Finał mundialu na Maracanie

Porażki w decydujących meczach mistrzostw świata są zawsze bolesne i czasem przypadkowe, ale zwykle ich powodem są błędy piłkarzy i trenerów.

Publikacja: 11.07.2014 02:39

?Zinedine Zidane dał się sprowokować Marco Materazziemu, a Francja przegrała finał mundialu 2006 z W

?Zinedine Zidane dał się sprowokować Marco Materazziemu, a Francja przegrała finał mundialu 2006 z Włochami

Foto: afp/tv

Red

Bóg chciał, żebyśmy grali dalej – mówił po wygranej w rzutach karnych z Chile Brazylijczyk Hulk. Drużyny gospodarzy po wtorkowym blamażu z Niemcami w turnieju już nie ma, ale Bóg na mundialu pozostał.

Jest z innymi, a raczej ze wszystkimi, bo w stadionowych tunelach rozmawiają z nim piłkarze niemal każdej drużyny. Proszą, aby to nad nimi czuwał. Ale nie wygrywa ten modlący się żarliwiej, lecz ten popełniający mniej błędów. Czyli grzechów. Lista tych finałowych, jak pokazuje historia, jest długa.

Pycha

Gdyby wskazać najbardziej rozbuchane ego drużyny przed finałem mundialu, w cuglach wygrałaby Brazylia z roku 1950. Gospodarze nie dopuszczali do siebie myśli, że w finale na Maracanie może być inny wynik niż wygrana z Urugwajem. Pycha Brazylii podsycana była kolejnymi zwycięstwami, m.in. 4:0 z Meksykiem, 7:1 ze Szwecją czy 6:1 z Hiszpanią.

Przed finałem w Rio de Janeiro piłkarze mieli już nawet przyznane nagrody za Puchar Świata. Bramkę na 1:0 w 47. minucie zdobył Friaca. Blisko 200 tys. widzów na trybunach świętowało już sukces, tym bardziej że zapewniał go nawet remis.

Pierwszy palec boży dotknął gospodarzy niespełna 20 minut później po wyrównującym golu Alberto Schiaffino. Drugim była zwycięska bramka Alcidesa Ghiggi. Była to kara za zbytnią pewność siebie, zadufanie, przeświadczenie, że każda reprezentacja poza Brazylią to futbolowy kraj Trzeciego Świata. Szok udzielił się nawet ówczesnemu szefowi FIFA Francuzowi Jules'owi Rimetowi. Fotoreporter jednej z agencji uchwycił moment, kiedy wręczał on puchar swojego imienia kapitanowi Urugwaju Obdulio Vareli. Na twarzy działacza zaskoczenie mieszało się z zakłopotaniem.

Zazdrość i chciwość

Uosobieniem tych grzechów wydaje się reprezentacja Holandii i jej bolesna porażka w finale mundialu w RPA. Podopieczni Berta van Marwijka grali w Afryce pięknie, chociaż turniejowy los rzucał im pod nogi ciężkie kłody, w postaci m.in. Brazylii i Urugwaju. W finale czekała Hiszpania i jej kwitnąca, dopieszczająca podania tiki-taka. Nawet jeśli piłkarze Oranje mówili, że mieli przed meczem spokojne głowy, to prasa i kibice przypominali im, że Holandia nigdy jeszcze nie była mistrzem. Przegrała dwa poprzednie finały w 1974  i 1978 roku, chociaż miała w swoich szeregach takie sławy jak Johan Cruyff, Johan Neeskens czy Rob Rensenbrink. Chciwość Holendrów dopełniała zazdrość. Byli i wciąż są  jedną z nielicznych futbolowych potęg bez wygranej na mundialu. Tę smutną serię mógł zmienić Arjen Robben, ale za każdym razem górą był Iker Casillas.

Ten finał jak mało który pokazał, jak wiele znaczy nie tylko klasa drużyny, ale także czysty przypadek, prozaiczny brak dokładności i zimnej krwi.

Kilka minut przed końcem dogrywki dobił Holendrów Andres Iniesta, zdobywając zwycięską bramkę. Krytykowany za brzydką grę w finale trener Oranje próbował się bronić: – Jesteśmy małym krajem, który może być dumny, że dotarł do finału – mówił van Marwijk.

Nieczystość

Aż dziw bierze, że symbolem tego akurat grzechu jest – uznawany przez niektórych za piłkarskiego dżentelmena – Zinedine Zidane.

Do dziś trwają spory, czy Italia sięgnęłaby po Puchar Świata w roku 2006, gdyby w feralnej 110. minucie Zidane nie wymierzył głową sprawiedliwości, powalając na ziemię Marco Materazziego.

Czy gdyby kapitan reprezentacji wziął udział w serii rzutów karnych, Francja zdobyłaby drugie mistrzostwo świata? Skończyło się na przestrzelonym rzucie karnym Davida Trezegueta, tego samego, który sześć lat wcześniej dał swojemu krajowi (również w meczu z Włochami) tytuł mistrzów Europy na boiskach Belgii i Holandii. Nieczyste, brzemienne w skutki zachowanie Zidane'a przeszło do historii, chociaż sam mecz nie należał do najbardziej porywających.

