Horyzont niezbyt piękny dla wszystkich

Wynik 7:1 w półfinale mundialu to wynik, wobec którego nie można przejść obojętnie.

Publikacja: 09.07.2014 11:34

Miało być pięknie, wesoło i historycznie. Po półfinałowym spotkaniu z Niemcami i stracie 7 goli Brazylia odpada z turnieju w niesamowicie nieoczekiwanym stylu. Nikomu w kraju tak zasłużonym dla futbolu nie jest już wesoło, brazylijski styl gry przestał być piękny, a jedyne, co można powiedzieć z pewnością po wczorajszym meczu to, że przejdzie do historii.

Czy można to było przewidzieć

Sygnałów możliwej klęski było już kilka. Pierwszy gol na turnieju został zdobyty przez Brazylijczyka Marcelo już w 11 minucie meczu otwarcia z Chorwacją. Nie było powodów do zadowolenia, bo bramka była samobójcza. Kolejny mecz z Meksykiem przyniósł Brazylii bezbramkowy remis. Bardziej bramkowo i wesoło działo się podczas ostatniego meczu w grupie A, gdy gospodarze wygrywali z Kamerunem 4:1. Niestety potem zaczęły pojawiać się informacje o możliwym ustawianiu meczy przez piłkarzy z Afryki. Następnie 1/8 finału i zwycięstwo wydarte walecznym Chilijczykom jedynie dzięki znakomitej postawie brazylijskiego bramkarza, Julio Cesara podczas rzutów karnych. Z Kolumbią w ćwierćfinale szło Brazylii trochę lepiej, ale w dużej mierze dlatego, że hiszpański sędzia bardzo łagodnie podchodził do fauli na boisku. Na ponad 40 z nich przyznał jedynie 4 żółte kartki. Jedną między innymi dla kapitana gospodarzy Thiago Silvy, który nie mógł z tego powodu zagrać z Niemcami. Żadnej nie pokazał, gdy Kolumbijczyk Zuniga uszkadzał podczas interwencji Neymarowi jeden z kręgów. Brazylia próbowała ratować się przed karnym Jamesa Rodrigueza ogromnym pasikonikiem, który najwidoczniej jakimś działaniem niebios sprzyjającym gospodarzom turnieju, miał kolumbijskiego snajpera zdekoncentrować. To też się nie udało, Rodriguez karnego strzelił. Wyglądało na to, że poza skupionym na wewnętrznych kłótniach Kamerunem oraz Chorwacją prezentującą europejski szacunek dla kraju Pelego Brazylijczycy mierzyli się cały czas z drużynami ze swojego kręgu geograficznego. Meksyk, Chile i Kolumbia nie bały się Brazylii i grały bezpardonowo poważnie licząc na zwycięstwo.

Do meczu z Niemcami Brazylia przystępowała bez kapitana wykluczonego za kartki oraz bez swojej gwiazdy. Neymar był w stanie jedynie nagrać filmik na Facebooku, za pośrednictwem którego życzył kolegom wygranej. Nie wystarczyło. Niemcy potrzebowali 29 minut, by prowadzić 5:0, a potem kolejne minuty spotkania były tylko formalnością.

Pomóc mogło tylko granie murem

Jak mogło dojść do sytuacji, by tak utytułowany zespół okazał się tak nieskuteczny. To zdanie trudno nawet kończyć znakiem zapytania, sprawa jest bardzo dziwna i na pewno może posłużyć do analizy psychologicznej. Niezależnie, czy na boisku gra kapitan, czy pauzuje za kartki i wysyła dobrą energię z trybun oraz czy do dyspozycji drużyny jest skuteczny napastnik, razem ze sobą gra 11 osób. Różnych charakterów, temperamentów, możliwości, przyzwyczajeń. Tych 11 facetów ma na sobie polegać i szukać się wzajemnie wzrokiem, by nie dopuszczać do sytuacji, w których przeciwnik mija ich niczym podczas treningowego sparingu. Brazylia jednak wczoraj między 23. a 29. minutą półfinału, gdy Niemcy strzelali 4 gole jeden po drugim, lepiej zagrałaby murując własną bramkę. Większa skuteczność mogłaby być osiągnięta, gdyby 10 Brazylijczyków trzymało się za ręce i przez ten czas stało jak mur przed rzutem wolnym. Kompletny brak pomysłu na obronę u gospodarzy mundialu podczas półfinału z całym krajem wpatrzonym w swoich piłkarzy jak w obrazek jest szokująco niezrozumiały. Przywodzi na myśl mecze polskiej reprezentacji.

