Kto tak pięknie przegrywa

Niemcy wygrywali, gdy nikt ich futbolu nie lubił. Teraz grają ładnie, ale nie zwyciężają. Joachim Loew w Brazylii chce to zmienić.

Publikacja: 28.06.2014 08:00

Miroslav Klose w czterech mundialach zdobył 15 goli, ale mistrzem świata jeszcze nie był

Miroslav Klose w czterech mundialach zdobył 15 goli, ale mistrzem świata jeszcze nie był

Foto: AFP, Javier Soriano Javier Soriano

„Futbol to taki sport, w którym 22 facetów biega za piłką, a na końcu i tak wygrywają Niemcy". Ten bon mot Gary'ego Linekera przeszedł do historii. W tym krótkim, dowcipnym zdaniu zawarty był cały resentyment, jaki Europa i świat wykształciły w stosunku do niemieckiego futbolu. Nieważne bowiem, czy grasz dobrze, w porywającym dla publiczności stylu, czy masz świetnych zawodników, i tak wygra niemiecka solidność.

Nieważne, czy twój trener wymyślił przebiegły plan taktyczny, a zawodnicy walczą z zaciętością o każdą zbłąkaną piłkę – i tak Niemcy w ostatniej minucie, gdzieś w zamieszaniu, przy gigantycznej dozie niezasłużonego szczęścia jakoś wtłoczą zwycięską bramkę. Mało było w historii piłki nożnej równie adekwatnych sentencji jak ta Linekera. No właśnie – było. Dziś trudno bowiem o mniej trafioną charakterystykę niemieckiej piłki.

W reprezentacji Niemiec dominują obecnie błyskotliwi, fantastycznie wyszkoleni technicznie zawodnicy, których jedynym celem jest grać jeszcze szybciej. To właśnie „szybkość" stała się słowem kluczem do zrozumienia, czym dziś jest Nationalmannschaft. Nie ma już w reprezentacji miejsca dla piłkarzy pokroju Guido Buchwalda (mistrz świata 1990), który wyróżniał się właściwie tylko nieustępliwością, a jedyne, co umiał robić na boisku, to przeszkadzać. W finale mistrzostw świata we Włoszech tak zaopiekował się Maradoną, że po meczu koledzy z drużyny zaczęli przezywać go „Diego".  Dziś zawodników, takich jak Mesut Oezil czy Thomas Mueller, do Maradony można porównywać (chociaż oczywiście wciąż jeszcze na wyrost) wyłącznie ze względu na umiejętności piłkarskie.

A jednak Niemcy powoli mają dość tej zmiany i z coraz większym rozrzewnieniem wspominają czasy, gdy powiedzenie Linekera było aktualne. Świat mógł się śmiać z Buchwaldów i jemu podobnych, ale się ich bał. Na końcu bowiem wygrywali Niemcy. Dziś świat podziwia Muellerów i Oezilów, ale się ich nie boi. Na końcu nie wygrywają Niemcy – już 18 lat czekają na trofeum.

Nigdy dłużej nie zdarzyło im się czekać na złoto. Początkiem rewolucji była klęska. Ostatnie trofeum reprezentacja Niemiec zdobyła w 1996 roku – gdy wygrała Euro rozgrywane w Anglii. Zarówno Euro 2000, jak i turniej rozgrywany cztery lata później Niemcy kończyli w fazie grupowej. W 2000 roku w ostatnim meczu zostali rozbici 3:0 przez pewną awansu Portugalię, która wystawiła rezerwowy skład. Cztery lata później przyszedł kompromitujący remis z Łotwą.

Ironią losu jest fakt, że w 2002 roku w mistrzostwach świata w Japonii i Korei Niemcy doszli aż do finału i dopiero w nim przegrali 0:2 z Brazylią. Był to jednak wyjątkowo dziwny turniej, a Niemcy, by zagrać o złoto, musieli się zmierzyć z Arabią Saudyjską, Irlandią i Kamerunem  w grupie, a następnie w fazie pucharowej z Paragwajem, USA i Koreą Południową. Potęgi światowej piłki to nie są.

