównie wnuki pana Mariana, mecz z Ukrainą – nieważne 16:0 czy 19:0 – był łatwy, bo Ukraińcy nie byli sportowcami, ale członkami folklorystycznej kapeli. Co innego Niemcy, którzy trenują regularnie. Spotkanie zaaranżował polski konsul generalny Marek Makowski. Były pierogi, występy zespołów Wisła i Junak oraz hymny Brazylii, Niemiec, Polski i Unii Europejskiej, odśpiewane przez chór imienia Jana Pawła II. – To był trudny mecz, bo trzeba było odrabiać straty – mówi Edson.

Cionek ?z tych Cionków

Skład z tamtego meczu Kulikowie wymieniają z pamięci: Fabio Spichla był bramkarzem, a w polu grali: Ernani Kulik Silva, Jean Carlos Alberti, Ernany Kowalsky, Rafael Jose Cebola, Felipe Choinski, Renan Luiz Kulik, Cleyton Manicka, Carlos Eduardo Cionek, Adrean de Oliveira Cebola, Rodrigo Luiz Kulik, Marcos Vinicius Cebola, Lucas Daniel Kulik. Gdyby nie Cebulowie i Kulikowie, o dobrych piłkarzy byłoby ciężko.

Cionek jest z tych Cionków – po wizycie w Kurytybie na powołanie do kadry dla Thiago trzeba spojrzeć inaczej. 400 tysięcy Polaków mieszkających w stanie Parana ma prawo do swego przedstawiciela w naszej reprezentacji.

W Sao Paulo dostaję SMS: „Mam 25 lat, myślisz, że jest sens, żeby jechać do Polski i zostać profesjonalnym piłkarzem? Grałem w tutejszych klubach: Parane Clube i Curitiba. W Brazylii nie można się przebić, jeśli nie masz za sobą prężnego biznesmena. Tutaj rządzi piłkarska mafia".

Nie wiedziałem, co mam odpowiedzieć.

Korespondencja? z Kurytyby

„Serdeczna matko, opiekunko ludzi, niech cię płacz sierot do litości wzbudzi. Wygnańcy Ewy do ciebie wołamy, zlituj się, zlituj, niech się nie tułamy" – Antonio Carlos Alberti Kulik nie mówił całej prawdy przez telefon, kiedy zapewniał, że u niego w domu mówi się tylko po portugalsku.

Pozostało 96% artykułu
Piłka nożna
Polska to łatwiejszy rywal? Hiszpania i Holandią stoją przed dylematem
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Piłka nożna
Jakub Kiwior na huśtawce. Czy pozostanie w Arsenalu?
Piłka nożna
Koniec z Viaplay. Premier League będzie miała nowego nadawcę
Piłka nożna
Eliminacje mistrzostw świata. Kiedy i z kim zagra reprezentacja Polski?
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Piłka nożna
Loteria wizowa. Z kim zagra Polska o mundial w 2026 roku?