Spotkanie doczekało się nawet literackiej kontynuacji w książce „Co naprawdę powiedziałem Zidane'owi" autorstwa Materazziego.

Łakomstwo

Przed brazylijsko-włoskim finałem w 1994 roku obie ekipy miały na koncie po trzy tytuły mistrzów świata. Piłkarze Squadra Azzurra nie ukrywali w wywiadach, że chcieliby się pokusić o czwarty tytuł i być najlepsi w historii. Chociaż Włosi mieli okazję, a w swoich szeregach będącego w kapitalnej formie Roberto Baggio (pięć bramek w turnieju), po 120 minutach gry bez goli o tytule miały rozstrzygnąć rzuty karne.

Ten ciężar spętał nogi aż trzem Włochom. I chociaż oprócz Baggio spudłowali również Franco Baresi i Daniele Massaro, kozłem ofiarnym został pierwszy z nich. Obraz lecącej nad poprzeczką piłki do dziś ciągnie się za nieszczęśliwym strzelcem. Kadr z telewizyjnej relacji stał się niemal jednym z symboli popkultury, czołówki wielu programów sportowych zaczynały się pudłem Baggio, po ten urywek chętnie sięgali też producenci mundialowych teledysków.

„Patrząc wstecz, muszę powiedzieć, że przegrana w finale w karnych to coś, z czym nigdy się nie pogodzę. Czy to w porządku, że o czterech latach pracy decydują karne? Myślę, że nie" – żalił się po latach w swojej autobiografii Baggio.

Gniew

Historia meczów finałowych pokazała, że zwykle wygrywa je drużyna o chłodniejszej głowie, taka, która potrafi odpowiednio opanować emocje. Takiej umiejętności 4 lipca 1954 roku w Bernie nie miała świetna drużyna Węgier, chociaż na początku turnieju demolowała rywali.

Jeszcze w rundzie grupowej Madziarzy rozstrzelali 9:0 Koreę Południową i 8:3 RFN. W finale z drugą z tych drużyn poprzedni wynik nie miał już żadnego znaczenia, chociaż Węgrzy początek mieli kapitalny. Z ogromną determinacją, a nawet gniewem, rzucili się na rywala, już po niespełna dziewięciu minutach prowadzili 2:0 po golach Ferenca Puskasa i Zoltana Czibora. Niemcy byli prawie na deskach.

Jednak drużyna Węgier, zamiast dobić rywala, niespodziewanie rozpadła się na kawałki. Pękła, jakby cała jej energia skończyła się w tej dziewiątej minucie. Każda kolejna okazja dodawała Niemcom siły. Pierwszego gola zdobył napastnik Norymbergi Max Morlock, kilka minut później drugiego dołożył Helmut Rahn. Ten sam, który w końcówce dał niemieckiej drużynie mistrzostwo, czyniąc finał szwajcarskiego mundialu jednym z najbardziej dramatycznych w historii.

Lenistwo

Ten grzech można przypisać Brazylii prowadzonej w 1998 roku przez Mario Zagallo. Rozegrany na Stade de France finał z gospodarzami był bodajże najbardziej jednostronnym meczem o złoto w historii mistrzostw globu.

Canarinhos z Ronaldo, Rivaldo, Bebeto i Dungą w składzie zostali rozjechani przez gospodarzy 3:0 po golach Zidane'a i Petita. Brazylia grała niemrawo, nie pomogła jej nawet czerwona kartka, jaką w drugiej połowie ujrzał Marcel Desailly.

Po meczu zarzucano Mario Zagallo, że nie przygotował mentalnie zespołu do finału. Brazylia wyglądała momentami jak grupa kompletnie nieznających się osób. Klęska obrosła legendą także z powodu tajemniczego zasłabnięcia Ronaldo w pokoju hotelowym krótko przed meczem. To miało wystarczyć jako rozgrzeszenie.

Bóg chciał, żebyśmy grali dalej – mówił po wygranej w rzutach karnych z Chile Brazylijczyk Hulk. Drużyny gospodarzy po wtorkowym blamażu z Niemcami w turnieju już nie ma, ale Bóg na mundialu pozostał.

Jest z innymi, a raczej ze wszystkimi, bo w stadionowych tunelach rozmawiają z nim piłkarze niemal każdej drużyny. Proszą, aby to nad nimi czuwał. Ale nie wygrywa ten modlący się żarliwiej, lecz ten popełniający mniej błędów. Czyli grzechów. Lista tych finałowych, jak pokazuje historia, jest długa.

Pozostało 92% artykułu
Piłka nożna
Polska to łatwiejszy rywal? Hiszpania i Holandią stoją przed dylematem
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Piłka nożna
Jakub Kiwior na huśtawce. Czy pozostanie w Arsenalu?
Piłka nożna
Koniec z Viaplay. Premier League będzie miała nowego nadawcę
Piłka nożna
Eliminacje mistrzostw świata. Kiedy i z kim zagra reprezentacja Polski?
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Piłka nożna
Loteria wizowa. Z kim zagra Polska o mundial w 2026 roku?