Niemiecki związek piłki nożnej (DFB) reagował jednak z odpowiednim wyprzedzeniem. W 1998 roku (pierwszy turniej po zwycięskim Euro 1996 – Niemcy odpadli w ćwierćfinale) rozpoczął wielką rewolucję, której efekty widzimy dziś. Najpierw powstało 120 baz rozsianych po całym kraju, gdzie zatrudnieni na etaty odpowiednio wyszkoleni trenerzy zajmowali się dziećmi między 13. a 17. rokiem życia. Szczególnie takimi, które nie  zostały do tego czasu wyłowione przez kluby.

Po klęsce na Euro 2000 DFB zrozumiał jednak, że to za mało, i zaczął opracowywać jeszcze bardziej radykalny program, który wszedł w życie w 2002 roku. Najpierw jednak, jeszcze w 2001 roku, wydano dekret, że tylko kluby prowadzące akademie młodzieżowe dostaną licencję na grę w Bundeslidze. 12 miesięcy później takie same przepisy objęły także kluby 2. Bundesligi. We wrześniu 2002 roku wprowadzono poszerzony program promocji talentów. Liczba baz futbolowych dla młodzieży została zwiększona do 390, liczba opłacanych przez związek trenerów do 1170, a DFB obiecał przeznaczać kolejne 12,5 miliona euro rocznie na ten projekt przez nieokreślony czas.

Jak pisze Ulrich Hesse – autor książki „Tor! Historia niemieckiej piłki nożnej" – Niemcy nie mieli żadnej gwarancji, że ta niesamowicie kosztowna rewolucja w systemie szkolenia przyniesie efekty, ale ryzyko zostało podjęte. Dziś cały świat zachwyca się niemieckim pokoleniem, które do wielkiego futbolu zaczął wprowadzać trener-wizjoner Jürgen Klinsmann, wraz ze swoim asystentem i następcą, od ośmiu lat selekcjonerem – Joachimem Loewem.

Nad głową Loewa zaczynają się jednak zbierać coraz ciemniejsze chmury. W 2006 roku niemieccy kibice – wraz z resztą świata – przecierali oczy ze zdumienia, patrząc na ofensywnie i stylowo grającą reprezentację, a trzecie miejsce na świecie uznano zgodnie za sukces ponad miarę. Dwa lata później – na Euro 2008 – Niemcy ulegli dopiero w finale rozpoczynającej swój złoty cykl Hiszpanii, podobnie jak  na mistrzostwach świata 2010 – tym razem w półfinale. Wtedy jednak naród wciąż miał mnóstwo cierpliwości – nadal raczej się cieszył swoim nowym, pełnym rozmachu stylem i czekał, aż młodzież nabierze doświadczenia.

Gdy jednak na Euro 2012 przyszła kolejna porażka w półfinale (tym razem z Włochami na Stadionie Narodowym w Warszawie), coś ewidentnie pękło. Niemieckie media, dotąd bezkrytycznie nastawione do selekcjonera, zaczęły mu wypominać katastrofalną taktykę, a także nieodpowiedni dobór ludzi. Günter Netzer grzmiał: „Lahm i Khedira nie są liderami, nie potrafią poprowadzić za sobą reszty".  Wtórował mu Lothar Matthäus: „Gdy zasłużenie przegrywasz, potrzebujesz piłkarza, który chwyci byka za rogi. U nas nikogo takiego nie było".

Półfinał Euro 2012 był punktem zwrotnym, ale czara goryczy przelała się w kwalifikacyjnym spotkaniu ze Szwecją. Niemcy po 55 minutach prowadzili 4:0, gdy Zlatan Ibrahimović i Mikael Lustig w ciągu dwóch minut odrobili dwie bramki straty. To samo w sobie było już wystarczająco nieniemieckie. Gdy jednak mecz zakończył się wynikiem 4:4, rozpętało się małe piekło. Loew, zamiast wprowadzić obrońcę albo piłkarza do środka pola, który zakończyłby harce Szwedów, wprowadził dwóch napastników. Po raz kolejny okazało się, że Niemcy Loewa mają tylko jeden plan – atakować. Po spotkaniu oliwy do ognia dolał Per Mertesacker, który powiedział: „My po prostu nie potrafimy się cofnąć i bronić. Zwyczajnie tego nie umiemy".

