Ta historia musi się zacząć w taksówce. Taksówkarz jest zawsze pierwszym kontaktem z nowym światem, a w tym przypadku świat był egzotyczny i trzeba było go polubić, bo nie da się spędzić 40 dni, myśląc tylko o złych rzeczach, które mogą się stać. Mógłbym policzyć, ile kilometrów przejechałem samochodem, ile mil przeleciałem samolotami, ale to za trudne zadanie.
Mundial nie odbywał się w kraju, ale na kontynencie. Jednego dnia siedziałem w tropikach, sprawdzałem prognozę pogody i rozkład lotów. Teraz 32 stopnie Celsjusza, przesiadka – 20 stopni o 3 w nocy, miejsce docelowe – 8 stopni nad ranem. Jak się ubrać?
Taksówka, od której chcę zacząć, jest taksówką w Sao Paulo. Mieście molochu, które da się pokochać tylko za to, że nie można go zrozumieć. Nie wiem, jak to się stało, że nie widziałem tu ani jednej stłuczki na ulicy, choć wszyscy jeżdżą, jak chcą. I trąbią, całe miasto trąbi, ciężarówki zmieniające pas na wszelki wypadek włączają jeszcze światła awaryjne, żeby nie było wiadomo, czy zmieniają na prawy czy lewy. Najgłośniej trąbią motocykliści przeciskający się przez wielokilometrowe korki. W Sao Paulo nie powinno się zmieniać pasa ruchu, bo można zajechać drogę komuś, kto pędzi na skuterze. Zresztą to bezcelowe, bo pas obok też stoi.
Zgubiony telefon
W taksówce z kieszeni wypadł mi telefon. Nie była to pierwsza taksówka w Sao Paulo, ale jedna z ostatnich, po sześciu tygodniach życia w Brazylii. W telefonie wszystkie zdjęcia z wyjazdu, kontakty. Zorientowałem się od razu, próbowałem dogonić samochód, ale było za późno. W Sao Paulo taksówek jest kilkadziesiąt tysięcy, ta była złapana na ulicy, nie znałem korporacji ani nawet marki auta. Dzwoniłem, pisałem esemesy z drugiego aparatu. „Zapłacę ci, potrzebuję tylko danych, zostawię ci ten telefon, człowieku".
Usiadłem w barze na rogu, kiedy zaczepiła mnie para Brazylijczyków. Pytali, czemu jestem taki smutny, czy coś się stało. Po kwadransie wokół mnie stało 15 osób, wszystkie z telefonami w ręku. – Gdzie mieszkasz? Bo ten taksówkarz już jedzie oddać ci telefon. Masz szczęście, odebrał, bo mu coś wibrowało na siedzeniu.