Kiedy w roku 1954 niemieccy piłkarze wracali z Berna z Pucharem Świata, w Monachium, na Marienplatz i w jego okolicach, wiwatowało na ich cześć kilkaset tysięcy rodaków. Była wśród nich pani w średnim wieku, z dziewięcioletnim dzieckiem, które trzymała na barana, żeby lepiej widziało. – Przypatrz się dobrze, synku – mówiła, wbijając oczy w trzymającego trofeum Fritza Waltera – bo pewnie już nigdy w życiu czegoś takiego nie zobaczysz.
Syn nie tylko zobaczył, ale sam trzymał Puchar Świata. Najpierw zdobył go jako piłkarz, a potem jako trener. Nazywał się Franz Beckenbauer. Jeśli szuka się symboli niemieckiej piłki, pierwszy na myśl przychodzi właśnie on. Genialny piłkarz i człowiek sukcesu. Kiedy Beckenbauer był na boisku lub trzymał stery, można było mieć niemal pewność sukcesu.
Dla Beckenbauera Niemiecki Związek Piłki Nożnej (DFB) zrobił wyjątek od zasady, której był wierny przez kilkadziesiąt lat. Polegała ona na tym, że kolejnym trenerem reprezentacji stawał się automatycznie asystent odchodzącego.
Na początku XX wieku niektóre drużyny narodowe w ogóle nie miały trenerów i Niemcy były wśród nich. O wyborze zawodników decydowały komitety złożone z trenerów klubowych. Pierwszy selekcjoner pojawił się dopiero w roku 1926. Był nim profesor Otto Nerz, na którego podręcznikach uczyły się pokolenia niemieckich trenerów.
Jego asystentem był Sepp Herberger, który przejął kadrę w roku 1936 i prowadził ją przez 27 lat! Kiedy odchodził w roku 1963, zostawił ją w dobrych rękach asystenta Helmuta Schoena, a ten, w roku 1978, w rękach swojego asystenta Juppa Derwalla.