Historia zna gorsze przypadki

Polska zresztą była w stanie strzelić Brazylii 5 goli. Doszło do tego podczas trzeciego mundialu w 1938 roku we Francji. 4 bramki po raz pierwszy w historii mistrzostw świata strzelił w jednym meczu Polak Ernest Wilimowski, Polacy remisowali z przyszłymi pięciokrotnymi zwycięzcami MŚ w normalnym czasie 4:4, a ostateczny wynik przyniosła dogrywka. Były czasy, gdy nawet 5 bramek traconych przez Brazylię nie przynosiło jej smutku i żałoby narodowej jak po meczu z Niemcami. W historii zdarzały się tez wyższe różnice bramkowe, ale przeważnie trzeba sięgać do początków piłkarskich mistrzostw, by je sobie przypominać. Szwecja wygrywała z Kubą 8:0 w ćwierćfinale w 1938. W grupowym meczu Urugwaj gromił Boliwię 8:0 w 1950, Jugosławia także w grupie pokonywała Zair 9:0 w 1974, w 1982 z kolei Węgry kończyły mecz z Salwadorem wynikiem 10:1. Ostatni wysoki wynik w fazie grupowej zdarzył się w 2002 podczas mundialu w Korei i Japonii, gdy Niemcy wygrywały z Arabią Saudyjską 8:0 i gdy 4 lata później Portugalia triumfowała nad Koreą Północną 7:0. Podczas meczów fazy pucharowej wyniki przypominające ten z meczu Brazylia-Niemcy zdarzały się dużo dawniej. Oba półfinały pierwszych mistrzostw w 1930 roku kończyły się rezultatami 6:1, a podczas wspominanego wcześniej mundialu w 1950 roku Brazylia wygrywała 6 i 7 do 1 z Hiszpanią i ze Szwecją. Mistrzem świata został wtedy jednak Urugwaj, ponieważ decydująca faza składała się z kilku meczów rozgrywanych przez zwycięzców swoich grup między sobą. 6:1 zdarzyło się jeszcze ekipie RFN wygrać z Austrią w półfinale w 1954 roku. Przegrywając pięcioma bramkami, jak Brazylia do przerwy, żadna drużyna nie zdołała w historii przejść do skutecznego kontrataku.

Mimo iż notowany historycznie, wynik 7:1 był ogromnym szokiem. Dla Niemców, dla pozostałych kibiców i przede wszystkim dla Brazylii. Przez kraj być może przetoczą się fale zamieszek, ponieważ Brazylijczycy na długo przed rozpoczęciem mundialu pokazywali swoje niezadowolenie z tego, że na obiekty sportowe rząd miał pieniądze, a ludzie wciąż żyli w nędzy. Miało być pięknie zgodnie z nazwą miasta Belo Horizonte, w którym brazylijska piłka doznała największej i najbardziej niespodziewanej porażki ze strony Niemiec. Belo Horizonte, czyli „piękny horyzont" zmieniło się w „brak perspektyw". Chociaż być może do miasta zaczną przybywać niemieckie wycieczki, by na własne oczy zobaczyć miejsce wysokiej wygranej swojego zespołu. I może wielka tragedia zamieni się w konkretne zwycięstwo mieszkańców. A za 4 lata Neymar prawdopodobnie się wyleczy.

Piłka nożna
Bałagan po katalońsku. Zamieszanie z rejestracją zawodników i żądania głowy prezesa Laporty
Materiał Promocyjny
Jak przez ćwierć wieku zmieniał się rynek leasingu
Piłka nożna
Floriani Mussolini. Piłkarz z prowokującym nazwiskiem
Piłka nożna
Rok 2025 w piłce. Wydarzenia, którymi będziemy żyli w najbliższych miesiącach
Piłka nożna
Gdzie zagra Cristiano Ronaldo? Wkrótce kończy mu się kontrakt
Materiał Promocyjny
5G – przepis na rozwój twojej firmy i miejscowości
Piłka nożna
Marcin Animucki: Pieniędzy będzie jeszcze więcej
Materiał Promocyjny
Nowości dla przedsiębiorców w aplikacji PeoPay