Gdy przed mundialem Loew zaczął zestawiać swój zespół bez klasycznego wysuniętego napastnika – jego kosztem wkomponowując do drużyny kolejnego ofensywnego pomocnika – niektórzy uznali to za ostateczne zerwanie z niemieckim stylem gry.

Joachim Loew jest pod ogromną presją. Turniej zaczął od efektownego i dość łatwego zwycięstwa 4:0 nad Portugalią z Cristiano Ronaldo w składzie. Zremisowanym meczem z Ghaną zachwycili się wszyscy obserwujący brazylijski mundial, ale to Niemcy gonili wynik, a w ostatniej minucie pozwolili Ghańczykom na groźną kontrę. Za czasów Buchwalda groźne kontry w ostatniej minucie były niemiecką specjalnością.

Wydaje się, że turniej w Brazylii jest jednak ostatnią szansą dla nowej jakości niemieckiej piłki – tej porewolucyjnej. „Było już mnóstwo powiedzeń o niemieckim futbolu, tyle przysłowiowych wartości mu przypisywanych, ale my już ich nie mamy – mówił Hesse w wywiadzie dla TVP. – Ale coraz więcej ludzi mówi, że może powinniśmy do tego wrócić. Zamiast ciągle atakować, powinniśmy się bronić, gdy trzeba, grać bardziej cynicznie, gdy to się opłaca".

Bo przecież 18 lat to wystarczająco długo, by w Niemczech wychowało się całkowicie nowe pokolenie kibiców. Pokolenie, które nie wie, jak smakuje zwycięstwo w wielkim turnieju, które zna swój zespół z poniesionych w pięknym stylu porażek, które dopuszcza do siebie możliwość, że jego drużyna wypuści z rąk czterobramkowe prowadzenie. Pokolenie, które nie wie, że kiedyś futbol był sportem polegającym na tym, że 22 facetów biegało za piłką, a na końcu wygrywali Niemcy.

„Futbol to taki sport, w którym 22 facetów biega za piłką, a na końcu i tak wygrywają Niemcy". Ten bon mot Gary'ego Linekera przeszedł do historii. W tym krótkim, dowcipnym zdaniu zawarty był cały resentyment, jaki Europa i świat wykształciły w stosunku do niemieckiego futbolu. Nieważne bowiem, czy grasz dobrze, w porywającym dla publiczności stylu, czy masz świetnych zawodników, i tak wygra niemiecka solidność.

Nieważne, czy twój trener wymyślił przebiegły plan taktyczny, a zawodnicy walczą z zaciętością o każdą zbłąkaną piłkę – i tak Niemcy w ostatniej minucie, gdzieś w zamieszaniu, przy gigantycznej dozie niezasłużonego szczęścia jakoś wtłoczą zwycięską bramkę. Mało było w historii piłki nożnej równie adekwatnych sentencji jak ta Linekera. No właśnie – było. Dziś trudno bowiem o mniej trafioną charakterystykę niemieckiej piłki.

Pozostało 88% artykułu
Piłka nożna
Koniec z Viaplay. Premier League będzie miała nowego nadawcę
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Piłka nożna
Eliminacje mistrzostw świata. Kiedy i z kim zagra reprezentacja Polski?
Piłka nożna
Loteria wizowa. Z kim zagra Polska o mundial w 2026 roku?
Piłka nożna
Guardiola szuka leku na kryzys Manchesteru City
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Piłka nożna
Co czeka Jagiellonię i Legię w Lidze Konferencji? Tabela po 5. kolejce