Bóg bez kościoła - Maradona i Messi

Lionel Messi. Może wygrać wszystko, ale i tak nie osiągnie w Argentynie takiej pozycji, jaką miał Diego Maradona.

Publikacja: 27.06.2014 01:55

Leo Messi strzelił w Brazylii już cztery bramki. Na mundialu w Meksyku Diego Maradona zdobył pięć

Leo Messi strzelił w Brazylii już cztery bramki. Na mundialu w Meksyku Diego Maradona zdobył pięć

Foto: AFP

Mistrzostwa świata w Brazylii rozgrywane są w 54. roku nowej ery. Przynajmniej według wyznawców Kościoła Maradony. Grupa zapaleńców z Rosario liczy lata od 1960 roku– przyjścia na świat Diego. Rosario jest miejscem, gdzie w 1987 roku urodził się też Lionel Messi, człowiek, który wedle wielu ekspertów już zdetronizował Maradonę. Powiedzcie to Argentyńczykom...

Messi nigdy w Argentynie nie miał i raczej mieć nie będzie takiego statusu jak boski Diego. Wątpliwe, by grupa zapaleńców kiedykolwiek założyła Kościół Messiego.

Maradona jest w Argentynie kimś więcej niż tylko geniuszem piłkarskim, kimś więcej nawet niż ikoną popkultury. Jest symbolem narodowym. Podczas ostatniego meczu grupowego z Nigerią jeszcze w pierwszej połowie urazu doznał Sergio Aguero (swoją drogą Maradona jest jego byłym teściem i dziadkiem syna napastnika Manchesteru City). W trybie pilnym na boisku pojawić się musiał Ezequiel Lavezzi, a kamery pokazywały, jak zawodnik PSG pośpiesznie zakłada koszulkę meczową. Na jednym z boków wytatuowany miał portret Maradony.

Messi w Argentynie jest podziwiany za to, co robi w Barcelonie, a po tym, gdy trener Alejandro Sabella ustawił grę reprezentacji pod niego, ucichły krytyczne głosy dotyczące występów Leo w kadrze. Messi na razie rozgrywa perfekcyjny turniej. Strzelał gole w każdym z trzech meczów grupowych, ma już cztery bramki na koncie i wspólnie z Neymarem przewodzi w klasyfikacji strzelców.

Jeszcze przed mistrzostwami świata w „New York Timesie" ukazał się reportaż autorstwa Jeffa Himmelmana zatytułowany „Ciężar bycia Messim". Amerykański dziennikarz stara się dociec, dlaczego w przeciwieństwie do Maradony Messi nie ma w ojczyźnie statusu boga. Odpowiedź jest banalnie prosta: Argentyńczycy narzekają, że Messiego tak naprawdę nie znają.

Wyjechał do Hiszpanii w wieku 13 lat, Barcelona zapewniła utalentowanemu dzieciakowi drogą terapię hormonalną, a jego ojcu pracę. Nigdy nie rozegrał żadnego meczu w lidze argentyńskiej. Na co dzień mieszka w Hiszpanii. Rodacy nie wiedzą o nim wiele – dla nich tak naprawdę nie różni się od innych gwiazd z billboardów.

Tymczasem w Argentynie futbol to pasja, a gra w reprezentacji traktowana jest śmiertelnie poważnie. Himmelman pisze, że ostatnia rzecz, która ratuje Messiego, oczywiście poza tym, że fenomenalnie gra w piłkę, to jego argentyński akcent, którego przez tyle lat pobytu w Hiszpanii nie stracił. Gdyby nie to, być może już ostatecznie uznano by go za obcego.

A Messi nie chce dać się poznać. Zamiast w mediach woli przemawiać na boisku. Tyle że Argentyńczycy przyzwyczajeni są do czegoś innego. Maradona jest wszędzie, wypowiada się na każdy temat. Tańczył z gwiazdami, strzelał do dziennikarzy, jego walka z otyłością była tematem numer jeden w magazynach nie tylko plotkarskich. Poza tym regularnie jeździł z wizytami do Fidela Castro, a na ramieniu wytatuowanego ma Che Guevarę.

Jego lewicowe poglądy są doskonale znane w całej Ameryce Południowej, a trzeba pamiętać, że na tym kontynencie to właśnie lewicowcy i komuniści walczyli z wojskowymi dyktatorami w latach 70. i 80. Komunizm postrzega się inaczej w Ameryce Łacińskiej niż chociażby w Europie, o USA nie wspominając. To w przeciwieństwie do Europy wciąż ideologia podwórek, robotniczych dzielnic, jakkolwiek patetycznie by to brzmiało – po prostu ludu.

Argentyńczycy nie mają pojęcia o poglądach politycznych Messiego, wiedzą za to, że zachwala im czipsy i napój gazowany. W Argentynie większą miłością niż Messi darzony jest Carlos Tevez. Ze swoim wizerunkiem awanturnika, człowieka, który nie godzi się na kompromisy, który popada w konflikty z kolejnymi trenerami, ze szramą na twarzy – pozostałością trudnego dzieciństwa w biednej dzielnicy Buenos, Fort Apache, jest dla wielu nastolatków wzorem do naśladowania.

Ale to Messi najlepiej gra w piłkę. Wie o tym Sabella, który Teveza w ogóle na mundial nie wziął i który tak skomponował reprezentację Albicelestes, że momentami można odnieść wrażenie, iż gra w dziewiątkę. Rola pozostałych dwóch napastników – Aguero i Gonzalo Higuaina – została przez selekcjonera tak zmarginalizowana, że trudno ją nawet nazwać drugoplanową. To statyści w monodramie Messiego. Jeśli poprowadzi on Argentynę do mistrzostwa, zyska miłość rodaków i już nikt nie będzie kwestionował, że to najwybitniejszy piłkarz świata. Ale kościoła i tak mu nie zbudują.

Mistrzostwa świata w Brazylii rozgrywane są w 54. roku nowej ery. Przynajmniej według wyznawców Kościoła Maradony. Grupa zapaleńców z Rosario liczy lata od 1960 roku– przyjścia na świat Diego. Rosario jest miejscem, gdzie w 1987 roku urodził się też Lionel Messi, człowiek, który wedle wielu ekspertów już zdetronizował Maradonę. Powiedzcie to Argentyńczykom...

Messi nigdy w Argentynie nie miał i raczej mieć nie będzie takiego statusu jak boski Diego. Wątpliwe, by grupa zapaleńców kiedykolwiek założyła Kościół Messiego.

Pozostało 88% artykułu
Piłka nożna
Kto chce grać z Rosjanami w piłkę?
Materiał Promocyjny
Z kartą Simplicity od Citibanku można zyskać nawet 1100 zł, w tym do 500 zł już przed świętami
Piłka nożna
Jerzy Piekarzewski. Tu zawsze brakuje 99 groszy do złotówki
Piłka nożna
Stefan Szczepłek: Trzeba dbać o pamięć Kazimierza Deyny, ale nikt nie chce pomóc
Piłka nożna
Wraca portugalska szkoła. Manchester United wybrał nowego trenera
Materiał Promocyjny
Sieć T-Mobile Polska nagrodzona przez użytkowników w prestiżowym rankingu
Piłka nożna
„Fryzjer” na wolności. Były szef piłkarskiej mafii opuścił przedterminowo więzienie